23

312 34 38
                                    

San nie mógł sobie z tym poradzić. Co on w ogóle miał w głowie? On i książę? To było absurdalne i wyrwane iście z kolorowej bajki dla dzieci. Nie mógł wybaczyć sobie tego, że w ogóle wziął przez moment pod uwagę takie życie.

Przez jedną chwilę, kiedy zbudził się z nim u boku, kiedy trzymał go na rękach jak największy w życiu skarb, gdy ubierał go i prowadził przez zimne korytarze naprawdę myślał, że...

Uderzył mocno w ścianę swojego pokoju. Nienawidził go wtedy, bo był prezentem na dowód tego, że Wooyoung naprawdę traktuje go wyjątkowo. To wszystko było nic nie warte, każda jego obawa stawała się prawdą. Gorące łzy spłynęły mu po policzkach gdy zranił się w dłonie od uciążliwego uderzania w goły kamień. Miał tego naprawdę dość. Szlochał bez opamiętania zostawiając za sobą wszystkie obietnice złożone własnej mamie.

Nie powinien wtedy zostawiać księcia samego, Wooyoung był tak samo wstrząśnięty jak on. Miał wtedy ogromną ochotę wrócić, wziąć go na ręce i odnieść w bezpieczne miejsce. Powiedzieć mu, że jest obok i uwielbia go ponad wszystko. Wiedział jednak, że jeden z nich musi zachować się racjonalnie i to przerwać. Wooyoung nigdy się z tego nie wyrwie, to uczucie do niczego nie prowadziło. Musiał się z niego wyleczyć.

*

San radził sobie ze swoim postanowieniem całkiem dobrze. Unikał spędzania wolnego czasu z księciem, ten wciąż zszokowany tym co się stało wcale nie napierał. Cały dzień minął w ciszy.

Książę nie potrafił nawet gniewać się na Sana. Czuł się dziwnie, jakby stracił kawałek siebie. Choi nie był z nim gdy jadł, nie siedział z nim w bibliotece, nie przyszedł nawet na trening. Dostrzegł go jednak na sali do ćwiczeń, celował mieczem w drewnianą kukłę jakby od tego zależało jego życie. Wooyoung zadrżał na dźwięk pękającego drewna, a drzwi o które się opierał, otworzyły nieco bardziej z głośnym skrzypem.

San spojrzał od razu w tym kierunku i zatrzymał się opuszczając miecz w dół. Patrzyli tak na siebie przez kilka sekund, zanim książę wystraszony uciekł z zasięgu wzroku.
San otarł pot z czoła, był beznadziejny w walce mieczem, choć nie rezygnował z nauki mimo braku nauczyciela. Z czasem zaczynał nawet zauważać progres.

Nie chciał tego robić, jego serce rwało się do księcia o cudownych rysach twarzy i zadziornym charakterze, chciał wtedy rzucić wszystko co miał i pobiec za chłopcem mówiąc, że nigdy go nie zostawi. Chciałby żeby tak było, naprawdę o tym marzył, ale świat miał dla księcia inne plany. Miał zostać królem, a potem posadzić na tronie własnego syna, musiał kontynuować tradycję i kochać kobietę, nawet jeśli nie do końca mu się to podobało.

Położył się zmęczony na podłodze i spojrzał na ostrze miecza leżącego obok. Czasem zastanawiał się po co w ogóle żyje.
Zanim się pojawił Wooyoung nie miał nic przeciwko bycia królem, a wręcz wydawało się, że na to czeka. To Choi wszystko skomplikował, to on sprawił, że Wooyoung postawił się ojcu co sprowadziło na niego tylko większe problemy, to wszystko jego wina.

- Pokonała cię drewniana kukła?

Shoma opierała się o framugę drzwi trzymając w dłoni własny miecz, zdecydowanie smuklejszy niż ten jego.

- Nie zauważyłem, że wchodzisz- zaśmiał się niezręcznie i podniósł do siadu zaczesując mokre włosy do tyłu.

- Czasem każdego dopada totalne załamanie- podała mu rękę, a on przyjął ją i z pomocą dziewczyny stanął na nogi.- Nie idzie ci szermierka? Spławiłeś nauczyciela, czy sam się obraził?

Valkiria ¤ woosanWhere stories live. Discover now