Rozdział 4

162 22 123
                                    

Lavena wpatrywała się niespokojnie w śpiącą Elowen. Policzki kobiety nadal pokrywała trupia biel, a każdy kolejny oddech przysparzał jej trudności. Lavena przez noc nie zmrużyła oka, martwiąc się o przyjaciółkę i czuwając, czy przypadkiem niczego nie potrzebowała.

Poza Elowen i Randhalem, Lavena nie miała nikogo sobie bliskiego. Pozostawał jej mentor - Edan, lecz on nie zawsze mógł poświęcić jej swój czas z powodu pełnionych obowiązków. Ona dobrze to rozumiała i nie miała mu tego za złe bowiem to Edan nauczył ją wszystkiego.

Od dłuższego czasu w gardle miała gulę nie do przełknięcia. Czuła się beznadziejnie bezsilna, czego świadomość przygniatała ją i równocześnie upodobniała do ludzi. Obawiała się, że straci kogoś, kto stanowił jej rodzinę. A ona zawsze chroniła tych, którzy wiele dla niej znaczyli. Jednakże niektórzy myśleli o niej jako osobie niezdolnej do miłości, pozbawionej wszelakich ludzkich uczuć.

Wyrobiła sobie reputację bezwzględnej oraz okrutnej, lecz ludzie i inne rasy rzadko pragnęły prawdy. Wystarczyło im to, o czym słyszeli z cudzych ust, aby powziąć o niej zdanie. Lavena wiedziała, że popełniła wiele błędów. Jej winy pozostaną z nią do końca, tak jak świadomość każdego odebranego życia.

Nieprawdą jednak była plotka, jakoby nie umiała kochać. Serce oddawała tylko tym, którzy zasłużyli na jej zaufanie. Była córką samego Hessana i przeżyła więcej lat niż wskazywałby na to jej wygląd, miała więc świadomość, iż większość ludzi dbała tylko o swoje korzyści. Wiedziała, że wielu z nich dla władzy, potęgi i bogactw dopuściłoby się najbardziej plugawych zbrodni. To sprawiało, iż nie potrafiła zaufać ludziom.

Z zadumy wyrwał ją słaby głos Elowen. Nadal miała zamknięte oczy, co utwierdziło Lavenę, że to senne majaki. Wsłuchała się w słowa, starając się zrozumieć. Nie udało jej się to jednak, ponieważ kobieta mówiła w niezrozumiały sposób. Nagle blondwłosa gwałtownie wstała. Oczy jej zdradzały przerażenie oraz konsternację. Niespokojnie spoglądała po pomieszczeniu, w którym się znajdowały.

– Elowen. To ja, Lavena. Już dobrze, to był tylko koszmar, nic ci nie grozi. –  Starała się, by jej głos zabrzmiał kojąco, lecz nie była pewna, czy zdołała nad nim zapanować. Myśli jej opanował chaos. Lavena nigdy nie widziała czegoś takiego.

– Lavena... – Elowen widząc półboginię, odsunęła się od niej, na pryczy, gdzie siedziała. Lavena nie wiedziała, co się stało. W wyrazie jej twarzy było coś dziwnego, czego jeszcze nigdy u Elowen nie widziała. Coś, co w zatrważający sposób przypominało obłęd.

– Co się stało? – zapytała zaskoczona. Nie rozumiała, co działo się z jej przyjaciółką. Potrząsnęła głową. – Zaczekaj tu – rzekła rozkazującym tonem, nie czekając na odpowiedź.

Opuściła pokój przydzielony tymczasowo Elowen i szybkim krokiem przemierzała korytarze, chcąc jak najszybciej znaleźć się w skrzydle leczniczym. Praktycznie wbiegła po schodach i popchnęła szerokie drzwi.

Na licznych pryczach leżało tylko kilka osób. Słyszała jęki i widziała krew. Do teraz nie zauważała, jak kruche było ludzkie życie, ponieważ nie chciała tego widzieć. Jednak, gdy nad bliską jej osobą wisiała groźba śmierci, to się zmieniło.

Otrząsnęła się, pamiętając, po co tu przyszła. Podeszła do jednej z pomocnic Aoife. Twarz jej nadal zachowała coś z dziecka, nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat. Ciemne warkocze podskakiwały przy każdym jej ruchu, zaś oczy były zaczerwienione, jak gdyby nie spała od dłuższego czasu. Lavena odchrząknęła, by zwrócić na siebie jej uwagę. Dziewczyna zerknęła na nią znudzona, lecz po chwili się zmieszała.

– Mistrzyni. – Skłoniła usłużnie głowę. – Zaszczytem jest dla mnie... – Lavena uciszyła ją ruchem ręki. Wiedziała, że większość jej podwładnych podziwiała ją i okazywała wiele szacunku, jednak wysłuchiwanie tego cały czas zwyczajnie ją męczyło.

Nuriel. Czas MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz