Rozdział 17

382 29 4
                                    

Harry's POV

Kiedy pierwszy raz spotkałem Louisa, miałem osiem lat. Jego ojciec omawiał pewne klauzule historyczne klanu i nie mógł pominąć o dbaniu o swoje własne dziecko, więc zostawił Louisa, by mógł się ze mną pobawić, gdy ten poszedł do biura mojego ojca. Louis usiadł w kącie, patrząc na mnie dziwnie jak zająłem miejsce na kanapie, czytając książkę o Kocie i Kapeluszu. W jego oczach było przerażenie i zdenerwowanie, podczas kiedy cały czas zaciskał końce rękawów swojego swetra.

- Nie lubię tej książki. -odezwał się w końcu, a to były pierwsze słowa, jakie powiedział przez całe popołudnie. Spojrzałem w kąt, a moje usta delikatnie drgnęły.

- Ja też, ale nie mam niczego innego do czytania. - wyjaśniłem, kładąc książkę na podłodze, pod moimi stopami. - Usiądź obok mnie. - powiedziałem, klepiąc miejsce obok.

Usiadł obok  mnie i od tego czasu, był cały czas po mojej stronie. Wraz z Louisem byliśmy dwoma chłopakami, których i mężczyźni i kobiety rasy ludzkiej uwielbiali, a to zostało udowodnione jak zaczęliśmy gimnazjum.

- Hej Lou - zawołałem go, kiedy spotkaliśmy się na lunchu. To był nasz drugi miesiąc gimnazjum, a on już ustanowił z siebie klasowego klauna. Ja, z drugiej strony, znany byłem jako flirciarz i ściągałem wystarczająco uwagi.

- Hej Haz, słyszałem, że Angela cię lubi. - zaczął plotkować, wywołując u mnie śmiech i wywrócenie oczami. Angela nie była w moim typie, była zbyt... Była zbyt dużą flirciarą jak dla mnie.

- Słyszałem, że jej najlepsza przyjaciółka Becca lubi ciebie. 

- Podwójna randka, co ty na to? - zapytał, na co ja zachichotałem i skinąłem.

Kilka miesięcy później, mój flirciarski tryb życia sprowadził na nas kłopoty. Przeglądałem strony mojego zeszytu od fizyki, kiedy dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach sprawił, iż spojrzałem w swoją prawą stronę.

- Co ty robiłeś z moją dziewczyną? - zapytał wysoki głos, jego ubogie słownictwo sprawiło, że mój nos drgnął lekko.

- Myślę, że lepszym pytaniem jest, co twoja dziewczyna robiła ze mną. - odpowiedziałem nerwowo.

Zebrała się mała grupa, a wkurzony chłopak zacisnął swoje dłonie w pięści.

- Zapłacisz za to, Harry.

- Dajesz. - powiedziałem, wrzucając swoje książki do szafki.

- Jeśli choć jedna pięść pójdzie w ruch, będę was bił przez najbliższy tydzień. - odezwał się zachrypnięty głos, sprawiając, iż oboje spojrzeliśmy w prawo, gdzie stał Louis, trzymając zeszyt i patrząc na nas. Chłopak chrząknął, posłał mi surowe spojrzenie i wepchnął się w tłum ludzi.

- To jeszcze nie koniec,Styles! - krzyknął mściwie.

Właśnie wtedy każdy uczeń w szkole zostawił nas w spokoju nie ważąc się nawet wchodzić nam w drogę. Nie byłem tylko podrywaczem, ale także złośliwcem, urocze połączenie. Louis był tajemniczy, jeszcze zabawny mroczny, ze zdolnością do zadawania ludziom różnych emocji za pomocą tylko małego spojrzenia. Był moim najlepszym przyjacielem, w zasadzie moim bratem, i nic tego nie zmieniło.

Dopóki tak się nie stało.

Mój ojciec był w klanie i raczej nie nazywał tego czymś "specjalnym". Pracował w swoim biurze, które umieszczone było na najwyższym piętrze naszej posiadłości. Była druga nad ranem, gdy się nagle obudziłem, łapiąc powietrze. Mój żołądek mówił  mi, bym pobiegł, pobiegł tam i go uratował. To mój dar, wyczuwanie niebezpieczeństwa. Zacząłem biec po schodach, a moja panika dotarła do mojego gardła. Na początku nie mogłem powiedzieć, kto był intruzem w domu, ale zacząłem wspinać się po schodach prowadzących do biura mojego ojca. Rozpoznałem znajomą postać, jednak był tam ktoś jeszcze, tylko kto? Wtedy poczułem jak coś uderzyło w moją głowę. Zostałem znokautowany, moja głowa osunęła się na dywan, przykrywający schody. Myślałem, że obudziłem się pięć minut później na dźwięk głośnych kłótni, a potem... Co to był za dźwięk?

