BITWA O HOGWART CZ.1

658 19 0
                                    

Minęło trochę czasu po balu, nieudanym zakończeniu roku szkolnego, ale akcja z Czarnym Panem, wciąż trwała i stawała się coraz bardziej napięta. Z dnia na dzień, czułam wewnętrzny strach i wizję Voldemort'a, który staje u bram Hogwartu. To był najtrudniejszy okres w moim życiu, nigdy bym się nie spodziewała, że tak to będzie. Chciałam uchronić bliskich przed katastrofą, ale nie do końca wiedziałam jak. Czarny Pan chciał mnie zabić, i ja o tym wiedziałam. Przyrzekłam sobie, że gdybym miała wybierać między moją śmiercią, a śmiercią moim najbliższych i przyjaciół, wybrałabym, aby Czarnoksiężnik zamordował mnie. Codziennie po głowie chodziły mi myśli:

- Czy Czarny Pan po mnie przyjdzie?

- Co się niedługo stanie?

- Kto na tym ucierpi?

Od dłuższego czasu, o niczym innym nie myślałam.Pewnego razu, w nocy, udałam się na wieżę, by porozmawiać ze swoimi zmarłymi rodzicami. Chciałam, by dodali mi wsparcia. Od dłuższego czasu nie mogłam już normalnie funkcjonować. W mojej głowie pojawiały się same czarne scenariusze. Tę noc spędzoną na wieży przeznaczyłam na przemyślenia. Długo tam przesiedziałam, prawie całą noc. Dopiero nad ranem postanowiłam udać się do swojego pokoju. Gdy schodziłam po schodach, na szczęście nie usłyszałam nikogo. Po cichu otworzyłam drzwi znajdujące się w pomieszczeniu, z nadzieją, że nikt mnie nie usłyszy. Gdy nagle w ciemnym pokoju zobaczyłam twarz Pansy.

- Gdzie ty byłaś? - Mówiła rozgniewana

- Martwiłam się o ciebie, że gdzieś poszłaś i nie wrócisz. Zostawiłaś nawet różdżkę. - Ciągnęła dalej

Powiedziałam jej prawdę. Nie miałam siły ciągnąć wszystkich kłamstw.

- Byłam na wieży. Rozmawiałam z rodzicami, o tej całej sytuacji. - Tłumaczyłam

Ona nie powiedziała nic więcej, tylko zamknęła cicho za mną drzwi. Rankiem obudziłam się o późnej godzinie, a dokładnie popołudniem, była czternasta godzina.

- W końcu się obudziłaś. - Powiedziała roześmiana Parkinson

- Która godzina? - Zapytałam cichym głosem

- Dochodzi czternasta. - Odparła

Gdy to usłyszałam, zerwałam się na równe nogi.

- Draco na ciebie czeka, twierdzi, że ma ci coś ważnego do powiedzenia. - Rzekła Pansy

Odwróciłam się w jej stronę, zdziwiona. Gdy doprowadziłam się już do normalnego stanu, wyszłam na korytarz, gdzie faktycznie stał Draco. Przyznam, że czułam się trochę niezręcznie, a zarazem byłam bardzo szczęśliwa.

- Witaj Martine. Chciałem ci tylko coś powiedzieć. - Powiedział

- Słucham cię. - Odparłam
Chłopak złapał mnie za moją zimną, od długiego stania przy gwiaździstym niebie, rękę i zaprowadził do pewnego miejsca. Nie miałam pojęcia, co to za miejsce. Byliśmy sami, zupełnie sami. To miejsce kojarzyło mi się z pokojem życzeń, ale dokładnie wiedziałam, że to nie jest to. Byliśmy na pewnej wieży, lecz to nie była zwykła wieża. Chłopak podszedł do barierki i złapał ręką jedną z poręczy, opierając się przy tym.
- Pamiętasz, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy? - Zapytał tajemniczo, lecz spokojnie nastolatek
- Pamiętam, było to prawie dwa lata temu, kiedy postanowiłam wyjść z przyjaciółkami na spacer. - Odparłam
- Właśnie, pamiętam ten dzień, jakby to było dzisiaj. - Ciągnął wciąż Draco
Zastanawiałam się, po co, o tej porze, tego dnia, sprowadził mnie na jedną z wież, by powiedzieć mi te słowa.
- Byłem wtedy młodszy i głupszy. Popełniałem dużo błędów, których później nie mogłem naprawić. Było za późno. W pierwszych latach mojej nauki w tej szkole, imponował mi pewien Czarnoksiężnik. Uważałem go za swój autorytet, ale szybko zmieniłem zdanie na ten temat. Chciałem być szanowanym wśród uczniów i nauczycieli chłopcem. Za każdym razem, gdy dokuczałem Potter'owi, a on próbował się obronić, a mi się to nie podobało, broniłem się swoim ojcem. Chciałem być inny.
Lepszy. Ale dopiero po czasie zrozumiałem, że na dobre mi to nie wyjdzie. Zacząłem się buntować. Chciałem, by każdy uczeń w szkole mnie szanował, i tak właśnie pojawili się Vincent i Teodor. Nazywałem ich ochroniarzami, moimi ochroniarzami. Byłem pewny, że udowodnię każdemu, kto w tej szkole jest najlepszy. Byłem pod wpływem samego Czarnego Pana. Chciałem być taki jak on. Potężny, silny i niepokonany. Mojemu ojcu, było to na rękę, był i jest śmierciożercą. Wstąpił do Czarnego Pana. Wtedy zacząłem się go bać. Zrozumiałem, że Czarny Pan, nie jest taki, jak mi się wydawało. Jest złym Czarnoksiężnikiem. On powrócił i tym razem wrócił nie po mnie, nie po Cedrika, czy po Pansy. Ale po ciebie, bo wie, że masz niesamowitą moc przewidywania przyszłości. Przez ostatnie miesiące, zrobiłem coś, co przeszło moje oczekiwania. Stworzyłem zaklęcie, zaklęcie wchodzące w umysł czarodzieja. Zrobiłem je dla ciebie. Jest wyjątkowo silne i możesz je użyć raz na jeden dzień. A brzmi ono, Vincentru Scazanattum. - Mówił dalej chłopak
Nie wiedziałam co mam powiedzieć w tamtym momencie. Chciałam mu podziękować, ale w głowie zadawałam sobie pewne pytanie: Dlaczego stworzył to zaklęcie i dlaczego mam go użyć? Nie znałam na to pytanie odpowiedzi.
- Draco. To co dla mnie zrobiłeś jest wyjątkowe i niesamowite. Wykazałeś się nie tylko odwagą, a także rozumem. - Powiedziałam
- Pewien mądry czarodziej kiedyś powiedział: Gdy wsłuchujesz się w bicie serca złego człowieka, możesz usłyszeć cząstkę iskierki dobroci, która kryje się głęboko w jego sercu. - Mówiłam wciąż
Chłopak popatrzył na mnie i pocałował moje usta. Poczułam się wyjątkowo, staliśmy na szczycie wieży, gdzie człowiek, którego kochałam najbardziej na świecie, całował moje usta. Wiał chłodny wiatr, który tworzył jeszcze bardziej romantyczną atmosferę.
- Chciałbym, abyś była bezpieczna. Już zawsze. - Wyszeptał
Popatrzyłam w jego niebiesko-szare oczy.
- Zawsze. - Powiedziałam, uśmiechając się
W tamtym momencie, chłopak objął mnie w swoje ramiona, a moje serce, zaczęło bić coraz mocniej. Nagle poczułam podmuch mocnego wiatru. Wiatr był tak silny, że ja i Malfoy upadliśmy na ziemię. Nagle naszym oczom ukazała się postać, przypominająca zjawę. Był to dementor. Strażnik Azkabanu. Nie miałam przy sobie różdżki, ale zobaczyłam, że w kieszeni przerażonego Dracona jest różdżka, którą mu podarowałam. Dementor, był coraz bliżej nas, gdy w pewnym momencie zaczął wsysać nasze dusze. Czułam, że tracę siłę. W jednym momencie ostatkiem sił, wstałam i wypowiedziałam zaklęcie.
- Expecto Patronum! - Powiedziałam
Po chwili zobaczyłam Patronusa, który swoim kształtem przypominał łanię. Dementor zniknął.
Upuściłam różdżkę na ziemię i obejrzałam się dookoła. Gdy nagle popatrzyłam na ziemię i zobaczyłam leżącego na niej Dracona. Chłopak nie oddychał. Byłam przerażona. Chciałam pobiec po pomoc, lecz wyszłoby ma jaw, że pałętamy się po zamku. Złapałam chłopaka za szyję i błagałam by wrócił. Nagle przypomniały mi się jego słowa:
- Stworzyłem zaklęcie, zaklęcie wchodzące w umysł czarodzieja.
Popatrzyłam na chłopaka i w jednej sekundzie, wypowiedziałam zaklęcie. Czułam jak się wszystko wokół mnie się zmienia. Znalazłam się w pewnym pokoju, był cały biały. Nie było żadnych drzwi, ani okien. Gdy nagle zobaczyłam Dracona, stał za mną.
- Draco? To ty? - Zapytałam
Jednak on nie odezwał się ani słowem.
Wpatrywał się w moje zielone oczy, a w jego.
- Spraw, by Draco odzyskał przytomność, proszę. - Mówiłam dalej
Ale chłopak wciąż milczał.
- Daj mu wrócić, błagam. Nie pozwól mu umrzeć. - Wciąż mówiłam
W pewnym momencie chłopak wyciągnął różdżkę i wypowiedział pewne zaklęcie, ale nie byłam w stanie usłyszeć jakie, ponieważ po tym od razu znalazłam
się na wieży, gdzie leżał Malfoy. Popatrzyłam na jego bladą twarz, gdy nagle chłopak otworzył oczy i powiedział:
- Co się stało?
Byłam taka szczęśliwa, że nic mu się nie stało. Jednocześnie nie spodziewałam się, że zaklęcie zadziała. To było zdumiewające uczucie i przeżycie, znaleźć się w czyimś umyśle. Pomogłam chłopakowi wstać i zeszliśmy na dół do Pansy i Cedrika. Oni czekali na nas z niecierpliwością.
- Już jesteście. Martwiłam się o was! - Powiedziała Pansy
- Ale już jesteśmy i mamy się dobrze. - Powiedziałam
Potem nasza czwórka udała się do swoich pokoi, gdyż zrobiło się bardzo nieprzyjemnie na zewnątrz. W pokoju ja czytałam książkę, a Pansy robiła porządek w szafie. Gdy nagle do naszego pokoju zapukał przerażony Argus Filch i powiedział, że natychmiast mamy udać się do wielkiej sali. Pansy i ja byłyśmy zdziwione nagłym zachowaniem woźnego, więc bez wahania udałyśmy się do do wielkiej sali. Gdy wyszłyśmy z pokoju, zauważyłam tłumy uczniów, taranujących każdego po kolei. Wyglądali na wystraszonych. Przechadzałyśmy się przez cały tłum, aż w końcu dotarłyśmy do wielkiej sali, gdzie tam zobaczyliśmy Severusa Snape'a, który po uspokojeniu całej gromady uczniów, zaczął przemawiać
- Moi uczniowie. Chciałem was poinformować, że dyrektorem szkoły od dzisiaj będę ja. Chciałbym aby każdy uczeń dostosowywał się do moich zasad. Właśnie rozpętała się druga wojna czarodziei. Może nie zdawać sobie sprawy z powagi sytuacji, ale niedługo zacznie się rzeź.
Byłam przestraszona. Wiedziałam, że już niedługo zacznie się straszna wojna. Gdy w jednym momencie, przed oczami ukazał mi się obraz. Był tak silny, że upadłam na ziemię, podtrzymując się rękami, od tylu. Zobaczyłam Czarnego Pana, który niszczy naszą szkołę i zabija moich najbliższych. Słyszałam jego głos, który coś do mnie mówił. Uczniowie, zaczęli się na mnie patrzeć, z przerażeniem. W końcu obraz zniknął, a ja wstałam, obejrzałam się dookoła i wyszłam z sali. Za mną chciał iść Draco, ale w jednej sekundzie Severus go zatrzymał. Poszłam do pokoju życzeń, tam zaczęłam czegoś szukać, ale sama nie wiedziałam czego. W tamtym momencie, nie planowałam nad sobą. Wydawało mi się, że musiałam to zrobić, szukać pewnej bardzo ważnej rzeczy. Stanęłam na środku pokoju. Obejrzałam się dookoła, gdy nagle poczułam coś w sobie. Nie potrafiłam opisać tego uczucia, ponieważ było bardzo dziwne. Gdy się odwróciłam zobaczyłam stolik, a na nim pewną szkatułkę. Powoli podchodziłam do szkatułki. Była podłużna, ozłocona i bogata. Stanęłam przy niej i powoli otworzyłam pokrywkę. Moim oczom ukazała się różdżka. Była czarno złota i mieniła się w blasku światła i słońca. Gdy wzięłam do ręki różdżkę poczułam, jakby moje serce zaczęło bić mocniej i szybciej. Powoli zaczęłam rozumieć, co tutaj się dzieje. Obejrzałam się dookoła siebie i jak najszybciej wybiegłam z pomieszczenia. Szłam w szybkim tempie do wielkiej sali. W końcu dotarłam i z ogromną siłą otworzyłam drzwi. Stanęłam na przeciwko Snape'a, wyciągnęłam różdżkę na przeciwko niego i ostrym wzrokiem, wpatrywałam w jego głębokie ciemnobrązowe oczy. Wszyscy uczniowie odsunęli się w różne strony.
- Powiedz! Powiedz co zrobiłeś! - Krzyczałam w jego stronę
Ku mojemu zdziwieniu, profesor stał i nie odzywał się ani słowem. Słuchał co mam do powiedzenia.
- Jak mogłeś go zastąpić? On ci ufał! - Mówiłam dalej
- Powiedz, co zdarzyło się w noc śmierci Dumbledore'a! - Kontynuowałam
Nagle nauczyciel wyciągnął różdżkę i próbował skierować ją moją stronę, gdy nagle przede mną stanęła profesor McGonagall, która próbowała stanąć w mojej obronie. Po chwili nauczycielka zaczęła rzucać zaklęciami w stronę Severusa, a on bronił się, zatrzymując zaklęcia. W pewnym momencie, Snape przemienił się, jakby w dym i wybijając okno, wyleciał przez nie. Severus Snape, był śmierciożercą. Nastała cisza. Minerwa popatrzyła w moją stronę, a ja na nią, gdy nagle przed oczami zobaczyłam Czarnego Pana, który właśnie zbliża się do naszej szkoły, by położyć kres tej szkole i wszystkim, którzy się w niej znajdują. Był wściekły. Chciałam w końcu zakończyć to wszystko. Ale wiedziałam, że to dopiero tragiczne początki. Pani McGonagall zarządała natychmiastowego otworzenia drzwi, bram i okien w całej szkole. Właśnie zaczęła się wojna. Wojna o życie. Wszyscy uczniowie, pierwszoroczni, drugoroczni oraz trzecioroczni zostali zaprowadzeni do swoich pokoi, natomiast reszta, miała stanąć do walki. Nagle McGonagall powiedziała:
- Dziecko, ty idziesz ze mną.
W tamtym momencie zwracała się do mnie.
- Dobrze, pani profesor. - Odrzekłam
Udaliśmy się do wejścia Hogwartu. Czarownica stanęła przodem do drzwi i wypowiedziała zaklęcie:
- Piertotum Locomoto!
Patrzyłam na nią, gdy nagle wszystkie posągi i rzeźby zaczęły spadać z góry, gdzie było ich miejsce. Figury i posągi szły w rzędzie w stronę podłużnego, kamiennego mostu. Przystały na samym początku. Reszta nauczycieli czyli Remus Lupin, Horacy Slughorn i reszta robiła tarczę obronną, przed armią Czarnego Pana. Po chwili znów poczułam pewne uczucie i zobaczyłam przed oczami obraz, przedstawiający Czarnoksiężnika, który zabija Pansy, która chce mnie uratować. Byłam przerażona. Nie mogłam na to pozwolić. Gdy się odwróciłam zobaczyłam właśnie Pansy, Dracona i Cedrika, którzy stali za mną i wpatrywali się we mnie. Przed oczami, jak i w myślach miałam ciagle obraz umierającej Pansy. Poleciały mi łzy i poczułam się słabsza. Wiedziałam, że to przyszłość, więc chciałam temu zapobiec. Ale nie miałam pojęcia jak. Poczułam, że po tym co zobaczyłam, mój grunt pod nogami się rozpadł. Nagle przyjaciółka podbiegła do mnie i powiedziała:
- Wszystko dobrze? Masz minę, jakbyś zobaczyła dementora.
Dziewczyna była dla mnie taka dobra, nie mogłam pozwolić na to by zginęła z ręki samego Czarnego Pana. Złapałam ją za rękę i wydusiłam z siebie jedyne słowa:
- Byłaś i jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką miałam.
Ona popatrzyła na mnie ze strachem i nie wiedziała co ja mówię. Nie rozumiała mnie. Ja zalałam się łzami. Puściłam rękę dziewczyny, popatrzyłam na chłopaków i udałam się na jedną z wież. Byłam agresywna i smutna. Zaczęłam krzyczeć w stronę nieba, chcąc porozmawiać z rodzicami. Ale nikt nie odpowiadał. Dotąd normalnie z nimi rozmawiałam. Dzisiaj wszystko się pozmieniało. Płakałam bardzo mocno. Siedziałam tam dosyć długo. W tym czasie trójka moich przyjaciół próbowała mnie znaleźć, a ja chciałam zostać sama. Siedziałam na wieży płacząc i wmawiając sobie, że nigdy nie wybaczę sobie śmierci Pansy Parkinson. Nagle usłyszałam grzmoty, gdy się obróciłam zobaczyłam tarczę ochronną, w którą uderzają zaklęcia śmierciożerców. Zaczęło się, druga bitwa o Hogwart. Wpatrywałam się w powoli niszczącą się tarczę, wykonaną, przez profesorów Hogwartu. Po chwili poczułam w sobie siłę, wyciągnęłam różdżkę, która była mi pisana i zeszłam na dół do moich przyjaciół. Obiecałam sobie, że nie dam skrzywdzić, żadnego z nich. Gdy schodziłam na dół, zauważyłam ich stojących obok drzwi pokoju mojego i Pansy. Stanęłam na środku, ale oni mnie nie zauważyli. Gdy ich zobaczyłam, wszystkie wspomnienia, jakie z nimi mam, wróciły. Powoli podeszłam do nich, a gdy mnie zobaczyli, pobiegli do mnie i rzucili mi się na szyję. Nie potrafiłam w tamtym momencie przestać płakać. To było bardzo wzruszające. Nagle złapałam ich za rękę i powiedziałam:

- Choćby nie wiem co się działo, obiecajcie mi, że nigdy o sobie nie zapomnimy.

- Przyrzekam. - Powiedziała Pansy

- Przyrzekam. - Powiedział Cedrik

- Przyrzekam. - Dodał Dracon

- Musimy iść. Tarcza obronna zaraz się zniszczy i śmierciożercy będą mieli dojście do szkoły. Czarny Pan jest blisko. Przy życiu trzyma go wąż, Nagini. Musicie go zabić. - Tłumaczyłam

W tamtym momencie nasza czwórka przyrzekła sobie, że nigdy o sobie nie zapomnimy i do końca życia będziemy o sobie pamiętać, choćby nie wiadomo co się działo. Jednak potem było tylko gorzej.

ŚLIZGONKA- ZNAŁAM DRACONA MALFOYAOù les histoires vivent. Découvrez maintenant