11. | Męska rozmowa |

2.2K 212 85
                                    

Yuki czuł się jak w potrzasku. Z jednej strony było mu żal matki, która po raz pierwszy pokazała przed nim swoje bardziej ludzkie oblicze, jednak patrząc na to racjonalnie, czuł, że cała ta historia nie trzymała się kupy. Westchnął ciężko i wyjął z kieszeni luźnych spodni małe pudełeczko. Przyglądał mu się przez chwilę w milczeniu, przypominając sobie błysk w oku Emmy, kiedy powierzała mu Miraculum. Nie wiedział, któremu ze swoich rodziców powinien zaufać. Nigdy nie mógł liczyć na matkę. Lukę poznał całkiem niedawno i chociaż od razu udało im się złapać wspólny język, chłopak nie wiedział, czy może mu do końca ufać. Jedyną stałą pośrodku tego całego bałaganu była ona. Nie mógł jej zawieść. Niespodziewanie drzwi pokoju otworzyły się.

— Można? — zapytała Kagami. Jej wzrok powędrował z twarzy syna na zamknięte pudełeczko, które doskonale znała. Na jej twarz wpełznął leniwy uśmiech, kiedy siadała na brzegu łóżka, zaplatając synowi ręce na karku.

— Wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz! Jakim cudem udało ci się namówić tę smarkulę, żeby dała ci naszyjnik? — spytała podekscytowana. — Zresztą nieważne. Daj mi go.

W jej oczach malował się niezdrowy cień triumfu. Yuki natychmiast wepchnął szkatułkę do kieszeni i wstał pośpiesznie, prostując się.

— Nie. Ten naszyjnik należy do Emmy. Bez niego nie będzie w stanie uratować swojej matki — odparł, zachowując niewzruszony wyraz twarzy.

— Nie taki był plan — wysyczała przez zęby Kagami, robiąc krok w przód. — Oddawaj naszyjnik, smarkaczu!

— Nie, nie zrobię tego mamo.

— Hmm... — Kobieta zawahała się przez chwilę, po czym uśmiechnęła się chytrze. — Już chyba wiem, co masz na myśli. Wielkie umysły myślą tak samo, czyż nie? Chcesz zatrzymać Miraculum i pod pozorem pomocy tej małej, głupiej kozie zaczniesz sabotować jej działania. W ten sposób los Marinette Agreste będzie przesądzony! — odparła, wyraźnie zafascynowana własną teorią. Yuki wzdrygnął się na samą myśl, że mógłby przyczynić się do czegoś, co mogłoby zranić Emmę.

— Ty jesteś chora! Powinnaś się leczyć! — warknął, po czym wybiegł z mieszkania jak burza.

***

Emma spojrzała na zegarek, który wskazywał 7:45. Nie wiedziała jakim cudem doczłapała się do szkoły, śpiąc zaledwie dwie godziny. Piątkowe zajęcia były wprawdzie krótsze i już pięć godzin później mogłaby zrealizować kuszącą wizję udania się do domu na popołudniową drzemkę. Problem polegał na tym, że podczas gdy jej rówieśnicy odpoczywali, lub zastanawiali się nad tym, czy spędzić wolny czas w kinie, czy na domówce, ona obmyślała skomplikowany plan, który miałby pomóc uratować jej matkę. Gdy dotarła przed salę fizyczną, jej oczom ukazał się niecodzienny widok. Yuki siedział samotnie na oparciu pustej ławki, wbijając stalowe spojrzenie w podłogę. Zazwyczaj spędzał przerwy, brzdąkając na gitarze, otoczony wianuszkiem dziewcząt, jednak tym razem wyglądał na pogrążonego we własnych myślach. Blondynka zawahała się przez moment, po czym zdecydowała się podejść i przywitać się.

— Hej — wydusiła trochę zbyt onieśmielona widokiem jego błękitnego spojrzenia, które kryło się za ciemną, zdecydowanie zbyt długą grzywką.

— Czekałem na ciebie — stwierdził, zeskakując z gracją z ławki. — Musisz mnie kryć. Nie będzie mnie na fizyce. Mam coś do załatwienia — dodał, posyłając jej krzywy uśmiech.

— Rozumiem. Idziesz na wagary, a ja mam ci załatwić alibi, zgadza się? — fuknęła. Od czasu ich pocałunku starała się go unikać. Nie była gotowa na konfrontację, bojąc się, że to, co się wydarzyło, nie miało dla niego tak wielkiej wagi, jak dla niej, a gdy w końcu zdobyła się na odwagę i odezwała się do niego pierwsza, udawał, że nic nie zaszło. Ba! Miał jeszcze czelność prosić ją o coś tak niedorzecznego!

Trylogia szczęścia część 3: Pokaż się!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz