6. Widzę jak rozpadasz się na kawałki niczym bohater

76 8 37
                                    

Mówi się, że dzieci są naiwne. A to dorośli wkręcili sobie to słodkie kłamstewko, nie chcąc przyjąć do wiadomości, że dziecko widzi, co dookoła niego się dzieje i często rozumie więcej, niż inni mogliby przypuszczać.

Też tak miałem, tato.


Zawsze cię obserwowałem. I ciebie, i mamę. Kiedy poszedłem do przedszkola, a później do szkoły, widziałem rodziców moich koleżanek i kolegów. Miałem porównanie. A nawet i bez tego już wcześniej – zapewne nieświadomie – dawałeś znać, że coś jest na rzeczy. Może myślałeś, że nie widzę. Może myślałeś, że nie zastanawiam się nad tym. A ja wiele razy nie mogłem zasnąć, leżąc na tym samym łóżku, w którym spałeś za dziecka i za nastoletnich lat i patrząc na rozsuwaną szafę przy drzwiach.

Przy tobie mama zawsze promieniała szczęściem, ale ty? No dobra, uśmiechałeś się. Obejmowałeś ją. Dawałeś buziaka w czoło. Ale kiedy pytała cię, jak tam pacjenci, odpowiadałeś krótko i zdawkowo. Już więcej opowiadałeś cioci Yuzu czy cioci Karin.

Mama zawsze upominała mnie, żebym nie przeszkadzał ci w pracy w klinice. Tłumaczyła, że jesteś zajęty. A ja naprawdę za tobą często tęskniłem. Chciałem usiąść ci na kolanach, po prostu. Żebyś mnie przytulił. Opowiadał, co robisz. Nawet jeśli piąte przez dziesiąte rozumiałbym, o co chodzi w całym tym medycznym zamęcie.

Nie pracowałeś tak, jak rodzice koleżanek czy kolegów. Trochę jak rodzice Ichiki, których praca polegała na czymś zupełnie innym. Byli Bogami Śmierci. Tak jak ty kiedyś, tato.


W gabinecie lekarskim przesiadywałeś nawet późnymi wieczorami. Nie zawsze, ale na tyle często, bym zauważył, że nie kładziesz się spać razem z mamą. Bywałeś tak pochłonięty pracą, że nie zauważałeś, jak wymykam się ze swojego pokoju i po cichu zakradam się do drzwi twojego królestwa i zaglądam przez dziurkę od klucza.

Kiedy zrobiłem to po raz pierwszy, zobaczyłem, że obok biurka stoi dość pokaźny karton. Musiałeś go trzymać w jednej z szafek pod kluczem, bo nigdy wcześniej go nie widziałem. Siedziałeś przy biurku, przeglądając jakiś album ze zdjęciami. Niewiele widziałem, ale słyszałem cię.

Płakałeś.

Nie mogłem zasnąć, gdy o tym myślałem. Chciałem ci wskoczyć na kolana, pocieszyć cię. Czułem się tak koszmarnie bezsilny! Może i byłem tylko dzieckiem, ale twoim dzieckiem. Pamiętam, że uśmiechałeś się często na sam mój widok. Może mógłbym pomóc chociaż w ten sposób? Być obok? Przytulić cię. Cokolwiek!

Zastanawiałem się, co z tym fantem zrobić. Korciło, żeby powiedzieć mamie, ale kiedy myślałem o tym, jak niewiele opowiadasz jej o klinice... Nie, to nie był dobry pomysł. Znałem za to jedną dyskretną, otwartą osobę, która znała cię doskonale.


- Ciociu?

- Tak, Kazui?

Było deszczowe popołudnie. Ciocia Yuzu siedziała ze mną w domu. Rodzice mieli jakieś spotkanie absolwentów ich liceum, więc zostawili mnie pod opieką młodszej siostry taty.

- Ale nikomu nie powiesz, prawda?

Tak dziwnie na mnie spojrzałaś, lecz po chwili twoja mina złagodniała. Być może przeczuwałaś, o co chcę zapytać. Może już wcześniej zastanawiałaś się, kiedy ta rozmowa nadejdzie i przypominałaś sobie te wszystkie ułożone skrupulatnie w głowie scenariusze.

- Oczywiście – odłożyłaś wtedy nóż i umyłaś ręce; szykowałaś obiad, ale wolałaś w stu procentach poświęcić uwagę mnie. Do dziś jestem ci za to wdzięczny. Za to, że usiadłaś obok mnie na kanapie i nie unikałaś mnie.

Jedyny kwiat [IchiRuki Month 2020]Where stories live. Discover now