30

294 32 6
                                    

Liczenie czasu pod ziemią było bardzo trudne. Nie można już było wyjrzeć za okno sprawdzając porę dnia, ani nawet polegać na odgłosach, które pomagałyby nieco w orientacji czasowej. Jedyne co słyszał San to rozkazy i obelgi w jego stronę.

Nie wiedział dlaczego tak naprawdę dalej go trzymali, kiedy wyraźnie wyjaśnił, że nie jest księciem i naprawdę nic nie wie. Wszystko jednak uległo zmianie, gdy po wielu godzinach przybył do niego stary mężczyzna o białych włosach i nieprzyjemnym głosie.

- Co to ma znaczyć?- Wysyczał do jednego ze strażników, który uśmiechnął się niezręcznie wskazując na Sana przykutego do ściany.

- Książę Wooyoung.

- To ma być książę? Jego uważasz za księcia?- Krzyknął, a potem zdzielił osiłka po twarzy, aż ten nie zachwiał się w miejscu.- Czy on dla ciebie wygląda jak książę? Zniszczone dłonie, liczne blizny, wychudzony jak bezpański pies? Zacznij myśleć o ile masz czym.

San uśmiechnął się widząc, jak jego oprawca zasłania twarz w obawie przed kolejnym uderzeniem.

- To zasadzka- zbliżył się do celi patrząc na Sana jak na obiekt.- Musieli się tego spodziewać i go podłożyli.

To nieprawda i San o tym wiedział. Wooyoung dał mu swoją pelerynę pod wpływem chwili. Zrobił to bo chciał zrobić Sanowi przyjemność. Teraz pewnie się obwinia i to również stresowało Sana do granic możliwości. Cieszył się z takiego obrotu spraw, dzięki temu mógł uciec.

Wciąż jednak strach zżerał go od środka, bo dalej nie wiedział gdzie może teraz być Wooyoung. Co jeśli już...
Nie, niemożliwe. Jest silny i mądry, a Choi wiedział, że nie da się zabić od tak.

- Co mamy z nim zrobić?

- Zabić- odezwał się San we własnej osobie patrząc w oczy paskudnemu mężczyźnie.- Po prostu mnie zabijcie, co za różnica. Nie macie tego, którego chcieliście.

Najsilniejszy z bandytów wstał zaciskając w dłoni topór, ale został zatrzymany jednym gestem siwego mężczyzny.

- On może wiedzieć gdzie jest książę. Doprowadzi nas do niego.

- Wybaczcie, że was zawiodę, ale nie wiem. Nie mam pojęcia, rozstałem się z nim jeszcze na balu. Z tego co pamiętam atak był "z zaskoczenia", czyż nie? Skąd mieliśmy się więc go spodziewać- warknął, na co osiłek zdzielił go rękojeścią toporka.

San wciąż związany mógł jedynie odwrócić twarz pokazując drugi policzek.

- Ah teraz go kojarzę- uśmiechnął się złowieszczo mężczyzna.- Nie poznałem od frontu.

Wyciągnął dłoń w stronę Sana i złapał go za szczękę ukazując jego lewy profil. Zaśmiał się cicho i ścisnął nieco za mocno.

- To jeden z rycerzy. Czyż nie? Ale co ja mogę wiedzieć. Niech wypowie się ten co wie najwięcej.

Wyjrzał zza celi i zawołał kogoś jeszcze. Czekali tak kilka sekund, aż do środka wszedł wysoki mężczyzna. O czarnych włosach, ostrych rysach twarzy, podobny do Sana, ale wyraźnie starszy.

- Seonghwa- szepnął z niedowierzaniem.

- No dalej Park. Powiedz kogo tu mamy.

- Ja...- wyraźnie się wahał. Nie chciał mówić, nie chciał tu nawet być. Mimo to nie miał związanych dłoni. Nie był przykuty do ściany. Skoro San też był tylko "rycerzykiem" to dlaczego nie jest traktowany na równi z resztą?

- No dalej. Pamiętaj o naszej słodkiej umowie- mężczyzna otworzył scyzoryk przykładając ostrze do bladej szyi Seonghwy.

Rycerz zadrżał, ale dzięki groźbie zdecydowanie bardziej się ożywił.

Valkiria ¤ woosanWhere stories live. Discover now