Rozdział 8

10 2 0
                                    

Po odpowiedzi brunetki nastała chwilowa cisza, którą Blaise przerwał swoim pytaniem do mnie.

- Ale ty nie wiedziałeś wcześniej o tej sytuacji?

- Nie. - odparłem - Skąd niby twoim zdaniem miałem wiedzieć?

- To w takim razie co miałeś na myśli mówiąc że dziwnie się zachowuje?

- Na przykład to, że gdy ktoś w jej pobliżu zrobi gwałtowniejszy ruch widzę na jej twarzy strach, a czasami Julie nawet się wzdryga czy odskakuje.

- Nie zauważyłam tego... - powiedziała Parkinson i nie zdziwiło mnie to, Montes świetnie to ukrywała.

- A poza tym... - kontynuowałem - na imprezie powiedziała pewną rzecz.

- Jaką? - zapytała mnie ciemnooka, a ja opowiedziałem o zdarzeniu z imprezy, kiedy to piwnooka opowiadała o swoim byłym chłopaku.

Po przeanalizowaniu sprawy razem z moimi przyjaciółmi zauważyłem, że się nie do końca ze mną zgadzają. Ja jestem pewny że Julie coś ukrywa, pewny na 100%. Oni mówią tylko że jest taka możliwość, ale nie są tego pewni, bo według nich to nie są wystarczające dowody. Nie ukrywam — jest ich mało, ale według mnie są wystarczające i okej, może nie wszystko jest tak widoczne i nie wszystko zauważyli, ale to co zauważyli to też coś. Chociażby ta sytuacja w klasie od eliksirów albo unikanie tematu Beauxbatons. Nie zamierzałem się z nimi o to kłócić, bo nie ma to najmniejszego sensu. Dałem im do zrozumienia, że ja wiem swoje i skończyliśmy ten temat.

————

JULIE POV

Od śniadania aż do kolacji siedziałam w pokoju. Do południa spałam, nie tylko dlatego że byłam zmęczona oczywiście, chociaż jak na pierwszą imprezę naprawdę nie było źle i serio nie spodziewałam się że tak nieźle zniosę to i kaca też. Wiem, że dla niektórych to wcale nie jest dobre znoszenie kaca ale cóż, według mnie tak. Pewnie dlatego że tak w sumie się nie znam, ale wciąż.

Właśnie kierowałam się na kolacje, gdy ktoś złapałnie za ramię od tyłu, na co pisnęłam i odskoczyłam. Odwróciłam głowę i zobaczyłam znajomego puchona.

- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. - powiedział Eden.

- Nic nie szkodzi, ale następnym razem przywitaj się jak normalny człowiek, a nie zachodź mnie od tyłu. - odparłam na co chłopak lekko się zaśmiał.

- Postaram się, ale nic nie obiecuję. - odparł, a zaraz zapytał - Co robisz jutro?

- Nie mam planów. - odpowiedziałam mu zdezorientowana - A czemu pytasz?

- Bo... ja zastanawiałem się czy... czy ty... może chciałabyś... - mówił strasznie się jąkając, a ja zauważyłam, że był zestresowany - Może chciałabyś pójść ze mną na jakiś spacer czy coś? - zatkało mnie. Czy on właśnie zaprosił mnie na randkę? A może to tylko zwykły spacer? Nie miałam pojęcia co mu odpowiedzieć, więc stałam chwilę bez słowa.

- Oczywiście jeśli nie chcesz to zrozumiem...

- Nie, nie o to chodzi. Tylko ja... - i wtedy ja zaczęłam się jąkać. Bo nie miałam pojęcia czy mam go zapytać czy to randka czy nie, a jeśli to randka to jak mam mu odmówić.

- Nie jako randka, tak po... po koleżeńsku. - powiedział Reyes, a mi ulżyło - To jak? Jutro od razu po obiedzie?

- Jasne, bardzo chętnie. - odpowiedziałam po czym oboje skierowaliśmy się na kolacje.

Gdy już byliśmy w wielkiej sali powiedziałam szybkie ,,do jutra" czy coś w tym stylu i pomachałam mu na co on odpowiedział tym samym. Siadłam przy stole mojego domu a Pansy i Blaise od razu obrzucili mnie zainteresowanym spojrzeniem.

- Co jest? Jestem brudna czy coś? - spytałam.

- Ty serio się pytasz?! - powiedział poirytowany Zabini.

- No tak. - odpowiedziałam i nastała krótka cisza, którą przerwałam moim pytaniem - Powiecie o co chodzi czy tylko będziecie się gapić w ciszy?

