Rozdział 5

153 23 99
                                    

Arisse nie do końca wiedziała, co działo się wokół niej. Książę Orgorn powrócił na bal, lecz zachowywał się inaczej. Jego oczy zasnute były mgłą, jak gdyby myślami znajdował się daleko stąd. Kobieta nie wiedziała, co spowodowało tę zmianę, ale przeczucie podpowiadało jej, iż nie była to sprawa błahej wagi. Tańczyli jako jedna z niewielu par, bowiem dawno już zapadł zmrok i większość gości zmorzyło zmęczenie. Świece wcześniej intensywnie się palące traciły swój blask, zaś ogień zamieniał się w ulotny dym.

– Wasza Wysokość? – Arisse zebrała się na odwagę, czując, że nie zniosłaby dłużej milczenia. Orgorn wyrwany z zadumy, spojrzał na nią zaskoczony.

– Przepraszam, zamyśliłem się – rzekł Orgorn, nie chcąc jej zmartwić. Był jednak świadom, że ona dostrzegła jego niepokój. Będzie musiał powiedzieć jej o możliwej wojnie, inaczej prędko dowiedziałaby się tego od kogoś innego.

Mężczyzna czuł się, jakby na jego barki zrzucono ogromny ciężar i poniekąd tak właśnie było. Jako przyszły król był odpowiedzialny za swój kraj oraz poddanych, którzy pokładali w nim nadzieję. Po raz pierwszy w życiu przemknęło mu przez myśl, że mógł temu nie podołać. Od urodzenia przygotowywano go do objęcia tej roli. Wpajano mu, jaki powinien być, w jaki sposób się zachowywać. Odebrano mu dzieciństwo, każąc mu skupić się na nauce polityki, języków, finansów oraz magii, którą płynęła w jego krwi.

Dotąd nie czuł za to żalu, ponieważ wiedział, kim miał się stać. Zmarszczył czoło, nareszcie dostrzegając tę niesprawiedliwość losu.

– Orgornie, nie okłamuj mnie. – W jej głosie zabrzmiała ostra nuta, a w błękitnych oczach ukazały się iskry gniewu. – Sam mówiłeś, że stoimy po jednej stronie, czy nie tak? – rzekła księżniczka, patrząc mu głęboko w oczy.

– Masz słuszność. Jednak to, co mam ci do powiedzenia, musi zaczekać. Nie pragnę wzbudzić paniki wśród zebranych, a wiem, że tak by się to skończyło. – Arisse skinęła głową ze zrozumieniem.

Kobieta miała złe przeczucia już wówczas, gdy na bal znienacka wtargnęli husanczycy. Dawniej wierzono, że ich przybycie stanowiło zły omen. Dzisiaj, choć panowała większa tolerancja, ich obecność nadal nie była mile widziana.

W pewnym momencie promienie wschodzącego słońca wpadły do sali, rozświetlając ją. Oznaczało to koniec przyjęcia zaręczynowego. Ostatni goście ukłonili się władcom i przyszłemu królewskiemu małżeństwu, po czym skierowali się do drzwi wyjściowych. Arisse odetchnęła z ulgą na myśl, że nie musiała posyłać sztucznych uśmiechów i udawać. Nienawidziła tej części swego życia, lecz wiedziała, że tak było i będzie.

Orgorn złapał jej dłoń w swoją, oczekując, że podąży za nim. Bez słowa sprzeciwu zrobiła to, ponieważ potrzebowała wyjaśnień. Czuła, że coś było nie tak i nie chciała, by Orgorn zmagał się z tym samotnie.

Szybkim krokiem przemierzali pałac, by po schodach dostać się do południowego skrzydła. Strażnik otworzył przed nimi masywne, zdobione srebrem drzwi. Arisse rozejrzała się po pomieszczeniu, natychmiast orientując się, że znaleźli się w komnatach księcia. Ściany świeciły pustkami, a jedynymi ozdobami zdawały się popiersia dawnych, zasłużonych władców Saraenu oraz rzeźby przedstawiające dzikie zwierzęta.

Jednak tym, co szczególnie zwróciło uwagę Arisse, były zamknięte w gablocie kamienie szlachetne. Mieniły się barwami tęczy, nie pozwalając jej odwrócić wzroku. Nie potrafiła ich rozpoznać, co było dla niej dziwne, bowiem Fidylla bogaciła się właśnie dzięki najróżniejszym klejnotom. Podeszła bliżej do gabloty, chcąc przyjrzeć się im. Zerknęła na Orgorna z uniesioną brwią.

– Stworzyłeś je sam? - zapytała z podziwem Arisse. – Są przepiękne...

– Tak. To właśnie jest mój talent –  potwierdził jej podejrzenia Orgorn.

Nuriel. Czas MrokuDonde viven las historias. Descúbrelo ahora