*101*

1.6K 155 13
                                    


Deku podniósł się z kanapy i wiedziony złym przeczuciem wyszedł na zewnątrz. Zatrzymał się gwałtowanie, widząc wszędzie czerwone trawy i drzewa.  Były oblepione posoką, która tworzyła ścieżkę, prowadzącą do lasu. Nie zastanawiał się długo, pobiegł nią, nie wiedział ile to robił, ale musiał być blisko centrum, bo słyszał krzyki. Wpadł na jakąś polanę. Cofnęła mu się kolacja, ponieważ na niej było mnóstwo trupów... Zresztą, nie brakowało także umierających dopiero co, mieli podcięte gardła, żyły, albo powykręcane ręce i nogi na różne strony, nienaturalnie rzecz jasna, co pokazywało, że są połamane. Zielonooki spojrzał w górę. Przed nim stała czarna ściana... nie, nie ściana, to były postacie w czarnych pelerynach. Były blisko siebie, schowane pod kapturami, ale nawet spod nich przebijały się krwistoczerwone oczy i blade twarze. 
Omega w przerażeniu się cofnęła. Potknął się o coś i upadł. Przerażony patrzył na zakrwawione dziecko, malutkie, bezbronne maleństwo. Miało może z rok, a teraz leżało martwe.  Podniósł się i spojrzał na osoby przed sobą. 

- Nikt ci nie pomoże - usłyszał męski głos, postać wysunęła się na przód. - Jesteś całkiem sam.  - zaczął się przerażająco śmiać. 

- N-Nie... - zająknął się chłopak, starając się wziąć w garść. 

- SAM - krzyknęła postać. - Rozejrzyj się! Nikogo tu nie ma! - warknął ostro nie ukazując twarzy spod kaptura. - Zginiesz, to ten dzień, ta godzina. Nikt cię nie uratuje. 

"Rozejrzyj się Izuku!" wrzasnął głos w jego głowie, co dziwne, nie należał do niego. W panice zaczął rzucać głową na prawo i lewo, nic nie dostrzegł. 

- N-Nie... - jęknął i się cofnął, ale usłyszał szelest. Odwrócił się tyłem do napastnika dostrzegając jak wielkie wilki wychodzą spomiędzy drzew. Obnażały kły. Zaczęło do niego docierać więcej szczegółów. Coraz więcej widział, czuł się silniejszy, mocniejszy. Zobaczył swojego męża, w postaci wilka z iskrzącymi, wściekłymi oczami, który prowadził watahę. Był dumny, emanowała od niego siła, którą pokazywał swoją postawą. Po lewej stronie Izuku z lasu wyszli ludzie. Na ich czele stała kobieta, blondynka z okularami na nosie, z notatnikiem w ręce. To ona do niego mówiła. Był pewien, że to ona nie pozwoliła mu wpaść w sidła tego horroru.  Wyglądała na dumną, patrząc na istoty przed nimi, za nią wędrowała spora grupa, już na pierwszy rzut oka widać było, że byli obdarzeni silnymi mocami, gdyż niektórzy pokazywali je. Nad grupą unosiła się ochronna powłoka, którą tworzyła osoba na tyłach. 
 Po prawej stronie Katsukiego z lasu wyłoniły się kolejne wilki. Grupa była o wiele mniejsza, ale skądś wiedział, że prowadzi ich Rachel.  Nie znał wcześniej jej wilczej formy, ale był pewien, że to ona. Miała buntowniczość w oczach, chciała walczyć i była na to gotowa.  Znowu po lewej, czyli także po lewej stronie blondynki z nieba zstąpiły trzy  wielkie smoki.  Ustały na ziemi i wszystkie wydały z siebie głośny ryk, zionąc ogniem w niebo i rozprostowując skrzydła.  Deku czuł, że  oni wszyscy są tutaj dla niego. Dają mu siłę, której brakowało mu, gdy tu przybył. 
Przed sobą nieoczekiwanie zobaczył dwóch chłopców. Najpierw mieli około rok. Biegali wokół pnia drzewa, po chwili rozpłynęli się i stanęli przed nim dziesięciolatkowie, którzy z psotnymi uśmiechami trzymali się za ręce. Gdy się rozpłynęli, pojawili się piętnastolatkowie, z buntowniczymi minami, pomyślał wtedy, że pewnie przed chwilą się pokłócili. Jako ostatni pokazali mu się dorośli.  Trzymali się za ręce, by zaraz potem odwrócić się do siebie plecami i jeden z nich wtulił się w imaginowanych Todorokiego i Elisa, a drugi w samego Izuku i Kacchana... Czy było to możliwe, że to ich dzieci? 
"Musisz walczyć dla nich"  cała szóstka się rozpłynęła, gdy usłyszał głos, spojrzał na blondynkę, która patrzyła z czystą nienawiścią na potwory przed nimi. - Nie - powiedział nagle chłopak, bo wszyscy ci, którzy przyszli tu dla niego ustawili się w lini kawałek za nim. - Nie jestem sam! 

- Jesteś śmieszny! Nie jesteś w stanie mnie powstrzymać. Leżysz na dnie!

 - W końcu się podniosę, zbiorę sprzymierzeńców i zawalczymy o nasz dom! - oznajmił do zakapturzonego mężczyzny, patrzącego na niego z pogardą. Nie wiedział skąd słowa przyszły mu do głowy, ale wiedział, że mówi tylko i wyłącznie prawdę. Czuł, że to co mówi ma ogromną moc, umacnia to co w sobie trzymał.  - Nic mnie nie powstrzyma! - wrzasnął. -  Jestem wreszcie gotowy, by przelać krew, by w końcu zapanował spokój! 

- Nie masz do tego sił, jesteś nędznym karaluchem, który myśli, że wszystko da się załatwić ugodowo!  To cię zabije. 

-  Jeżeli nie starczy mi na to sił, to zginę w walce, nie ugodzony nożem w plecy! - oznajmił zaczynając iskrząc na całym ciele. - Doskonale wiem, że jeżeli dziś umrę, mój syn dokończy to co zacząłem! Nie zniknie to co przez lata budowałem! - wrzasnął głośno. - Do ataku! 

Izuku gwałtownie podniósł się z łóżka. Zobaczył przed sobą zdenerwowaną, napiętą i zmartwioną twarz męża. Jednak to osoba, która stała w roku pomieszczenia go zainteresowała, od razu wyrwał się z macek pościeli i ruszył do blondynki, która trzymała w ręce notatnik.  Ta zrobiła krok w przód, patrząc na niego  zielonymi oczami. 

- Nie pozwolimy, by do tego doszło. Ale musimy to zrobić razem, Izuku. Wszyscy. - oznajmiła, jakby wiedziała... Wiedziała co ich czeka w przyszłości.  - Nie pozwolę, by twój sen stał się realny.


Król Wilków (BAKUDEKU) ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz