Rozdział 4

573 8 8
                                    

Dziewczyna mimo wszystko okazuje mi zrozumienie, choć wcale tego nie oczekuję. Nie mam zielonego pojęcia, ile siedzimy w takiej pozycji. Po dłuższej chwili zwalniamy uścisk.

— Zapomniałyśmy o czymś. — Wypowiada wyraźnie rozbawiona.

— Niby o czym? — Dziwię się.

— Spotkanie z Jordanem w parku.

— Na śmierć o tym zapomniałam! — Krzyczę.

Faktycznie zaplanowaliśmy sobie spotkanie rano, ale nie mam za bardzo teraz siły, żeby się widzieć z przyjacielem. Umawiać się z nim, a potem go wystawiać to nie w moim stylu. Tym razem wynika jednak sytuacja, która uniemożliwia mi jak na tę chwilę spotkanie z nim. Wciąż jestem w opłakanym stanie i nie mam pojęcia, co w tej chwili robić.

— Zadzwonisz do Jordana i odwołasz spotkanie? — Pytam. — Nie jestem w dobrym stanie na jakiekolwiek wyjścia.

— No dobra. Trochę głupio tak odwoływać spotkanie, gdyż się umawialiśmy, ale coś wymyślę. — Rudowłosa chwyta w ręce smartfon. — Zaraz wrócę, a ty już więcej nie płacz. Najgorsze już za tobą, teraz może być tylko lepiej.

Jedynie przytakuję. Odprowadzam wzrokiem Catię na korytarz, następnie wracam nim z powrotem do pokoju. Chcę mieć takie podejście, jak ona. Jest zbyt pozytywnie nastawiona, lecz wystraszona wszystkimi morderstwami w mieście. Pozostaje teraz tylko jedno pytanie: „Czy powinnam oddzwonić do Lauren?" Bardzo chcę to zrobić, ale spotkanie z nią może przywołać większą falę bolesnych wspomnień. No cóż, będzie lepiej. Jeżeli łatwo odpuszczę, to stracę szansę na jakikolwiek kontakt z przyjaciółką, gdyż posiada ona możliwość zmiany numeru. Nie wszystkie wspomnienia z blondynką są złe. Pamiętam również te dobre chwile. Muszę nauczyć się zastępować negatywne uczucia tymi pozytywnymi. Nie będzie to łatwe, ponieważ tłumię je w sobie i łączę złe odczucia z dobrymi. Tworzę tym sposobem mieszankę wybuchową. Każde miłe wspomnienie jest zasłaniane czymś najgorszym. Dłużej w ten sposób nie mogę żyć. Nie jestem robotem, nie mam również serca z kamienia. Człowiek to istota żyjąca i czująca. Pomimo podjęcia ogromnych starań, nie uda mi się wyprzeć wszystkich uczuć ani ich skutecznie zamaskować. W końcu i tak wszystkie się wydostaną z niezbyt zadowalającym skutkiem, którego jakiś czas temu doświadczyłam. Nigdy więcej nie chcę znaleźć się w takim stanie.

— Załatwione. — Rudowłosa wpada do pokoju jak wystrzelona z procy. — Jordan nie jest zbytnio zachwycony, bo już czeka na nas w parku, ale rozumie sytuację.

— Powiedziałaś mu?! — Bulwersuję się.

— Powiedziałam tylko, że pani Allen wezwała cię na rozmowę i nie wiadomo kiedy skończycie.

— Dziękuję kochana! — Rzucam się jej na szyję.

— Nie powinnyśmy go oszukiwać. — Wzdycha.

— Powiemy mu w odpowiednim czasie, dobrze?

— Niech ci będzie. — Odpowiada zrezygnowana.

— Jak myślisz, czy powinnam do niej oddzwonić? — Pytam, chcąc znać opinię przyjaciółki.

— Nie jestem do tego przekonana. Może lepiej odpuść. — Catia wydaje się sceptycznie nastawiona.

— Uzasadnij to.

— Po prawie ośmiu latach przypomniała sobie o twoim istnieniu, czy to nie jest dziwne? Miała tyle czasu, żeby się z tobą skontaktować, ale tego nie zrobiła. Według mnie to jest jakieś podejrzane. — Jej słowa mnie zaskakują.

— Nie mów tak! Nie znasz jej! Musiała mieć powód, by się ze mną tyle nie kontaktować. Pewnie szukała mnie przez te lata tylko nigdzie nie chcieli podać jej informacji o moim miejscu pobytu. — Krzyżuję ręce na piersi.

Mrok [Poranione dusze. Tom I] ✔Where stories live. Discover now