Rozdział 21

61 6 30
                                    

Lavena przez noc nie mogła zmrużyć oczu. Blisko już było do świtu, gdyż promienie słońca zaczęły się przedzierać przez okna. Łoże, choć wpierw wydało się nader wygodne, obecnie sprawiało, że czuła, jakby tonęła. Gdy zamykała oczy, za każdym razem zdawało się jej, iż słyszała kroki. Nie potrafiła pozbyć się niepokoju i nic w tym dziwnego. Znajdowała się w pałacu, siedzibie Arthyena, czyli jej największego wroga. Wojownicy zamordowaliby ją na jedno skinienie regenta. Choć najprawdopodobniej przed śmiercią zostałaby skazana na bolesne tortury. Jej cierpienie i poniżenie byłyby dla Arthyena największą nagrodą.

Odwróciła się na drugi bok i podłożyła dłonie pod głowę. Starała się przestać myśleć, lecz istniały sytuacje, w których myśli same pchały się do głowy i nie pozwalały na odzyskanie spokoju. Martwiła się o to, czy plan jej i Mściciela się powiedzie, czy Arthyen nie rozpozna, kim naprawdę była. Jeszcze bardziej jednakże obawiała się o Zakon i Ravelyna. Nie miała wątpliwości co do tego, że Ravelyn zajmował się Zakonem najlepiej, jak potrafił.

Zrzuciła z siebie pościel i skóry, po czym usiadła. Nie powinna zamartwiać się czymś, co nie zależało od niej. Jeśli coś było nie tak, Ravelyn musiał poradzić sobie z tym sam. Dawna Lavena nie przyznałaby się do tego, ale czuła ogromny, kłujący żal do losu. Dopiero zrozumieli z Ravelynem, czym były ich uczucia, a już musieli się rozdzielić, by pokonać przeciwności.

Nagle do uszu Laveny dobiegły niepokojące odgłosy. Rozejrzała się po pomieszczeniu ze zmarszczonymi brwiami. Zastygła, wpatrując się w okno. Kruk delikatnie stukał dziobem o szkło, jakby pragnąc zwrócić jej uwagę. Jego obsydianowe pióra lśniły we wschodzącym słońcu. Wpatrywał się w nią inteligentnymi oczyma. Gdy spojrzała na niego niepewnie, ptak zmrużył powieki i gwałtownie zarysował szkło dziobem. Lavena przymknęła oczy i zatkała dłońmi uszy, by nie słyszeć koszmarnego dźwięku.

Po tym, jak otworzyła oczy, kruka już nie było. Zupełnie jakby rozpłynął się w porannej mgle unoszącej się nad ziemią. Półbogini jeszcze przez moment wpatrywała się w okno, na którym nie dostrzegła żadnej rysy. Zacisnęła wargi w wąską kreskę. Miała pewność, iż kruk nie stanowił dobrego znaku. W kulturze Husanu od zawsze uznawano go za zwiastun cieni, nadchodzącego zła oraz śmierci. Mógł oznaczać tylko kłopoty. Nie wiedziała jednak, czy to jej samej coś zagrażało w bezpośredni sposób, czy może to Ravelyn znajdował się w tarapatach...

Potrząsnęła głową z gniewem. Jeden kruk nie powinien jej tak przerazić. Lavena wmawiała sobie, że ptak pragnął dostać się do środka przez przeszywający mróz panujący na zewnątrz. Prędko doszła do wniosku, że gdyby wierzyła w przesądy, to już dawno by zwariowała. Usiadła na łóżku, kryjąc twarz w dłoniach, i starała się uspokoić.

Do komnaty bez pukania wkroczyła służąca, ta sama co wczoraj. Lavena szybko przypomniała sobie, iż miała na imię Sevi. Podeszła do łoża, lecz ani razu nie obdarzyła Laveny spojrzeniem. Wzrok wbiła w podłogę z co wydało się półbogini dziwne, ponieważ jeszcze wczoraj nosiła się z dumnie podniesioną głową.

– Spójrz na mnie – rzekła cicho Lavena. Sevi odwróciła się w stronę ściany, najwyraźniej nie zamierzając jej usłuchać. – To nie jest prośba. – Lavena założyła ręce na piersiach.

Służka uniosła twarz. Ledwo mogła otworzyć oko, ponieważ było podbite. Lavena uniosła pytająco brwi, choć wiedziała już, że Sevi nie należała do wylewnych osób.

– Jesteś zadowolona? – zapytała Sevi z grymasem szpetnie wykrzywiającym jej twarz. – Zapewne napawasz się teraz własną urodą. – W jej głosie brzmiało rozgoryczenie, ale również nuta zazdrości, co Lavena stwierdziła ze zdziwieniem.

Półbogini zdawała sobie sprawę ze swego wyglądu, lecz przenigdy nie była z niego szczególnie dumna. Szczyciła się swymi umiejętnościami i osiągnięciami, a wygląd nie należał do najważniejszych. Sama pracowała na siebie i to się dla niej liczyło. Przyjrzała się Sevi, uśmiechając się zimno.

Nuriel. Czas MrokuWhere stories live. Discover now