Rozdział 7

519 6 6
                                    

Ludzie nie potrafią znikać, więc jakim cudem temu kolesiowi się udaje? Tak niewiele brakuje, żeby dowiedzieć się, kim jest i czego chce. Najpierw za mną lezie do szkoły, potem od Christiana, ale gdy chcę podejść i pogadać z nim, to ucieka. Nie rozumiem jego postępowania, ten blondyn zachowuje się co najmniej dziwnie. Zastanawia mnie, co jeszcze dziwnego może się zdarzyć. Najpierw telefon od Lauren, potem artykuł traktujący o tym, że śmierć moich rodziców niekoniecznie była nieszczęśliwym wypadkiem, a teraz jeszcze jakiś tajemniczy koleś...

— Panno Turner, zadałem pani pytanie. Mam wstawić nieobecność? — Dopiero głos nauczyciela wyrywa mnie z zamyślenia.

Przytomnieję i spoglądam rozkojarzona na nauczyciela historii. Dość szczupły mężczyzna w średnim wieku, o kasztanowych włosach i brązowych oczach, ubrany w kratkowaną koszulę i jeansy przygląda mi się pytająco.

— Wyczytałem twoje nazwisko już trzy razy, ale nie usłyszałem odpowiedzi. Pytam więc ostatni raz, Marisa Turner?

— Obecna. — Odpowiadam szybko.

Wydarzenia wczorajszego dnia nie dają mi spokoju. Nie mogę sobie podarować, że pozwoliłam uciec temu chłopakowi. Jednak nic nie poradzę, iż był szybszy ode mnie. Jeśli dalej będzie za mną łazić, to w niedługim czasie powinnam znowu go zauważyć, a wtedy nie pozwolę mu zniknąć.

— Wiem, że jest to już ostatnia godzina lekcyjna i nie chce wam się dłużej siedzieć w szkole, ale proszę was, abyście wytrzymali te czterdzieści pięć minut.

— Dobrze, przepraszam. — Mówię skruszona.

Zawsze na lekcjach uważam, tylko teraz jestem jakoś się rozkojarzona. Owszem, ostatnia lekcja męczy, lecz nie to jest głównym problemem. Wiele rzeczy ostatnio dzieje się w moim życiu i to zaprząta teraz moją głowę. Profesor tego nie zrozumie. W sumie to nikt mnie nie zrozumie, ponieważ nikt nie przechodzi przez to samo, co ja. Przyjaciele chcą mi pomóc i są ogromnym wsparciem, ale nie będą potrafili mnie zrozumieć. Chcę spotkać osobę o podobnych przeżyciach, z którą mogę podzielić się swoimi wszystkimi przeżyciami oraz planami dotyczącymi wywabienia tych przestępców prosto w łapy odpowiednich służb. Jednak dopiero ich śmierć mnie usatysfakcjonuje. Taka osoba będzie w stanie w pełni pojąć, jak ważne jest dla mnie wyrównanie rachunków. Co ja właściwie wygaduję? Przecież nie jestem jakimś superbohaterem tylko zwykłą, słabiutką nastolatką. Nie chcę jednak porzucać tej sprawy...

Kieruję wzrok w stronę Catii i Jordana. Oboje nie mają pojęcia, co się ze mną dzieje. Na ich ustach widnieją ledwo widoczne uśmiechy. Sama niechętnie je odwzajemniam. Zaczynam wodzić wzrokiem po klasie, szukając innego punktu zaczepienia niż moi przyjaciele. Wbijam swoje spojrzenie w nauczyciela. W końcu stara się wpoić jakąś wiedzę do naszych głów. Pomimo zmęczenia ostatnią lekcją i walką z natłokiem myśli, próbuję zrozumieć coś i zapamiętać jak najwięcej z tego, co mówi historyk. Jest to prawdziwym wyzwaniem, ale muszę mu jakoś podołać.

***

Lekcja dłuży się i dłuży w nieskończoność, jednak nareszcie dobiega końca, gdy dźwięk dzwonka obwieszcza zakończenie zajęć. Zadowolona wybiegam z klasy, jak wystrzelona z procy. Chcę szybko opuścić mury szkolne, by rozpocząć poszukiwania. Jest tylko jeden problem, nie wiem kompletnie od czego zacząć. Ci cali "Mrok" i "Cross" mogą być dosłownie wszędzie.

— Marisa, poczekaj! — Słyszę za sobą głos Catii.

— Wleczecie się jak żółwie. — Odpowiadam jej, nie zatrzymując się.

Dobiegam do swojej szafki. Bez najmniejszego problemu otwieram ją kluczykiem. Ku mojemu zdziwieniu wypada z niej jakaś kartka.

— Liścik miłosny?— Mówi rozbawiony Jordan, opierając się o szafkę obok.

Mrok [Poranione dusze. Tom I] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz