TRAGEDIA W TOALECIE

1.9K 57 0
                                    


Należę już do Hogwartu 2 miesiące. Pansy oraz Draco bardzo mi pomagają nadrobić zaległości sprzed 5 lat. Jestem im za to bardzo wdzięczna. Już opanowałam mnóstwo zaklęć, a profesorzy mówią, że bardzo szybko się uczę i jestem bardzo ambitna. Moim opiekunem w Slytherinie jest Severus Snape. Z tego co mi o nim wiadomo to zawsze ubiegał się o stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią, ale wielokrotnie dostawał odmowę. Bardzo lubiłam Snape'a. Draco, ja, Pansy i kilka osób z naszego domu tworzyliśmy paczkę. Trzymaliśmy się razem. Uczniowie bardzo mnie lubili. Nie byłam typem ucznia, który jest chamski albo egoistyczny wobec innych. Starałam się, jako nowa uczennica pokazać się z jak najlepszej strony, nawet Draco mi pomagał, ale on nie był za bardzo lubiany. Nie wiedziałam tylko dlaczego. Z tego co wiem to uczył się zadowalająco, był inteligentnym, zdolnym uczniem. Po jakimś czasie zaczęłam zauważać, że nawet Snape przestał go faworyzować i mieć za najlepszego ucznia w naszym domu. Chciałam się dowiedzieć prawdy. Pewnego dnia. Padał deszcz, było strasznie zimno na dworze. Zbierało się na burzę. Mieliśmy wtedy obiad. Obiady w Hogwarcie wyglądały tak, że każdy dom siadał przy osobnym stole. Nasz cały dom się zebrał przy stole po prawej stronie. Każdy usiadł i zaczęliśmy jeść. Obok mnie zawsze siedział Draco, ale tym razem nie przyszedł, nie wiedziałam, czy może zapomniał, albo nie chciał przyjść. Ale kto zapomina o obiadach. Jednak nie ukrywam się, że się o niego bardzo martwiłam. Kiedy jedliśmy obiad, a był wyśmienity. Moją uwagę przykuła nieobecność Harry'ego. Chciałam zapytać Hermione, albo do Rona, co się dzieje z Potter'em. Lecz w głowie miałam same czarne scenariusze. W tamtym momencie nie miałam apetytu. Pansy widziała, że coś jest ze mną nie tak i, że martwię się o swojego ukochanego. W pewnym momencie wstałam od stołu poszłam do pokoju Draco. Nie było tam nikogo, poza porozrzucanymi książkami na biurku. Byłam w szoku. Draco zawsze miał posprzątany pokój i biurko, nawet lepiej ode mnie. Co więc mogło się stać? W końcu pomyślałam o toalecie. Nie miałam pojęcia, dlaczego akurat toaleta, ale pobiegłam tam. Nie obchodziło mnie, że to męska. Miałam złe przeczucie co do zniknięcia Potter'a i Malfoy'a. Gdy weszłam do toalety. Moim oczom ukazał się widok, którego nie chciałaby zobaczyć każda dziewczyna. Na podłodze leżał zakrwawiony Draco, a obok niego siedział Harry, próbujący udzielić mu pierwszej pomocy. Prawie zemdlałam na miejscu. Podbiegłam do obu chłopaków. Rzuciłam wszystko co miałam na sobie. Wyciągnęłam tylko różdżkę, ale najpierw rzuciłam ją na ziemię, żeby sprawdzić, czy on oddycha. Dzięki Bogu oddychał. W jednej minucie złapałam różdżkę, a Harry'emu kazałam się odsunąć i biec po pomoc. Kiedy on wybiegł po jakiegoś profesora. Byłam jednocześnie przerażona i wstrząśnięta. Łzy spływały mi po policzkach. Ale w pewnym momencie wzięłam się w garść. Na szczęście znałam zaklęcie gojące rany. Użyłam zaklęcia Vulnera Sanentur, krew Malfoy'a zaczęła zanikać. Zaklęcie zaczyna działać kiedy jego nazwę wypowie się trzy razy. Jest to typ zaklęcia uzdrawiającego. Po trzykrotnym wypowiedzeniu zaklęcia, na ciele chłopaka nie było już żadnych ran, ani krwi. Domyśliłam się jak nazywa się zaklęcie, które ktoś użył, by go zranić. Było to Sectumsempra. To zaklęcie powoduje pojawienie się na ciele głębokich ran ciętych, które mogło doprowadzić nawet do wykrwawienia. Zaklęcie należało do Severusa Snape'a. Nie ukrywam, że przez pierwsze dziesięć sekund podejrzewałam go o popełnienie próby zabicia Dracona, ale szybko wybiłam sobie z głowy, gdyż wiem, że profesor Snape, bardzo lubił Dracona. Gdy Nagle do toalety przybiegł właśnie Snape. Stanął, obok Malfoya. A ja powiedziałam:

