~~𝟙~~ Krystian

1.7K 71 29
                                    


Stresowałem się. Głośne odgłosy autobusu chociaż trochę wyciszyły moje myśli jednak nie umiałem usunąć tego palącego uczucia które zadomowiło się w mojej klatce piersiowej. Mimo rozmów ludzi wokół mnie nadal coś krzyczało we mnie jasno i wyraźnie żebym zawrócił. Nie mogłem tego zrobić.

Wysiadłem z dusznego pojazdu. Ledwo udało mi się wydostać, ludzi o tej porze było tak dużo. Koniec wakacji, nie tylko ja powracam do normalnego życia. Otuliłem się mocnej płaszczem i schowałem ręce w kieszeni, wolno ruszyłem przed siebie. Mimo iż dopiero zaczynał się wrzesień na skórze czułem nieprzyjemne igiełki zimna wkradną się do mnie mimo grubego materiału. Jedyne miejsce w którym ich nie czułem było serce, walące szybkim tempem sprawiało że moja krew dwa razy szybciej nagrzewały się w tamtym miejscu ze stresu.

Co jeżeli tu będzie tylko gorzej?

Stanąłem przed ceglanym budynkiem. Wysoki gmach stał przede mną wydając się patrzyć na mnie z gniewem, jakbym był niechciany, odrzucony przez to miejsce. Niestety ale będę musiał przez dwa lata to akceptować.

Ktoś stanął koło mnie. Odwróciłem wzrok i spojrzałem na nieznajomego . Jego brązowe włosy opadały na prawą stronę twarzy zasłaniając przy tym część oka. Tęczówki przypominały mi bezkresny ocean a na jego twarzy widniał mu mały uśmiech. Po chwili odezwał się. 

-Zdaje się że jesteś nowy? Nigdy nie widziałem cię tutaj-

Głos szatyna był intrygujący. Jednocześnie wysoki w brzmieniu i niski w odczuciu. Patrzyłem na niego jak na bóstwo, on też mi się przypatrywał kilka centymetrów wyżej. Byłem od niego niższy.

-Tak- 

Nie wiedziałem co więcej odpowiedzieć, na chwilę odebrało mi umiejętność normalnego wysławiania się. Odwróciłem wzrok od chłopaka. Czułem że tamten nadal mi się przypatruje.

-Kamil nawiasem mówiąc-

Podał mi rękę. 

-Krystian-

Uścisnąłem rękę chłopaka, a gdy nasze dłonie się dotknęły poczułem przyjemny prąd który przebiegł po mojej skórze. Uśmiechnąłem się mimowolnie, rzadko to robiłem. Niebieskooki ruszył w stronę budynku lecz przed wejściem odwrócił się, a nasze spojrzenia spotkały się w niemej konwersacji.

-Choć, oprowadzę cię- powiedział uśmiechając się do mnie przyjaźnie. 

Ruszyłem pewny siebie w stronę wejścia. Cały stres i zmartwienia z początku opuściły mnie gdy dołączyłem do chłopaka. To miejsce przestało nagle być takie straszne a na mojej twarzy gościł mały uśmiech.

***

Powoli wstałem. Przetarłem moje zapuchnięte oczy ręką i w ciszy słuchałem odgłosów wydobywających się zza otwartego okna. Miasto było głośne, pełne sprzeczności, z jednej strony słyszałem hałas pracujących silników samochodów, z drugiej warczenie psów a z trzeciej grupkę przyjaciół śmiejących się z żartu jednego z nich. Jestem ciekawy, jak to jest czuć te szczere szczęście które zawitało w ich sercach. Moje wyparowało lata temu.

Zmęczonym krokiem ruszyłem w stronę balkonu. Z szafki obok wyciągnąłem paczkę papierosów i zapalniczkę. Otworzyłem drzwi których szyby błagały o chociaż odrobinę czystości i wyszedłem z mieszkania. Rześkie powietrze uderzyło mnie z boku lecz nie zwracałem na nie uwagi. Było wiele gorszych rzeczy niż zimno na tym świecie. Zapaliłem papierosa i wciągnąłem szczypiący mnie w gardło dym, tak dobrze znany przez moje płuca. Kiedyś nie paliłem. Teraz już tak. 

Ludzie się zmieniają. 

Co chwila zaciągałem się i bez uczuć, ani myśli patrzyłem na budynki przede mną. Dla mnie świat był czarno biały. Przestałem zwracać uwagę na szczegóły. Jedyną rzeczą jakiej pragnąłem to koniec cierpienia. Koniec tego bólu który owijał mnie niczym uciążliwe smród którego nie dało się pozbyć, sprawiając że moje serce gniło. Ono i tak rozpadło się już dawno temu. 

Zgasiłem papierosa o rękę nie zważając na poparzenie które pojawiło  się na mojej skórze. Nie pierwszy i nie ostatni raz się tam znalazło. Wszedłem z powrotem do ciemnego cuchnącego mieszkania i udałem się do kuchni. Na małym stoliku leżały resztki pizzy i masa szklanych butelek. Podłoga wyglądała podobnie. 

Odgrzałem sobie to co zostało z wczoraj a z szafki nad mikrofalą wydostałem butelkę z jakimś alkoholem. Nie obchodziło mnie jakim, ważne że jeszcze się nie skończył. Otworzyłem go wyuczonym ruchem i napiłem się kwaśnej cieczy. Wino. 

Czasami rozmyślałem nad tym czy po prostu nie zakończyć tego wszystkiego. Byłem śmieciem, nic nie wartą kupą kości przykrytych cienką warstwą skóry. Bez uczuć i jedynie siejącym się w otoczeniu bólem oraz cierpieniem. Nikt mnie nie potrzebował. Nikt mnie nie kochał. Nikt o mnie nie myślał. Straciłem wszystko i nie miałem siły odbudowywać tego. Za dużo cegieł do sprzątnięcia i jeszcze więcej do postawienia. Byłem słaby. 

Może powinienem wrócić do Polski? Zobaczyć stare twarze? Zmierzyć się z moimi największymi koszmarami? Nie... nie byłem gotowy. Nigdy nie będę. 

Duszkiem dopiłem zawartość butelki i zacząłem szukać drugiej. 

&~~~~~~~~~~~~~~~~~~&

738 słów. 

𝕀 𝕄𝕀𝕊𝕊 𝕐𝕆𝕌~~𝑵𝒆𝒙𝒆 𝒙 𝑬𝒘𝒓𝒐𝒏Where stories live. Discover now