Rozdział 29

27 3 0
                                    

Marisa Pov

— Aileen, pilnuj jej, my idziemy odebrać wozy. — Oświadcza Hemmings.

— A co z moim? — Brunetka nie wydaje się zachwycona jego poleceniem.

— Ktoś musi zostać z Marisą. Spokojnie, sprowadzimy twoje Audi. Poradzisz sobie? — Blondyn jest nieugięty.

— Jak myślisz? Pewnie, że tak, to pestka.

— Twoje wcześniejsze wybryki świadczą o czymś innym. Sprawa jest poważna, więc bez żadnych głupot, jasne? — Mike zdaje się wątpić w odpowiedzialność przyjaciółki.

— Przecież wiem... — Robi urażoną minę.

Przysłuchuję się całej sytuacji zza uchylonych drzwi. Całą noc nie mogłam usnąć ani nic zrobić, bo Aileen strzegła mnie jak jakiś pies stróżujący. Mimo tego nie odzywałam się do niej czy pozostałych mężczyzn, którzy od czasu do czasu sprawdzali, jak wychodziło dziewczynie pilnowanie. Zdecydowanie zmieniła się od naszego pierwszego spotkania, teraz jest bardziej ostrożna i słuchana. Sprzymierzeńca już w niej nie znajdę, lecz przeszkodę na drodze do ocalenia Rudej...

Hemmings w towarzystwie Clifforda opuszczają kryjówkę. Powoli zmierzają w stronę otwartej bramy, którą przekraczają. Rozmawiają o czymś żywiołowo, gestykulując co jakiś czas. Kiedy ich sylwetki znikają za innymi budynkami, postanawiam opuścić pokój, który aktualnie okupuję. Zastaję w salonie krzątającą się brunetkę, która przeszukuje szafki w poszukiwaniu ulubionej przekąski, którą kupiła wczoraj, przy okazji przechadzki z rudowłosym.

— Dzień dobry, śpiochu. — Spogląda na mnie chwilę, po czym wraca do poprzedniej czynności. — Wciąż jesteś nie w sosie? — Dopowiada, gdy nie słyszy mojej odpowiedzi.

— Ciekawe określenie biorąc pod uwagę, że Luke mógł mnie wczoraj pobić, jak nie gorzej... — Zajmuję miejsce na kanapie.

— Nie przesadzajmy, nic by ci nie zrobił... Daliście wczoraj niezły popis, oboje. Wiem, że nie chciałaś go zdenerwować, ale tematu Caluma, jego rodziców czy aktualnie też Ashtona się przy nim nie porusza. — Przysiada się obok z paczką chipsów oraz dwiema puszkami coca coli. Daje mi jedną z nich.

— Niby dlaczego ten temat aż tak go boli? Zdaje się psychopatą pozbawionym uczuć... — Wciąż nie rozumiem postępowania Hemmingsa.

— Kryje w sobie wiele tajemnic. Sama widziałaś na parkingu przed szpitalem, że jednak jakieś ludzkie odruchy posiada... Kiedyś było jeszcze gorzej, teraz naprawdę wraca do normalności. Nie potrafi sobie wybaczyć śmierci mojego brata ani wypadku Ashtona. Uważa, iż mógł temu zapobiec, podobnie jak ocalić swojego ojca czy nawet uleczyć matkę... — Raczy się kilkoma łykami zimnego, gazowanego napoju. — To nie jest jego wina, a mimo wszystko uważa inaczej. Ich nieszczęścia traktuje jak osobistą porażkę. Nie sprawdził się jako przyjaciel czy syn, skoro pozwolił im odejść...

— Nie wiem, czemu usilnie próbuje udowodnić sobie, że to jego wina... Nie musi się jednak wyżywać na innych z tego powodu. — Obracam puszkę w dłoni. — Chyba nie chcę wiedzieć, jaki był wcześniej, skoro jego obecne zachowanie to dla was normalność.

Najwyraźniej dla swoich przyjaciół jest wspaniałomyślny, jednak obcy, niewinni ludzie nic go nie obchodzą, z wyjątkiem mnie. Dlaczego postanawia chronić moją osóbkę, skoro odwraca się plecami do problemów pozostałych nieznajomych, choć moich bliskich? Nie jestem w stanie zrozumieć tego faceta. Zmienny, jak pogoda, w jednej chwili żartuje i nie może powstrzymać się przed zgryźliwymi uwagami, by w następnej zamachnąć się na ciebie z tym przerażającym wyrazem twarzy.

Mrok [Poranione dusze. Tom I] ✔Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang