Rozdział 21

5 1 0
                                    

Po przeprosinach ze strony Pansy czułam się już o wiele lepiej, ale wciąż miałam zły chumor i nie miałam ochoty na spotkanie z Edenem. Jednak jak trzeba to trzeba więc o godzinie piętnastej przyszłam na ustalone miejsce spotkania.

Reyes przytulił mnie na powitanie, a ja mimo mojej niechęci odwzajemniłam uścisk.

- Miło cię wiedzieć Julie... - chłopak nieśmiało się do mnie uśmiechnął.

- Ciebie również miło widzieć Eden. - odparłam i także się uśmiechnęłam mimo mojej wewnętrznej ochoty odpowiedzenia ,,a ciebie nie" i odejścia z tamtąd.

Zawsze mam tak, że jeśli nie wiem co powiedzieć lub zrobić naśladuje zachowanie osoby z którą właśnie przebywam. W taki sposób można też pokazać że ma się coś wspólnego z tą osobą i wiadomo że nie uzna ona tego zachowania za dziwne skoro sama tak postępuje. Powodem dla którego zawsze tak postępuje jest to, iż tak najłatwiej sprawić by ktoś czuł się komfortowo oraz gdy się tak postępuje ryzyko wyśmiania i odrzucenia przez daną osobę jest mniejsze.

Eden chwilę się na mnie patrzył po czym skomplementował mój strój jak inny dżentelmen. - Śliczne wyglądasz. - było to co prawda bardzo miłe, ale wiedziałam że kłamie ponieważ nie miałam na sobie nic specjalnego. Na mój strój składała się trochę za duża, szara bluza z logiem mojego domu oraz czarne jeansy. Ubrałam się po prostu tak, aby było mi ciepło. Widać było, iż mówi to aby zrobiło mi się miło. Nie wyszło mu to nie końca, ale widać było, że się stara i mu zależy. A to... to było bardzo miłe...

- Oh... ummm... dziękuję... - zaczęłam się jąkać nie wiedząc co powiedzieć, bo po pierwsze żadko słyszę komplementy, a po drugie dopiero wtedy zorientowałam się jak on był ubrany. Rano widziałam go w koszulce quidditcha i jakiś byle jakich spodniach, a teraz miał na sobie koszule, nienagannie wyprasowane spodnie i można było wyczuć od niego zapach jakichś drogich perfum.

- To raczej ja powinnam ci to powiedzieć. - dodałam po chwili - Ja się ubrałam byle jak... myślałam o tym jako o no wiesz... zwykłym koleżeńskim spacerze i... - mówiłam i widziałam lekki zawód w jego oczach kiedy z moich ust wypadło słowo ,,koleżeński". Zrobiło mi się go trochę szkoda, ale musiałam mu zaalarmować żeby nie liczył na nic więcej z mojej strony.

- No co tyle! Nie tłumacz się! Przecież nie idziemy do żadnej wykwintnej restauracji ani nic w tym guście. - przerwał mi nagle chłopak - A poza tym wyglądałabyś pięknie nawet w worku na śmieci... - uśmiechnął się na twarzy a ja zaniemówiłam i nawet nie widząc swojej twarzy byłam pewna, że się rumienię. Nie miałam żadnego pomysłu jak mam odpowiedzieć na ten komplement. Reyes najwidoczniej zobaczył moje zdziwienie i zakłopotanie więc zwyczajnie powiedział abyśmy zaczęli już iść. Ucieszyło mnie to, bo nie musiałam znowu się jąkać i robić z siebie jeszcze większej idiotki.

____

Spotkanie przebiegało bardzo przyjemnie. Puchon pokazał mi Miodowe Królestwo, Sklep Zonka, Sowią Pocztę, a nawet Wrzeszczącą Chatę. Eden bardzo usilnie chciał zabrać mnie do Herbaciarni u pani Puddifoot, nie dałam się jednak namówić stosując różne wymówki. Wiedziałam od Pansy, iż jest to miejsce, w którym przesiadują zakochani, a ja nie chciałam robić z tego spotkania randki ani robić Reyesowi jeszcze większej nadziei. Jako alternatywę zaproponowałam więc Pub pod Trzema Miotłami mówiąc, że bardzo dużo o nim słyszałam i chcę go zobaczyć. Chłopak, co prawda nieco zawiedziony niepowodzeniem swojego planu przeistoczenia spotkania w randkę, zgodził się.

W pubie nie było co prawda nic wyjątkowego, ale bardzo mi się tam spodobało. Miał on w sobie coś wyjątkowego, coś co nadawało mu tą całą magię i to coś przyciągało klientów.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 08, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Przeszłość nie znika... / hpWhere stories live. Discover now