Rozdział 9

521 7 19
                                    

Droga powrotna do sierocińca dłuży się i dłuży. Wydaje się jakbym miała przejść całą długość miasta, a nie tylko kilometr. Pogoda dzisiejszego dnia jest wyjątkowo paskudna. Od samiutkiego poranka towarzyszą mi spadające krople deszczu. Niebo zasnute jest szarymi chmurami i wydaje się, że nie ma szans na poprawę.

Zarzucam kaptur szarej bluzy na głowę i wracam razem z Catią do sierocińca. Dziewczyna na szczęście nie ma pojęcia, co się wydarzyło wieczorem. Kiedy wróciłam niezauważona, myślałam, że to prawdziwy cud. Odłożyłam nóż do kuchni, a klucze rzuciłam niedaleko drzwi do pokoju woźnej tak, aby mogła je bez problemu znaleźć. Potem położyłam się na łóżku i jak gdyby nigdy nic starałam się zasnąć, co było prawdziwym wyzwaniem. Catia nie zauważyła mojej nieobecności, ponieważ spała jak kamień, więc spokój nie opuszcza mnie nawet do tej chwili.

Spotkanie z "Mrokiem" zachowam w tajemnicy. Mam mieszane uczucia względem tego chłopaka. Mógł po prostu mnie zabić, a jednak tego nie zrobił i na dodatek mnie ostrzegł. Tak nie zachowuje się seryjny morderca. Sama już nie wiem czy ufać jego słowom. Skoro nie on zamordował moich rodziców, to kto? Spotkanie z nim miało wszystko wyjaśnić, a przyniosło mi więcej pytań niż odpowiedzi. Nie mam żadnych tropów, którymi mogę podążać, poza jednym — tajemniczym informatorem. To może być ten blondyn łażący za mną, ale niekoniecznie. Na tę chwilę muszę zakładać, iż to on, żeby móc wykonać jakiś ruch. Wytężę wzrok i słuch, choćby nie wiem co, wykopię go nawet spod ziemi, by z nim porozmawiać. Ten chłopak coś wie, lecz z jakiegoś powodu nie chce wdawać się ze mną w konwersację.

— Ledwo rok szkolny się zaczął, a my już mamy tyle nauki, że wszystkiego się odechciewa. — Catia zaczyna narzekać.

— Muszą nas przycisnąć, abyśmy zdały maturę z bardzo dobrymi wynikami. Tak ci to przeszkadza? — Mówię z lekką nutą irytacji w głosie.

— Zazwyczaj lubiłaś narzekać razem ze mną, a teraz nagle przestaje ci to zawadzać?

— Bo nic mi nie da, że będę marudziła jak nam źle, iż tyle musimy się uczyć. To ostatni rok, więc trzeba się bardziej przyłożyć. To takie dziwne? — Pytam.

— Ty ogólnie zachowujesz się ostatnio dziwnie. — Stwierdza.

— Co masz na myśli? — Dziwię się.

— Szukasz jakiegoś kolesia, na którego odnalezienie posiadasz małe szanse. Nie przeszkadza ci to, że mamy dużo nauki, a mimo wszystko nie uważasz na lekcjach ani trochę, tylko myślisz Bóg wie o czym.

— Przestałam go szukać. I tak nigdy go nie odnajdę — Kłamię. — Wcześniej zamyśliłam się po prostu. Teraz akurat myśli miałam zajęte rozbrajającym widokiem Blair całej w bitej śmietanie i owocach. — Na to wspomnienie wybucham głośnym śmiechem.

— Przyznam, że udało ci się ośmieszyć królową bagien, ale ona nie pozostaje dłużna. Prędzej czy później zechce się na tobie zemścić. Wydaje mi się, iż to będzie cholernie nieczyste zagranie. — Catia stara się zniszczyć mój dobry humor swoimi wywodami.

— Nie wykluczam tego. Muszę w takim razie być czujna i nie pozwolić jej się odegrać. To tylko głupia blondynka z niskim poziomem IQ, która nie potrafi odróżnić kota od psa. — Jestem pewna swoich słów jak nigdy dotąd.

— Ja na twoim miejscu bym jej nie lekceważyła, bo możesz się przejechać na swojej pewności. Postępuj jak chcesz, bo nie zamierzam tobą rządzić. — Rudowłosa wzrusza ramionami.

Nie kontynuujemy już tej zbędnej konwersacji, która do niczego nas nie zaprowadzi. Idziemy dość szybkim tempem, aby dotrzeć wreszcie do sierocińca i rozpocząć naukę na następny dzień. Prawdziwą radość wywołuje u mnie przejście dla pieszych, ponieważ znajduje się niedaleko miejsca, do którego zmierzamy. Rozglądam się uważnie pomimo deszczu wpadającego mi do oczu, żeby mieć pewność, iż możemy bezpiecznie przejść na drugą stronę jezdni. Samochody znajdują się w dość znacznej odległości, więc ruszam pewnym krokiem przed siebie. W połowie drogi słyszę dźwięk, który bardzo mnie niepokoi, dlatego przekręcam głowę w prawo, aby zobaczyć, co jest jego źródłem.

Mrok [Poranione dusze. Tom I] ✔Where stories live. Discover now