Miniaturka 4

15 1 0
                                    

Marisa Pov

~~*~~

— Nie jestem do końca przekonana... — Robię skwaszoną minę.

Luke zaproponował mi wspólną przejażdżkę. Chciałam się wyrwać z mojego "więzienia", więc wydawała mi się to dobra opcja. Nawet, jeśli muszę ten czas spędzić z tym aroganckim typkiem. Ma umówioną wizytę na wykonanie tatuażu u znajomego tatuażysty. Jednak zaczynam żałować tej decyzji w momencie, gdy proponuje wykonanie dziary również dla mnie.

— Nigdy nie zrobiłaś niczego szalonego w życiu? — Uśmiecha się kpiąco.

— Pewnie, że zrobiłam. — Krzyżuję ręce na piersi.

— Wymień chociaż jedną ryzykowną decyzję. — Blondyn nie daje za wygraną.

Zaczynam się intensywnie nad tym zastanawiać. W dzieciństwie odstawiałam wiele głupich akcji razem z Lauren, jednak żadna z nich nie zasługuje na miano "szalonej" w oczach wymagającego Hemmingsa. Nie chcę się poddać, więc główkuję dalej. Przecież musi coś takiego być... Gdy mam westchnąć z rezygnacją, przypominają mi się momenty z jego udziałem...

— Wymienię nawet trzy. Pierwsze to postawienie się tamtym bandziorom i przywalenie jednemu z nich. Za drugim razem wbiegłam do budynku ratować przyjaciółkę po wybuchu, w sierocińcu. A trzecia sytuacja to przetrwanie strzelaniny na cmentarzu. Potrzebujesz więcej? — Kąciki moich ust unoszą się w triumfalnym uśmiechu.

— Wygrałaś. Dowodzisz tym, że gdyby nie my, już dawno wąchałabyś kwiatki od spodu. — Nie da mi długo nacieszyć się zwycięstwem.

Przewracam teatralnie oczami na tę kąśliwą, choć trafną uwagę. Sporo im zawdzięczam, lecz nie musi tego, aż tak podkreślać. Chce mnie sprowokować do kłótni czy podjęcia szalonej decyzji, która tym razem nie wiąże się ze śmiercią? Przyjmuję wyzwanie.

— Dobra, jakie miejsca są według ciebie najlepsze na pierwszy tatuaż dla osoby, która nie jest zbyt odporna na ból?

— Pomyślmy, tutaj byłoby najlepiej. — Przejeżdża dłonią po zewnętrznej stronie, a potem wewnętrznej, mojego przedramienia. — Ewentualnie tu. — Przenosi rękę na wierzchnią część ud. Wzdrygam się. — Może jeszcze tu byłoby znośnie. — Schyla się, dotyka mojej łydki, po czym błądzi dłonią, wracając do poprzedniej pozycji.

Jego dotyk sprawia, że czuję na ciele przyjemne mrowienie. Pojawia się też dziwny ucisk w podbrzuszu. Przygryzam wargę, napawając się tym przyjemnym doznaniem. Jest arogancki i czasami wredny, ale jego bliskość sprawia, iż moje ciało dziwnie reaguje. Stoi zaledwie krok ode mnie, lecz ta odległość zdaje się zmniejszać. Spoglądam na niego po chwili. Czuję, że mój oddech jest ciężki, a policzki oblewa rumieniec.

— Coś nie tak? — Przejeżdża dłonią wzdłuż mojego ramienia.

Zdaje się, że jego lodowate spojrzenie topnieje, zmieniając się we wzburzone morze, które całkowicie mnie pochłania. Niedobrze, muszę odwrócić wzrok, bo całkiem odpłynę.

— To kiedy zaczynamy? — Wlepiam spojrzenie w podłogę.

— Najpierw wybierz wzór. Chcesz, żeby coś mówił o tobie czy był jedynie ozdobą? Jak dla mnie powinien w jakiś sposób opisywać właściciela, być symboliczny.

— Już chyba wiem. — W głowie pojawia mi się pewien pomysł.

Decyduję się na wykonanie autorskiego wzoru. Jest to łańcuch, który łączy dwa serca z różnych stron, wykonany na wnętrzu przedramienia. Dla mnie oznacza to ciągłe utrzymywanie kontaktu z rodzicami, bo według mnie wciąż tu są, choć ich nie widzę. Łańcuch jest mocny, podobnie jak nasze więzi, których nawet śmierć nie przełamie. Luke natomiast wyrabia sobie krzyż na kręgosłupie. Twierdzi, że symbolizuje on ciężar jego grzechów, które dźwiga na swych barkach.

Mrok [Poranione dusze. Tom I] ✔Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