- Profesorze, użyłam zaklęcia Vulnera Sanentur. Z tego co widzę to pomogło, ale powinniśmy zabrać go do szpitala.

Snape popatrzył na mnie takim wzrokiem, jakby był na mnie wściekły, ale po chwili powiedział cichym głosem:

- Dziękuję.

Popatrzyłam na niego i lekko się uśmiechnęłam. Chwilę później przyszły pielęgniarki i zabrały go do szpitala. Kiedy Draco był w szpitalu spędzałam z nim mnóstwo czasu. Dużo wtedy spał. Siedziałam na jego łóżku i trzymałam go za rękę. Często przychodziła do niego Pansy i reszta Ślizgonów. Bywały momenty w których płakałam. Bo nie wiedziałam, kto był taki brutalny i zaatakował mojego chłopaka. Cały czas myślałam, kto to mógł być. Miałam same złe myśli. Minęło parę dni kiedy Draco wyszedł ze szpitala, starałam się nie dopytywać, kim była osoba, która go skrzywdziła. Nie miałam zamiaru przypominać mu o tym tragicznym zdarzeniu. Po tej całej sytuacji po powrocie ze szpitala, Draco bardzo zamknął się w sobie. Nie rozmawiałam z nim już tyle co kiedyś. Pewnej nocy, kiedy szłam do swojego pokoju. Słyszałam jak płacze. Płaczący Ślizgon. Było mi go tak bardzo żal. Nie chciałam, żeby płakał i cierpiał. Odsunął się nawet od swojej paczki i najwięcej czasu spędzał z Vincentem Crabbe'm i Teodorem Nott'em. Spędzali razem najwięcej czasu. Trochę mnie bolała myśl, że mój własny chłopak zwierza się ze swoich problemów, nie mi, a swoim dwóm "ochroniarzom". Ja i Pansy i reszta domu, nie wiedzieliśmy co się dzieje z Draco. Malfoy pełnił funkcję prefekta Slytherinu wraz z Pansy. Każdy dom miał swojego prefekta, u nas byli to Draco i Pansy. Ale przez głowę przechodziła mi pewna myśl. Skoro spędzają ze sobą tak dużo czasu to Draco na pewno im powiedział, kto jest jego napastnikiem. Po kolacji od razu udałam się do pokoju Vincenta, Teodora no i Draco. Kiedy zapukałam i weszłam do pokoju zobaczyłam siedzącego na łóżku Draco, w białej koszuli, w czarnych eleganckich spodniach, bez butów. Wokół niego siedzieli jego dwaj "ochroniarze". Draco kiedy mnie zobaczył, na początku popatrzył na mnie, rzucił mi się na szyję i powiedział po cichu "przepraszam". Złapałam go za rękę, przytuliłam i zapytałam czy możemy porozmawiać, ale on zrobił szklane oczy, spuścił głowę na dół, otarł jedną łezkę i powiedział:

- Przepraszam, ale nie chcę o niczym rozmawiać. Kocham cię, ale nie chcę cię zamartwiać.

Popatrzyłam na niego, a jego uśmiech, którego nie widziałam od dłuższego czasu nagle zniknął, a on poszedł z powrotem do swojego pokoju, zamknął drzwi. Ja dosłownie nie wiedziałam co się dzieje. W tamtym momencie również zrozumiałam, że on jest bardzo zamknięty w sobie. Obiecałam sobie, że pomimo wszelkich przeszkód dowiem się, kto doprowadził go do takiego stanu.

ŚLIZGONKA- ZNAŁAM DRACONA MALFOYADonde viven las historias. Descúbrelo ahora