dodatek uwu

7 0 0
                                    

(Nic tutaj nie zmieniałam, jakiekolwiek błędy są specjalne. No i nie ja to napisałam, ktokolwiek to napisał - pozdrawiam cię)

Porwana przez idola

Był słoneczny dzień miałam ubrana na sobie błękiny crop top, kabaretki oraz obcisłą miniówe. Był to drugi tydzeiń
bez mojej mamy która jak spaliła ostrego bucha, złapała schizofrenii i nabrała nadprzyrodzonych mocy. Postanowiłam
ją odwiedzić w szpitalu psychiatry6cznym na ulicy Koszarowej we Wrocławiu, oddział 12. Mentalnie ma 13 lat więc
trzymają ją z młodzieżą. Kiedy szłam do szpitala słuchałam mojego ulubuionego zespołu, Ganja Mafia. Przy bramie do
psychiatryka ujżałam...JEGO. Przystojnego kawalera o smukłej budowie ciała i o włosach, które przypominały mi o
latach młodości, kiedy to zbierałam liście podczas jesieni razem z babcią. Jego szaro-niebieskie oczy przebiły
mnie całą. Stanęłąm dęba. Chciałam coś powiedzieć, ale los mnie zaskoczył i oto co usłyszałam...:

-Hej bejbi, kopsniesz szluga?
-Niestety nie palę proszę pana.
-Uff, bardzo dobrze. Wiesz, szukam żony która nie pali i jesteś kandydatkom... palenie niszczy PŁUCA!!-powiedział.

Zarumieniłam się. Promieniował on energią topa. Chciałam być w jego objęciu, kiedy ten strzela mężnie z karabinu.

Ciong dalszy nastąpi...

Ciong dalszy...:

Nie wierzyłam, że go spotkałam. To idealny materiał na męża. Taki czuły i delikatny z wyglądu, a taki męski i silny
w środku. Byłam w niebie. Zapomniałam aż o tym, że miałam odwiedzić matkę. Chciałam, aby relacja moja i przystojnego
dżentelmena się pogłębiła.

-Jak ci na imię złociutki? Ja mam na imię Grażyna.
-Bartosz Włodarczyk, lekarz-przedstawił się.

Byłam w kompletnym szoku. On miał imię, którę lubię najbardziej. Czułam wniebowzięcie po raz pierwszy w życiu. Nie
mogłam wydobyć z siebie ani jednego słowa. W końcu zanim poszedł zapytał mnie:

-Ej seniorita, chcesz iść dzisiaj na kolacje do restauracji McDonalds?- spytał łagodnym głosem.
-Tak!! Nie sądziłam że się spytasz!

Motyle latały mi w brzuchu niczym samoloty na niebie. Byłam zakochana i nigdy nie byłam tak pewna takiego uczucia.
Kiedy ten odjechał swoim Lamborghini Aventador spod szpitala, ja stałam przez dwie minuty jak słup i analizowałam
co właśnie się stało. Uszczypnęłam się. TO NIE BYŁ SEN! Czym prędzej pobiegłam do najbliższego kiosku Ruchu, w celu
zakupienia mojej ulubionej gazetki, Bravo. Tam są takie romantyczne zdjęcia par w związku! Kiedy wruciłam do domu
zaparzyłam sobie mojej ulubionej cherbaty. Otworzyłam czasopismo i patrząć na zdjęcia słodkich par, wyobrażałam
sobie mnie i...JEGO. Bartosza <3.
Całą noc trzęsłam się z emocji. Ciężko było mi zasnąć, jednakże po godzinie fantazjowania, udało mi się w końcu
zasnąć. Miałam wspaniały sen. Śnił mi się przystojny dżentelmen, Pan B., który zabrał mnie prywatnym samolotem na
Teneryfe, gdzie piliśmy waniliowe szejki. Pod koniec mojego snu poczałował mnie w czółko na dobranoc. To był moment
w którym się wybudziłam. Myślałam o nim przez cały poranek. W kuchni, w sypialni i pod prysznicem. Kiedy popijałam
kawkę, usłyszałam klakson spod mojego domu. Wyjrzałam, a tam stało... TO. LAMBORGHINI AVENTADOR PANA BARTOSZA,
MOJEGO NAJWIĘKSZEGO KRASHA. Wyplułam z wrażenia kawe na okno. Czym prędzej wybiegłam na ulice żeby go przywitać
buziaczkiem w policzek.

-Leno paleno bejbe, wsiadaj, jedziemy do maka.
-Hihi- odśmiechnęłam.

Plot twist, Pan Bartosz porwał mnie na Ukrainie i pracowałam w kopalni przy złożach uranu do końca śmierci.

KONIEC UwU <3

Abominacja, która powstała w trakcie mojego pobytu w szpitaluWhere stories live. Discover now