24

280 30 18
                                    

- Dokąd to?

Wooyoung zakrył się szczelniej płaszczem Sana starając się, by nie pokazać twarzy.

- Jak to gdzie- zniżył głos.- Na zwiady. Z tego co pamiętam to moja praca.

Odchrząknął kilka razy i schylił mocniej zakrywając bujnym futrem. Lubił je, podarował je Sanowi wraz ze zmianą pokoju, choć ten nigdy nie dowiedział się od kogo był prezent. Wybrał je specjalnie i kazał schować w szafie wraz z innymi ubraniami. Wstydził się jawnie przyznać, że jest od niego, było to co najmniej dziwne w jego sytuacji.

Zabrał je z tego samego miejsca, wsiadł na konia Sana i nikt nawet nie zwrócił na niego uwagi. Dopiero przy moście zwodzonym, nad przepaścią i jedyną drogą prowadzącą w stronę lasu został zatrzymany w celu kontroli.

- Twoja praca? Nie byłem o owej pracy powiadomiony- warknął strażnik i zaśmiał się pod nosem.

- Nie jestem tu uwięziony- zaczął mówić coraz bardziej chwiejnym głosem.- Oznacza to, że mogę wyjść w dowolnym momencie.

- Oznacza to podlotku, że nie mamy zamiaru szukać cię po lesie jak nie wrócisz. Jest kiepska pogoda.

- To nie szukajcie-wzruszył ramionami.- Poradzę sobie.

Uderzył w boki konia, który ruszył niechętnie do przodu. Nie ufał mu, to jasne. Nigdy nie dosiadał konia innego niż Echo, ale San zdawał się być zadowolonym z rudzielca, a z białym rumakiem na pewno nie wyjechałby z zamku.
Nie chciał uciec, nie mógł zostawić przecież tu rycerza samego. Chciał zwyczajnie odpocząć od zamku, wcześniej robił to z Sanem, teraz nie mógł od tak poprosić go o towarzystwo. Mógł go zmusić, ale to nigdy nie będzie to samo.

Faktycznie było nieco zimno, mroźniej niż zazwyczaj, ale to oczywiście nie mogło go powstrzymać. Zakaszlał kilka razy i odsłonił w końcu twarz by poprawnie nabrać oddech.

- Musimy jakoś wspopracować, hm? Nie mogłem tam dłużej zostać- odezwał się so konia.- San nie chce mnie widzieć, a to ostatnie czego chcę doświadczać na własnej skórze. Widziałem go dzisiaj na treningu- opowiadał jakby rozmawiał z dobrym przyjacielem.- Jest silny, umie mnie obronić. Widziałem, że Shoma do niego weszła. Nienawidzę jej, ona zawsze uważa, że wie lepiej, że jest mądrzejsza, a to nieprawda. Nie wie nic o moim życiu.

Koń parsknął cicho, a z jego nozdrzy wydobyła się para.

- To też twój przyjaciel, wiem. Nie chciałem mówić o nim źle, to nie tak. Ja tylko... Przykro mi trochę, można to tak nazwać?- Spytał konia, a gdy zrozumiał, że nigdy nie dostanie odpowiedzi, zaśmiał się żałośnie sam z siebie.

Spacer trwał dość długo, zaczynało wręcz powoli robić się ciemno. Nie miał ochoty wracać, zmarznięty czy nie, odpoczynek od zamku i problemów z nim związanych naprawdę dawał ulgę. Mógł bezkarnie zatopić się we własnych myślach, mówić na głos co myśli i nie przejmować się konsekwencjami.

- To jest to- uśmiechnął się.- Mogę mówić co chcę. Wiesz Koi? Zdradzę ci coś- nachylił się do dużego ucha konia.- Tylko nikomu nie mów. Kocham Sana- zachichotał jak małe dziecko.- Ah, kocham go, naprawdę. Miło jest to w końcu powiedzieć.

Naprawdę był szczęśliwy. Słuchały go drzewa i zachmurzone niebo, ale było to w pewnym sensie oczyszczające.

- Słyszycie?! Kocham go! Kocham Sana- zaśmiał się głośno i opadł na plecy leżąc na końskim grzbiecie. Wdychał zachłannie mroźne powietrze, aż nie zaczęły boleć go płuca.- Chociaż w sumie może on o tym wie. Myślisz, że wie? Czasem zachowuje się jakby wszystko rozumiał, ale jest przy tym niesamowicie smutny. San naprawdę chciał być blisko, a ja robiłem mu krzywdę- doszedł do konkluzji uświadamiając sobie prawdę.

Valkiria ¤ woosanWhere stories live. Discover now