Rozdział 19 cz. 1

51 7 55
                                    

Wokół panowała nieprzenikniona ciemność. Nawet oczy Laveny nie były w stanie przedrzeć się przez wszechogarniającą czerń. Krew buzowała w żyłach kobiety, zaś serce biło szybciej niż kiedykolwiek. W powietrzu unosił się zapach prastarej jak świat magii. Jednakże nie była to dobra magia, a przesiąknięta na wskroś złem.

Półbogini kroczyła przez labirynt korytarzy, nie wiedząc, gdzie on właściwie prowadzi. Narastająca niepewność dała o sobie znać przyspieszonym oddechem. Czuła, że znajdowała się blisko celu, którym był Arthyen. Nie zastanawiała się, skąd pochodziło owo przekonanie. Podpowiedział jej to tajemniczy głos, a mianowicie cichy szept rozlewający się echem w umyśle.

Upewniła się, że miała przy sobie sztylet, po czym wyciągnęła go z pochwy. Ciemność przed nią rozproszyła się, nadeszła fala światła, która na moment oślepiła półboginię. Zmrużyła oczy i potarła je dłońmi.

Do jej uszu docierały dźwięki z oddali. Wyraźnie słyszała głos regenta i przeszywający, głośny krzyk. Lavena z trudem przełknęła ślinę, jednak nie zamierzała się wycofać. Upragniona zemsta czekała na nią. Ruszyła do przodu z jasnym planem. Tym razem nie będzie mieć dla Arthyena ani krzty litości.

Stał odwrócony do Laveny plecami, dzięki czemu nie mógł jej zauważyć. Przed nim na ziemi leżało bezwładne ciało Edana. Wszelkie kolory zdążyły już odpłynąć z jego twarzy, a szkarłat krwi malował się na jego ciele. Znów nie zdołała go uratować, zawiodła. Spóźniła się.

Wezbrały w niej wyrzuty sumienia, a w oczach pojawiły się znienawidzone przez Lavenę łzy. Zacisnęła usta w wąską kreskę. Z wrzaskiem wyrażającym ból, rozpacz i gniew rzuciła się w stronę Arthyena. Nie zdołała jednak go dopaść, gdyż nagle wizja rozmyła się w nicość. Stanęła w miejscu, czując równocześnie zdezorientowanie i irytację. Ponownie zalała ją ciemność. Upłynął moment, nim mogła cokolwiek dostrzec.

Gdy odzyskała zdolność widzenia, ujrzała rysujący się przed nią monumentalny pałac. Był to zamek należący do jej ojca. Znalazła się w Tralgonie, królestwie bogów, gdyż Hessan ją do siebie wezwał. Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. To nigdy nie oznaczało nic dobrego.

Wrota, prowadzące do wnętrza budowli, otworzyły się samoistnie. Lavena z ciężkim sercem przekroczyła próg, pragnąc jak najprędzej opuścić to miejsce. Relacje jej i Hessana były co najmniej napięte. W głębi siebie Lavena kryła żal do ojca. Nigdy nie troszczył się o nią, nawet, gdy najbardziej potrzebowała jego pomocy. W oczach Laveny łączyła ich wyłącznie krew.

Szła korytarzami, czując lekkie zdenerwowanie. Nie miała ochoty widzieć ojca. Domyślała się, iż wezwał ją, by prosić o pomoc w jakichś sprawach dotyczących Ziemi. Takie sytuacje już się zdarzały.

Otaczał ją przytłaczający wręcz przepych oraz białe złoto. Przez wielkie okna wpadały promienie słońca rozświetlające wnętrze. Ściany zostały niemal całkowicie pokryte obrazami. Półbogini była pewna, iż to ze względu na Azer, która wielbiła sztukę i wszystko co piękne.

Wkroczyła do pomieszczenia, gdzie Hessan zazwyczaj przyjmował swych gości. Tak jak się spodziewała, zastała go tam. Wpatrywał się w widok za oknem, lecz zaraz zwrócił się ku niej. Skinął jej głową.

Jego uroda bez dwóch zdań należała do onieśmielających. Choć Lavena nie chciała dopuścić do siebie tej myśli, stanowiła niemal idealną jego kopię. Hessan przewyższał ją o głowę, lecz rysy jego twarzy były surowe, jak gdyby wykute w kamieniu. Włosy, równie ciemne jak u Laveny, sięgały ramion, a skóra pozbawiona była wszelkich niedoskonałości. Jedynym, co ich różniło, były oczy. Lavena posiadała oczy granatowe niczym ciemniejące niebo, a Hessan zielone jak świeża trawa.

Nuriel. Czas MrokuWhere stories live. Discover now