Rozdział 9

116 16 153
                                    

Asmena nie wiedziała, dlaczego powrót do domu i obowiązków był tym razem trudniejszy niż zazwyczaj. Od dzieciństwa nie znosiła wykonywać cudzych rozkazów, lecz jako że była druga w kolejce do tronu stanowiło to coś, czego nie mogła uniknąć. Naprawdę starała się skupić na słowach guwernantki, ale przychodziło jej to z ogromnym trudem. Może było to spowodowane jej monotonnym tonem lub tym, że panował dziś upał ciężki do zniesienia. Nie zdołała się powstrzymać i ze zdenerwowaniem prychnęła. Zorientowała się, co uczyniła, dopiero gdy spostrzegła oburzone spojrzenie Zarel. Przełknęła ślinę i posłała jej przepraszający uśmiech.

– Proszę o skupienie, wasza wysokość – rzekła starsza kobieta, na co czarnowłosa tylko założyła ręce na piersi.

Księżniczka nie odpowiedziała, mając świadomość, iż ta rozmowa nie mogłaby skończyć się dobrze. Poza tym pragnęła, by ojciec wreszcie dostrzegł w niej potencjał, a nie tylko urodę. Zamierzała udowodnić, iż była wart tyle samo co jej brat, jeśli nie więcej. Nie mogła zatem sprawiać problemów. 

Zarel powróciła do wyjaśniania jej istoty wdzięku oraz elegancji, które, jak wielokrotnie podkreślała, stanowiły podstawę dla kogoś o takim statusie społecznym. Po kilku minutach do gabinetu ktoś delikatnie zapukał. Na twarzy staruszki wykwitł grymas, zaś Asmena w głębi ducha się ucieszyła. W drzwiach stanęła jedna z naczelnych służących. Skłoniła się księżniczce.

– Król i królowa kazali mi przekazać, że pragną cię widzieć, wasza wysokość. – Na te słowa uśmiech kobiety zniknął. – Spożywają kolację i chcą byś do nich dołączyła. – Asmena skinęła głową. Wstała, wygładziła suknię, po czym opuściła pomieszczenie.

Nie wiedziała, dlaczego Lanfear chciał ją widzieć. Od kiedy się urodziła, robiła wszystko nie tak, jakby on tego pragnął. Zrujnowała jego idealną rodzinę swym uporem oraz nieposłuszeństwem. Matka raz opowiedziała Asmenie, iż Lanfear wpadł w szał, gdy dowiedział się, że żona urodziła dziewczynkę. Bycie kobietą stanowiło największe przewinienie Asmeny. 

Odetchnęła głęboko, nim przekroczyła próg jadalni. Zdawała sobie sprawę, iż nie powinna była brać sobie zbytnio do serca słów ojca, ale nie potrafiła inaczej. Wiele dałaby za możliwość, dzięki której Lanfear przestałby ją ranić. Po sekundzie zawahania weszła do jadalni. Ściany wyłożone zostały wykwintną boazerią i ozdobione płaskorzeźbami oraz złotymi kinkietami. Wielkie okna sprawiały, iż do wnętrza dostawały się promienie słoneczne. Na środku stał długi, suto zastawiony stół, przy którym siedzieli władcy Galienu.

Mężczyzna zajmował miejsce u szczytu stołu i nawet teraz spoglądał na otoczenie z odpowiednią sobie dumą. Twarz władcy pokrywał kilkudniowy zarost. W ciemnych włosach widniały siwe pasma, lecz w oczach burzył się ten sam gniew, co zawsze. Czasem Asmenie zdawało się, że jej ojciec przyszedł na świat z tym właśnie uczuciem i w żaden sposób nie umiał się od niego uwolnić. 

Jej matka nosząca imię Vanora obdarzyła ją dobrotliwym uśmiechem. Kobieta posiadała długie, brązowe włosy, obecnie upięte w skomplikowaną fryzurę. Migdałowe oczy w ciemnym kolorze spoglądały na świat z dobrocią. Jej ciało opinała marszczona suknia niemająca rękawów. Vanora była niezwykle urodziwą kobietą, a jej serce było jeszcze piękniejsze. 

– Ojcze. Matko – przywitała ich z szacunkiem, tak jak nakazywał obyczaj.

Skłoniła się im, a następnie zajęła miejsce obok matki. Jeden z służących odsunął dla niej obite poduszką krzesło i odszedł. Zerknęła na matkę, licząc, że dowie się, czy to ona miała coś na sumieniu. Ulżyło jej, kiedy matka pokiwała przecząco głową.

– Zapewne nie domyślasz się, co się dzieje - zaczął Lanfear, trzymając w dłoni kielich z winem. Asmena wedle jego oczekiwań uniosła pytająco brew. – Nadchodzi wojna. Regent Arthyen dopuścił się zdrady, gdyż otruł króla Dallasa i sam wstąpił na tron.

Nuriel. Czas MrokuWhere stories live. Discover now