29

279 36 49
                                    

Bal dopiero się zaczął, a Wooyoung już miał dość tego ile wokół niego się działo. Siedział na swoim miejscu, tuż obok ojca, a właściwie w jego cieniu, odpowiadał na liczne powitania, słuchał pozdrowień i rozmyślał o tym kiedy San w końcu wróci, stanie za jego plecami i będzie obok przez resztę wieczoru.

- Wooyoung, uśmiechnij się- szepnął król odbierając kolejny prezent od gości.

- Od kiedy uśmiechamy się do ludzi?

- Od kiedy oni tego oczekują- zbeształ go.- Musisz nauczyć się robić tego czego od ciebie oczekują.

- Po co?

- Żeby zyskać popracie ludzi.

- Wolę, żeby znali mnie takiego jakim jestem.

Król stracił cierpliwość i miał już rzucić synowi wykład o manierach, ale wtedy kolejny z gości podszedł kłaniając się nisko.

- Wasza wysokość- miał nieprzyjemny, chropowaty głos i długie, szare włosy.- To zaszczyt móc przedstawić się osobiście. Von Ceres, z królestwa północy, jestem...

- Doradcą króla, ah tak.

- Gdy dowiedziałem się o balu i zaproszeniu musiałem przybyć. Mój król niestety nie miał tyle szczęścia.

- Rządzenie krajem rzecz jasna wymaga poświęceń, rozumiem.

Wooyoung przewrócił oczami słysząc rozmowę ojca z mężczyzną. Nie uważał tego za szczególnie interesujące, a wręcz przeciwnie. Było mu gorąco, gorset uwierał go w żebra, a muzyka przeprawiała o mdłości.

San dalej nie wrócił. Nie dziwił się mu, na jego miejscu też pewnie robiłby wszystko by ominąć to durne zgromadzenie. Mimo tego Wooyoung uważał, że mógłby już wrócić, chociaż dla niego, bo czuł się naprawdę samotnie.

- Jest tak podobny do matki- wysyczał doradca.- Te same rysy twarzy.

Wooyoung odwrócił się w jego stronę słysząc tą uwagę. Do mamy? Jego ojciec nie wspominał o niej od lat.

- Znał ją pan?- Odezwał się niepytany.

- Oh była piękną kobietą. Twój ojciec miał wielkie szczęście. Masz jej oczy. Któregoś dnia ktoś pokocha je tak samo, jak twój ojciec zrobil to lata temu - uśmiechnął się krzywo.

Ktoś już to zrobił!  San... ah, San- gdzie on był?

- Przepraszam bardzo na moment, muszę napić się wody- skłonił się przed ojcem i gościem i ruszył w stronę swojej komnaty.

Mężczyzna nie tracił go z oczu.

*

Wooyoung trochę się niecierpliwił, musiał więc wrócić do komnaty niezauważony i poszukać rycerza, a potem zaprowadzić go tam gdzie jego miejsce. Obok książęcego tronu.

Korytarze bez oświetlenia wyglądały naprawdę niepokojąco. Teraz żywy kamień na ścianach zdawał się był dużo bardziej mroczny. Jakby droga nigdy się nie kończyła. Okrył się szczelniej peleryną i ruszył dalej. Chciał nawet wspomóc się jakimś źródłem światła, ale nie miał w zasięgu wzroku żadnej pochodni czy świecy. Przeszedł go dreszcz, świst wiatru za oknami stawał się niepokojący, dlaczego musiało spotykać to akurat jego?

Stęknął żałośnie i ruszył dalej. Po chwili usłyszał głośny trzask i podskoczył w miejscu jak poparzony. Jedna z okiennic była otwarta, a wiatr uderzał nią o ścianę. Podbiegł do okna i szybko je zamknął. Zobaczył w szybie jedynie swoje odbicie. Coś wyraźnie mu nie pasowało, gdzie byli straże? Dlaczego nie pilnowali korytarzy?

Valkiria ¤ woosanWhere stories live. Discover now