Rozdział 12

237 20 1
                                    

Przez całą drogę do domu Tomlinsonów, rozmyślałam o tym, co powiedział mi Louis. Jego śmierć nie była przypadkowa, to nie był wypadek. Ktoś chciał, aby umarł, ktoś po prostu go zabił i chodzi teraz sobie po ulicach Doncaster albo innego miasta.

Nie byłam na tyle głupia, by powiedzieć wszystko Niallowi, uznałby mnie za wariatkę. Przedstawiłam mu tylko zarys tego, o czym się dowiedziałam od ducha mojego chłopaka. Okay, może brzmiało to dosyć obłędnie.

Koło południa wysiedliśmy przed niewielkim domkiem, stojącym pośród innych, większych lub mniejszych. Wczesno zimowe promienie słońca świeciły mi w oczy, więc byłam zmuszona zakryć je dłonią, kierując się w stronę drzwi. Przeszłam przez furtkę, za Niallem, i westchnęłam cicho, widząc w ogrodzie wolnostojącą huśtawkę, która momentalnie przywołała mi wspomnienia. To właśnie tam Louis powiedział mi jak bardzo jestem dla niego ważna i jak ważna jest dla niego jego własna rodzina i że od tamtego momentu właściwie już do niej należę.

Poczułam ukłucie w sercu, gdy wyrwano mnie z chwilowego zamyślenia. W progu stała mniej więcej w moim wzroście blondynka o lazurowych oczach, dokładnie takich samym, jakie widywałam wieczorami, jeszcze wtedy, kiedy Louis żył.

- Fizzy mówiła, że wpadniecie. - uśmiechnęła się blado Charlotte, po czym zaprosiła nas do środka.

Korciło mnie, by zapytać się, co robi w mieście, skoro wyprowadziła się do Manchesteru, jednak sekundę po tym jak to uczucie się pojawiło, natychmiast uświadomiłam sobie, iż studenci mają wolne w weekendy, więc miała pełne prawo przesiadywać w swoim rodzinnym domu.

- Mama pojechała z Danem do Londynu jakieś sprawy załatwić, wrócą wieczorem. - wzruszyła ramionami, a ja skinęłam jej głową, natomiast Niall coś do niej powiedział. Nie byłam do końca pewna co, więc skupiłam się na tym, by się nie przewrócić.

Pachniało tutaj tak.. tak znajomo. Ten zapach przypominał mi o Louisie, a to ciągnęło za sobą tysiące innych wspomnień, które w rezultacie bardzo mnie raniły, bo, jakby na to nie spojrzeć, były to tylko wspomnienia.

- Chcecie coś do picia? - zaproponowała Charlotte i właśnie wtedy oprzytomniałam.

- Cytrynowa herbata byłaby w porządku - wypaliłam, a następnie spoliczkowałam się mentalnie - jeśli masz. - zmarszczyłam brwi, posyłając jej wymuszony uśmiech, który z niepewnością odwzajemniła.

Cytrynowa herbata była jego ulubioną herbatą.

- Jasne, że mam. - odpowiedziała, po czym spojrzała na Nialla.

- Może być. 

- Okay. - uśmiechnęła się - W takim razie, rozgoście się, zaraz przyjdzie moja siostra.

Odwróciła się na pięcie i skierowała do kuchni.

- Lottie - zagadnęłam, nim zniknęła za rogiem. Zatrzymała się i spojrzała na mnie znad ramienia - Może ci pomóc? - sama nie miałam pojęcia, co takiego robię. Doskonale wiedziałam jak musiała się czuć, a do tego traktowała nas, albo tylko mnie, z takim chłodem.

- Okay. - powtórzyła, starając się, by głos jej nie zadrżał, na marne.

Wymieniłam z Niallem spojrzenia, po czym, wzruszając ramionami, poszłam za blondynką. To nie było tak, że za sobą nie przepadałyśmy; po prostu były pewne rzeczy, których nie dało się kontrolować, jak na przykład nienawiść do dziewczyny twojego zmarłego brata.

Poczułam czyjąś obecność, a co za tym szło, chłód i zerknęłam w bok, by ujrzeć obok Louisa opierajacego się o blat kuchenny, z rękami w kieszeni, jak to miał w zwyczaju robić. Dzisiaj ubrany był w beżowy sweter i czarne rurki oraz nieodstępne Vansy. Wpatrywał się w swoją siostrę z taką tęsknotą, jakiej nigdy wcześniej nie mogłam u niego zobaczyć.

sweet despair // L.T.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz