Rozdział 9

10 2 0
                                    

Od razu po obiedzie, na którym Blaise i Pansy nie szczędzili sobie komentarzy o spacerze, poszłam spotkać się z Edenem na błoniach. Reyes był bardzo miły i zabawny, gadaliśmy na różne tematy i było naprawdę fajnie.

‐ Moi rodzice poznali się właśnie w Hogwarcie. - powiedział puchon, gdy temat jakimś cudem zszedł na rodziców.

- Moi poznali się we Francji kiedy mama była na jakiejś wycieczce. Mama mówiła że spytała wtedy tatę o drogę i tak wyszło. - odparłam po czym przetarłam rękami swoje ramiona, bo zaczęło się robić chłodno, a ja byłam zbyt lekko ubrana.

- Weź moją bluzę. - powiedział gdy zauważył mój ruch i wyciągnął w moją stronę rękę z bluzą.

- Nie, nie trzeba.

- Przecież widzę że ci zimno Julie. - nalegał dalej brunet, więc wzięłam od niego bluzę i ją założyłam.

- Bardzo Ci w niej ładnie... - dodał po chwili, a mi zrobiło się bardzo miło, bo nie często słyszałam komplementy.

- Dziękuję... - odpowiedziała trochę speszona.

- Nie ma za co. A tak wracając do tematu zapoznania rodziców to u mnie tata zrobił pierwszy krok. Mówił mi że po prostu kiedyś spytał ją czy pomoże mu z jakimś projektem czy coś w tym guście.

- To raczej słaby pomysł na podryw. - odpowiedziałam nie zastanawiając się nad tym co chłopak mi powiedział.

- Myślisz? - spytał nieco zdziwiony i zaciekawiony moją odpowiedzią zielonooki.

- Tak. Bo skąd twoja mama miała wiedzieć że to jest forma podrywu? Dla mnie na przykład to zwykła koleżeńska prośba.

- To w takim razie jak chłopak powinien zagadać do dziewczyny jeśli mu się podoba? - zapytał, a ja wyczułam, że to jest swego rodzaju prośba o radę.

- Zaprosić ją na randkę albo prawić komplementy. Albo zwyczajnie powiedzieć że mu się podoba.

- Jakby to było takie proste... - odparł Eden po czym kontynuował - A gdyby... gdyby się zdecydował aby ją zaprosić... jak powinien to zrobić?

- Powiedzieć coś w stylu: ,,Hej! Może chciałabyś pójść ze mną na randkę?",  no i powiedzieć gdzie i kiedy. Po prostu ważne jest aby powiedzieć że to randka, bo jak się tego nie powie to potem druga osoba się zastanawia czy to jest randka czy tylko po koleżeńsku i nie wie jak ma się zachować. - powiedziałam bo w chwili gdy zapraszał mnie na ten spacer właśnie tak się czułam. Eden chyba zrozumiał że właśnie o to mi chodziło, ale nie odezwał się na ten temat.

Potem jeszcze długo rozmawialiśmy i spacerowaliśmy. Gdy zauważyliśmy, a właściwie Eden zauważył, że zbliża się porą kolacji zaczęliśmy kierować się w stronę szkoły.

- Szkoda że już musimy wracać, było bardzo fajnie. - powiedział do mnie jak zwykle uśmiechnięty Reyes.

- Też nad tym ubolewam. - odparłam po czym nastała krótka cisza. Nie była ona niezręczna, była całkiem przyjemna. To była po prostu krótka chwila wytchnienia.

Przeszliśmy tak kawałek drogi, potem znowu zaczęliśmy rozmawiać, bo do Hogwartu było jeszcze trochę daleko, aż nagle puchon powiedział coś co trochę wybiło mnie z rytmu.

- Masz naprawdę śliczne oczy... - uśmiechnęłam się nerwowo na te słowa. Naprawdę było mi miło, że tak uważa i jeszcze milej że powiedział to na głos, tylko po prostu się nie spodziewałam.

- Ojeju... - zaczęła trochę nerwowo - Bardzo mi miło że tak uważasz Eden. Chociaż właściwie to nie rozumiem czemu... moje oczy są... zwyczajne. - odparłam zgodnie z prawdą. Nie uważałam i nadal nie uważam aby moje oczy były jakieś wyjątkowe, właściwie to od zawsze marzyłam aby mieć niebieskie oczy.

- Co ty gadasz? Twoje oczy są serio piękne! Są takie tajemnicze i po prostu coś w nich jest. - powiedział, na co się zarumieniłam bo chyba nikt nie był nigdy dla mnie taki miły.

- ,,Coś" czyli co? - zapytałam lekko się śmiejąc.

- Nie wiem... może to że niewiele ludzi ma takie oczy, a może to że są po prostu twoje... - odpowiedział mi a ja już kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć, po prostu mnie zatkało. I w tamtej chwili zaczęłam zgadzać się z Pansy i Blaisem. Tak, wiem że nieco za późno...

- Jeny... ja serio nie wiem co mam Ci odpowiedzieć... - powiedziałam bo już zbyt długo czekał na moją odpowiedź, a co innego miałam mu odpowiedzieć? Może jakże wymyślne: ,,nawzajem"? - To serio bardzo miłe, dziękuję...

- Nie dziękuj. Po prostu mówię co myślę... - odpowiedział a ja pomyślałam sobie: ,,Bardziej się mi tego utrudnić nie dało co?".

————

- To dzięki za spacer, na prawdę było świetnie. - powiedziałam do Edena gdy znaleźliśmy się kilka kroków przed wielką salą, po czym zaczęłam zdejmować bluzę którą mi pożyczył.

- To ja powinienem Ci dziękować za to, że zgodziłaś się ze mną pójść Julie, a bluzy mi nie oddawaj. Ty wyglądasz w niej o wiele lepiej niż ja. - odpowiedział mi.

- Dziękuję... - odparłam trochę zdezorientowana i speszona.

- Nie dziękuj, nie ma za co.

- No to nie dziękuję. - powiedziałam śmiejąc się przy tym, na co chłopak także  odpowiedział mi śmiechem - To pa Eden!

- Do następnego razu? - spytał, a ja pokiwałam głową.

- Do następnego razu. - odpowiedziałam pokierowałam się do stolika slitherinu przy którym już siedzieli moi znajomi. Skierowałam się więc w ich stronę i usiadłam tam i oczywiście od razu zauważyłam uśmieszki Zabiniego i Parkinson.

- Widzę że udana randka. - powiedział ciemnoskóry.

- Zabini! Ile razy mam ci powtarzać, że to nie randka?! - odpowiedziałam mu zdenerwowana.

- Ta bluza mówi co innego. - dopowiedziała brunetka i poruszała znacząco brwiami.

- Po prostu mi było zimno i...

- I dał ci bluzę żebyś nie zmarzła, przez co jemu samemu było zimno, a ty nadal uważasz że to tylko kolega. - przerwał mi brązowooki.

- Bo to jest tylko kolega. - odparłam.

- Kolega który coś do ciebie czuje Julie. - kłócił się dalej ze mną brunet, a najgorsze było to, że miał rację... i on i Pansy.

Oboje mieli rację i dopiero wtedy zaczęły do mnie docierać wszystkie sygnały jakie Eden dawał mi na spacerze. Nie tylko ta bluza, ta bluza była najmniejszym szczegółem. Reyes powiedział o tym jak poznali się jego rodzice i my poznaliśmy się w ten sam sposób. Potem gdy powiedziałam o tym jak moim zdaniem chłopak powinien zagadać do dziewczyny, która mu się podoba zrobił to co mu poradziłam. Mówił mi komplementy i jeszcze to zdanie, które do mnie powiedział kiedy poradziłam, że dobrym sposobem jest powiedzieć komuś wprost o swoich uczuciach — ,,Jakby to było takie proste...". Kurwa czemu to dotarło do mnie tak późno!?

Nic nie odpowiedziałam tylko po prostu zaczęłam jeść. Nie chciałam przyznawać im racji, chociaż doskonale wiedziałam że ją mieli, więc po prostu siedziałam cicho. No i właśnie przez to milczenie skupił się na mnie wzrok nie tylko Zabiniego i Parkinson, ale także ten ciekawski wzrok Malfoya. Oczywiście nijak na to zareagowałam mimo iż mnie to już wkurwiało. I czy on serio nie zdawał sobie sprawy że czuję na sobie jego spojrzenie? Tak, był z tym dyskretny. Nie gapił się na mnie, tylko patrzył ukratkiem, ale to da się łatwo wyczuć. A może tylko ja mogłam to wyczuć z taką łatwością? I jeśli tak to dlaczego? Cóż... te pytania nadal sobie zadaję, ale zakładam że nigdy nie poznam na nie odpowiedzi.

***
Witam państwa po bardzo krótkiej przerwie. Przepraszam że ostatnio nie było rozdziału ale nie miałam na to wpływu.

Tak co do rozdziału to jak do tej pory jest to mój ulubiony i mam nadzieję że wam także przypadnie do gustu. Zachęcam też do głosowania na ten rozdział, zarówno jak i na inne oraz komentowania bo to bardzo motywuje.

Przeszłość nie znika... / hpWhere stories live. Discover now