Rozdział 28

22 3 0
                                    

Marisa Pov

— Wozy będą gotowe dopiero jutro. Podwieźć was do Upper Myall? — Mechanik wydaje werdykt.

— Nie, mamy tu jeszcze starą kryjówkę, jeden dzień jakoś tam przeczekamy. — Stwierdza Hemmings. — Dzwoń jak będą gotowe.

Obserwowanie rozmowy tej dwójki przestaje mnie jakoś interesować. Opuszczam biuro faceta zwanego Walker, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Mijam pięciu jego pracowników, którzy w pocie czoła próbują doprowadzić samochody do poprzedniego stanu. Przechodzę jak najbliżej ściany z pustaka, aby nie przeszkadzać pozostałym w pracy. Prawie potykam się o czerwoną skrzynkę z narzędziami, której nie zauważam, jednak udaje mi się utrzymać równowagę. Przekraczam ogromny wjazd do warsztatu, po czym opieram się o ścianę. Przymykam oczy i biorę głęboki wdech. Nie mam pojęcia, ile stoję tak bezczynnie, może kilka sekund, które przerywa wibracja mojego telefonu. Widok znajomego numeru powoduje stres.

— Catia, miałaś dzwonić do mnie tylko w nagłych wypadkach. Coś się dzieje?

— To ważne! Jordan i Christian... — Słychać, że jest zdenerwowana, jednak wciąż nie znam powodu.

— Wszystko powiem ci na miejscu. Czekam pod ich mieszkaniem. Błagam, pośpiesz się! — Nawet nie czeka na moją odpowiedź, od razu się rozłącza.

Jest spanikowana, więc wątpię, że to kłamstwo czy jakaś błahostka. Co takiego dzieje się z chłopakami? Nie rozumiem tego. Przecież utrzymuję z nimi tylko zdawkowy kontakt telefoniczny, ale nie spotykamy się osobiście. A może to te typki od Jonathana? Niby mówili, że uciekają, jednak czy można wierzyć komuś takiemu? Oby to tylko jakaś pomyłka... Moi przyjaciele mają swoje sprawy i problemy. Równie dobrze może to być fałszywy alarm.

— Z kimś gadasz? — Luke wyłaniający się zza ściany zauważa, że wciąż trzymam telefon przy uchu.

— Nie interesuje mnie państwa oferta. Żegnam. — Chowam urządzenie. — Z operatorem sieci komórkowej, chce wcisnąć mi jakąś tandetną ofertę. — Liczę, że ten kit brzmi wiarygodnie.

Ciężko odczytać z twarzy blondyna czy mi wierzy. Zdaje się przewiercać mnie wzrokiem na wylot. Próbuje sprawdzić moją prawdomówność? Jeśli nie wytrzymam tego przeszywającego spojrzenia to znaczy, że kłamię? Nie, raczej nie to ma na myśli.

— Pozostali chcą się przejść. Odprowadzimy cię najpierw do kryjówki. — Oświadcza po chwili.

— Dam sobie radę, naprawdę. Cały czas przypominacie mi, że jestem poszukiwana. Nic nie zrobiłam, a czuję się jak przestępca. — Krzyżuję ręce na piersi z postanowieniem wykłócenia sobie możliwości pójścia z nimi, lecz do głowy wpada mi jeszcze lepszy plan. — Dobra... Nie zmienisz zdania, choćbym nie wiem jakich argumentów użyła.

— Dokładnie. Zbieraj się, stąd mamy o wiele bliżej niż od strony szpitala, ale to i tak spory kawałek. — Rusza jako pierwszy, nawet nie oglądając się za siebie.

Podążam za nim razem z Aileen i Mike'iem, którzy dołączają do nas. Rozmawiają żywiołowo o jakichś pierdołach, ale nie interesuje mnie zagłębianie w tej kwestii. Gram grzeczną, posłuszną dziewczynkę, żeby uśpić ich czujność.

Luke kieruje nas samymi bocznymi uliczkami, żeby nie napotkać na policję lub kogokolwiek, kto może mnie rozpoznać i zawiadomić organy ścigania. Przez ten fakt nasza podróż się wydłuża. Obskurne, oszpecone graffiti ceglaste mury nie zachęcają do zapuszczania się częściej w te rejony. Miejscami wyniszczona kostka brukowa utrudnia nam marsz. Każdy kolejny krok przybliża nas do celu, ale wydaje się on daleki... Choć bliżej jest dotrzeć z niego w inne miejsce, niż z warsztatu.

Mrok [Poranione dusze. Tom I] ✔Donde viven las historias. Descúbrelo ahora