Nogi miałem jak z galarety, a jedynym sposobem na ocalenie mojego ojca było przeczołganie się przez ten bałagan po schodach. Przełożyłem ciężar ciała na łokcie i powoli, ale stopniowo wspinałem się po schodach i przez korytarz, do biura mojego ojca. Wtedy zerknąłem przez szparę w drzwiach i zobaczyłem najbardziej przerażającą rzecz: ciało mojego ojca z kilkoma zakrwawionymi dziurami w klatce piersiowej. To pozwoliło mi wstać i zobaczyć jak ktoś wyskakuje z balkonu, jego płaszcz uderzył o poręcze. Jak wszedłem do pokoju, mój wzrok nadal był rozmyty i miałem ochotę zwymiotować po ujrzeniu ciała mojego ojca na środku pomieszczenia. Miał krew na dłoniach. Ten sukinsyn. On.. On... zabił mojego tatę.

- Harry! Harry! To nie jest tak jak myślisz.- powiedział Louis, jego głos był szorstki jak zaczął cofać się do barierki.

- Ty skurwysynie. -  krzyknąłem, idąc do niego. Złość i smutek zawładnęła moimi nogami i zmusiła je do biegu.

- Przepraszam. - szepnął Louis, nim pobiegł do barierki i skoczył. 

Czułem jak całe moje ciało kontynuowało bieg, jednak się zatrzymałem, nic nie rozumiejąc dopóki nie wróciłem do ciała swojego ojca. Chwyciłem jego słabą dłoń w swoją własną i poczułem jak łzy napływają mi do oczu.

- Dlaczego? - zapytałem go.

Do Sądu: 4 miesiące

Gray's POV

Nie wiedziałam czemu, ale zdecydowałam się na spacer po parku. Potrzebowałam oczyścić swój umysł, a widząc te wszystkie dzieci biegające wokół ze swoimi rodzicami było lepszym rozwiązaniem niż leżenie w łózku i czytanie. Kiedy zaczęłam iść ścieżką, ktoś staranował moje ramię.

- Ow!  - zapłakałam sfrustrowana.

- Oh, przepraszam cię bardzo! - Kobieta podbiegła do mnie i potarła moje ramię. Wyglądała jakby skończyła niedawno czterdziestkę i tak szczerze, można byłoby to wyczytać z jej oczu.

- Um..nic się nie stało. - powiedziałam.

- Jestem Johannah, Johannah Tomlinson. - uśmiechnęła się do  mnie i podała swoją dłoń. Otworzyłam usta ze zdziwienia, ale szybko je zamknęłam i uścisnęłam jej  dłoń, wymuszając uśmiech.

- Jestem-

- Wiem, kim jesteś. - powiedziała, zanim intensywny ból nie zaczął rosnąć w mojej czaszce, zmuszając mnie do oparcia całego ciężaru ciała na kolanach i puszczenia jej dłoni, by móc chwycić swoją skroń. Nagle, ból zniknął, a ja spojrzałam do góry, by ujrzeć-

- Harry?

Wziął mnie za nadgarstki i pociągnął, bym mogła wstać.

- Co, do jasnej cholery? - wyrwałam się z jego uścisku.

- Słuchaj, Gray McDonna, zerwiesz z Louisem Tomlinsonem. - powiedział, jego twarz zbliżyła się do mojej.

- Dlaczego niby miałabym to zrobić?

- Jeśli nie chcesz, by umarł, właśnie to zrobisz. - odparł nonszalancko. Sapnęłam i spojrzałam w jego zielone oczy.

- O czym ty mówisz?

- Wasz związek jest zakazany wśród klanu. 

- Nie. Kłamiesz. - powiedziałam  po krótkiej ciszy, łzy niemalży były gotowe opuścić moje oczy.

- Gray, nie zrobiłem jeszcze nic, byś miała powody do tego, żeby mi nie ufać, czemu miałbym skałamać? - zapytał.

- A co, jeżeli z nim nie zerwę? - prawie szeptałam.

- Rada zdecyduje o jego losie, a jak chodzi o miłość to nie są zbyt pobłażliwi. - powiedział. 

Mój oddech był nierówny, a wtedy odwróciłam się i zaczęłam odchodzić.

- Masz 24 godziny, inaczej podrzucę notkę Radzie. - powiedział, zanim zniknęłam z jego pola widzenia i zaczęłam płakać. Zostały mi 24 godziny z Louisem. Zostały mi tylko 24 godziny szczęścia.

Has llegado al final de las partes publicadas.

⏰ Última actualización: Apr 04, 2015 ⏰

¡Añade esta historia a tu biblioteca para recibir notificaciones sobre nuevas partes!

Inked ~ tłumaczenie // L.T.Donde viven las historias. Descúbrelo ahora