1

366 38 17
                                    

San nie spodziewał się od nikogo niczego więcej poza cennymi kilogramami mięsa, które dumnie wiózł do matki w ramach nagrody. Leżał na plecach na grzbiecie konia kiedy on spokojnie wędrował do domu znając drogę na pamięć.
Wpatrywał się w chmury o różnych kształtach nie mogąc pozbyć się uśmiechu z ust.

- Wiesz Djork- poklepał go po brzuchu.- Gdbym jechał na tobie to pewnie poszłoby mi lepiej- obrócił w dłoni jedną z finek, która została mu po pokazie. Przez adrenalinę nawet nie odłożył jej na miejsce.- Ale to nic- poderwał się do siadu kiedy poczuł jak koń skręca w znaną mu dobrze zagrodę.- Mama i tak się ucieszy.

Zeskoczył z grzbietu konia i odprowadził go do swojego stałego miejsca. W międzyczasie zdjął z niego prowizoryczne siodło i worek z mięsem.

- Mamo!- Wbiegł rozweselony do środka, ale od razu spoważniał gdy usłyszał dochodzące z salonu odgłosy rozmowy.

Odłożył worek na blacie kuchennym i nieśmiało wszedł dalej. Na wiklinowym fotelu siedział rosły mężczyzna o ostrych rysach twarzy i długiej brodzie.

- Sani- posiwiała kobieta podeszła do syna i pogładziła go po włosach.- Przyjechali do nas rycerze. Z zamku- dodała ciszej strzepując z jego gorsetu końskie włosie.- Przedstaw się im.

Ukłonił się nisko zginając w pół

- Choi San, to zaszczyt- nie ruszył się o milimetr, aż kątem oka nie zauważył, że mężczyzna macha na niego ręką.

- Usiądź- wskazał na stół naprzeciwko siebie.

- Przepraszam- złapał się za pierś.- I błagam o wybaczenie- schylił głowę.

- Słucham?

- Przekroczyłem granice łowisk, tak? Zawędrowałem za daleko. Serdecznie przepraszam, zrobię wszystko żeby to odpracować i...

- Dość. Nie jesteśmy tu z tego powodu.

San uniósł na niego skonfundowany wzrok I zamrugał kilka razy.

- Nie?

- Nie- zaśmiał się niskim basem.- Przyszliśmy z oficjalnym wezwaniem do gwardii narodowej.

San nie mógł przestać mrugać. Przełknął ślinę, a potem otworzył usta oniemiały, ale nie potrafił nic powiedzieć.

- Gwardia...

- Do pracy w zamku. Dla księcia.

Książę Wooyoung, ten o którym tyle słyszał, ten wspaniały potomek królewski, następca tronu. Przyszły władca całego Belmond!

- Ja... Nie, ja nie mogę- wszyscy wstrzymali na chwilę oddech, a potem wbili w niego wzrok chcący zabić.- Nie mogę zostawić mamy samej. Ona nie da sobie rady, trzeba zrobić zapasy na zimę, zajmować się zwierzętami, polować, palić ogień...

- Sani, dość. Poradzę sobie. Zawsze chciałeś być rycerzem, to był nasz cel. Możesz w końcu wyjechać z Naverk, zacząć lepsze życie niż ja.

- Mamo...- wyszeptał kiedy znowu ktoś mu przerwał.

- Zadbamy o to. Dostarczymy dla twojej rodziny odpowiednią ilość jedzenia i ochronę. Póki będziesz pracować dla króla, nic nie ma prawa się tu stać.

Popatrzył na matkę, a ona pogładziła go po ramieniu. Potem znów posłał spojrzenie rycerzowi w ciężkiej zbroi.

- W porządku. Pojadę do zamku.

Na ustach starszego pojawił się niecny uśmiech.

- Dajcie mu konia.

- Djork- szepnął zdenerwowany, że miałby dosiadać kogoś innego niż konia z którym się wychował.

Valkiria ¤ woosanWhere stories live. Discover now