- O czym gadałaś z Edenem? - spytała wreszcie ciemnooka.

- A to o to wam chodzi. O niczym ważnym, tylko zaprosił mnie na jutro na spacer.

- Że co?! - krzyknęła jednocześnie dwójka ślizgonów i wtedy przyszedł Draco.

- O czym rozmawiacie? - zapytałam zaciekawiony blondyn.

- O tym że Montes idzie na randkę z Reyesem.

- To wcale nie jest randka Blaise!

- A niby co jak nie randka? - zapytał lekko zirytowany moją odpowiedzią.

- Zwykły koleżeński spacer. - odpowiedziałam mu.

- Tak, tak, a ja jestem minister magii. - zironizowala Parkinson.

- To nie jest randka. - powiedziałam już trochę poddenerwowana - Eden sam powiedział że to tylko zwykły spacer, a nie randka więc tak jest i tyle.

- A wiesz czemu tak powiedział? - zapytał brunet, a po chwili sam sobie odpowiedział - Jeśli mu odmówiłaś, albo nie odpowiadałaś przez chwilę to nie chciał wyjść na idiote, więc powiedział że to koleżeński spacer. Prawie każdy chłopak chociaż raz tak zrobił.

- Albo po prostu chce iść na zwykły spacer.

- Tutaj muszę się zgodzić z Zabinim. To oczywiste że chciał cię zaprosić na randkę. - wtrącił się Malfoy.

- Skąd ta pewność? Nawet was tam nie było. - próbowałam przekonać ich do mojej wersji.

- Na przykład dlatego, że cały czas się na ciebie patrzy. - powiedziała brunetka, a ja odwróciłam głowę w stronę stolika Hufflepuffu i faktycznie, Eden się na mnie patrzył. Oczywiście gdy zobaczył, że to zauważyłam odwrócił wzrok i okej to mogło coś znaczyć, ale ja nie uważałam tego za odpowiedni dowód.

- To nic nie znaczy. Mógł się zwyczajnie zapatrzeć. - nadal trwałam przy swoim przekonaniu.

- A co powiesz na to, że gdy usiadł przy stoliku to mówił coś do swoich kolegów, a oni popatrzyli się na ciebie i wyglądało to jakby go pocieszali? - dalej przekonywała mnie Pansy.

- Nie wiesz co mówili, może nawet nie patrzyli się na mnie.

- Julie...

- Eden to zwykły kolega i idę z nim na zwykły spacer, a wy dopowiadacie sobie zdecydowanie zbyt wiele. - odpowiedziałam.

- No ale... - zaczął brązowooki, ale nie dałam mu dokończyć.

- Koniec tematu. - zadeklarowałam i zaczęłam jeść, bo byłam koszmarnie głodna.

————

- To co ubierasz na tą ,,nie randkę"? - zapytała mnie ironicznie z samego rana Pansy.

- Normalnie. W sensie myślałam o czarnych, podartych jeansach i tej bluzce. - powiedziałam wskazując na przylegającą, różową bluzkę z golfem, długimi rękawami i z odkrytymi ramionami. Zwykle nie nosiłam takich ubrań, ale ostatnio postanowiłam się przełamać i zmienić nawyki. W końcu teraz nikt już nie mówi mi co mogę nosić, a czego nie, więc czemu by nie spróbować? Podoba mi się jak wyglądam w takich ubraniach, ale na razie trochę dziwnie się w nich czuję. No cóż, kiedyś się przyzwyczaję.

- A nie chcesz pożyczyć jakiejś sukienki? - zapytała brunetka.

- Nie, bo po pierwsze to jest spacer, a po drugie to koleżeński spacer. Ubieram się normalnie, tak jak w zwykły weekend.

- Jak sobie chcesz, ale potem nie narzekaj że on się wystroił, a ty przyszłaś zwyczajnie ubrana.

- Nie będę narzekać. Głównie dlatego, że Eden ubierze się normalnie, bo to nie jest randka. - odparłam na co Parkinson tylko westchnęła zirytowana moim ciągłym powtarzaniem, że to nie randka. A po co co chwilę to podkreślałam? Bo ona i Blaise ciągle starali mi się wmówić i sugerowali że to jest randka, więc skoro on mnie tym denerwują, to ja ich też trochę podenerwuje.

***
Witam moi drodzy. Tęskniliście? Pewnie nie, ale tak czy siak zapraszam do czytania!

Przeszłość nie znika... / hpWhere stories live. Discover now