Rozdział 23

37 5 27
                                    

Lavenie dłużył się czas w pałacu. To nie było jej miejsce na świecie i w przerwie między posiłkami nie wiedziała, czym powinna się zająć. Kurtyzanom nie pozwalano opuszczać ich skrzydła, nie mogła więc zająć się zwiedzaniem pałacu i zgłębianiem jego tajemnic. Bardzo chciała je odkryć, poza tym może zdołałaby dowiedzieć się, co dokładnie planuje Arthyen.

Frustracja ogarniała ją na myśl o tylu niewiadomych. Nie miała pojęcia, co zamierzał regent, obawiała się o Zakon, Ravelyna, Elowen i Randhala. Po raz pierwszy tak dotkliwie czuła, iż nie miała wpływu na pewne wydarzenia. Z każdą chwilą utwierdzała się również w przekonaniu, że zabójstwo Arthyena mogło być trudniejsze, niż przewidywała. Mężczyzna posiadał obecnie lepszą ochronę niż kiedykolwiek i mało kiedy dało się go przyłapać samego.

Westchnęła głęboko, siadając na fotelu i złączyła dłonie. Zabójstwo Arthyena nie miało oznaczać tylko jej osobistej zemsty. Po śmierci mężczyzny mieszkańcy Husanu odzyskaliby swobodę oraz wolność, przestaliby bać się o swoje rodziny i mogliby żyć, tak jakby sami chcieli... Półbogini dotąd nigdy nie czuła więzi z krajem, w którym żyła od urodzenia. Aby zrozumieć, że kocha Husan, wiecznie spowity śniegiem i lodem.

Regent był bowiem uosobieniem władcy zimnego i niedbającego o poddanych. Dbał wyłącznie o siebie i potrzebnych mu szpiegów. Nakazał rewizję wszystkich pałacowych ludzi, którzy kiedykolwiek mu się narazili. Lavena mogła jedynie domyślać się, że nawet jeśli nie odnalazł niczego niepokojącego, jego ludzie podrzucali do ich domostw niebezpieczne, zakazane przedmioty. Rozkazał dzieciom pracować fizycznie, a rodziny nieprzestrzegające tego nakazu skazywał na śmierć. Wprowadził także dekret dyskryminujący krasnoludy i zakazał ludziom „mieszania się z nimi" uzasadniając to gorszą krwią potomków takich par.

Przez jego pragnienie władzy niewinni skazani byli na cierpienia. Lavena nie potrafiła pojąć, dlaczego postępował w ten sposób, ponieważ nie wierzyła w zło wrodzone. Każdy, nieważne jakiej rasy, krył w sobie tyle samo dobra co zła. I każdy mógł wybrać drogę, jaką będzie podążał. Lavena miała świadomość, że ona również skrzywdziła wielu ludzi i nie wypierała się tego. W większości jednak było to podyktowane dobrem Zakonu Czarnego Miecza. Zaś regent po morderstwie dokonanym na prawowitym władcy pastwił się nad poddanymi Husanu dla czystej przyjemności.

Otrząsnęła się z zamyślenia i wyjrzała przez okno. Dzień chylił się ku zachodowi, na firmamencie lśnił już księżyc, któremu towarzyszyły gwiazdy. Niebo powoli przywdziewało granatowy płaszcz, a chmury niemal całkiem przewiał wiatr. Góry w oddali prezentowały się nader majestatycznie, przypominając o tym, że stworzenia ziemskie były niczym. Kolejny dzień dobiegał końca, a Lavena odnosiła wrażenie, że nie zdołała uczynić nic pożytecznego.

Znienacka do szyby podleciał kruk, co zaniepokoiło Lavenę. Półbogini miała niemal pewność, iż był to ten sam ptak co poprzednio. Tym razem zdawał się spokojniejszy niż poprzednio, więc Lavena zdecydowała się podejść. Spojrzała nań pytająco, pamiętając jednak o zachowaniu ostrożności. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Kruk ten patrzył na nią oczyma wyglądającymi na inteligentne, jednakże nadal nie domyślała się, czyim posłańcem mógłby być. Dlaczego tu przylatywał? W dziobie nie miał wszak żadnego listu.

Nagle stało się coś, czego Lavena się nie spodziewała. Nagle kruk zaczął się przekształcać, jego kości gwałtownie rosły. Oniemiała kobieta otworzyła lekko usta, nie pojmując, co się właśnie zdarzyło. Za szybą stał nie kto inny, a Mściciel. Obejrzała się za siebie, wrota do jej komnaty były szczelnie zamknięte. Drżącą dłonią przekręciła gałkę, by wpuścić mężczyznę.

Jego włosy wyglądały niczym uosobienie nieładu, do czego zapewne przyczynił się szczególnie porywisty dziś wiatr. Granatowa koszula była pognieciona podobnie jak nogawice. W oczach dostrzec się dało determinację oraz powagę.

Nuriel. Czas MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz