Rozdział 30

28 3 0
                                    

Luke Pov

Poszukiwania w Euri Creek okazują się bezowocne. Turner nie pojawia się na cmentarzu, ani nie dostrzegam jej w żadnej części tegoż miasta. We dwóch objeżdżamy z Walkerem również Woodstown, ale bez rezultatu. Próby dodzwonienia się do niej czy Clifforda spełzają na niczym, żadne z nich nie podnosi słuchawki. Nie kontaktują się także z Aileen, która jako jedyna odbiera od nas połączenia. Postanawiamy do niej pojechać, gdyż uparta, jak osioł dziewczyna nie zamierza siedzieć bezczynnie w szpitalu.

Parkujemy samochody jak najbliżej wejścia. Ruszamy pośpiesznie w kierunku drzwi. Chcemy szybko znaleźć się w środku i przekonać Aileen, żeby jednak leżała spokojnie. Wypisywanie się na własne żądanie nie jest dobrym pomysłem. Sam pan Arnold nie jest zachwycony jej decyzją i odradza pochopnego postępowania.

Kiedy drzwi rozsuwają się, a ja mam zamiar je przekroczyć, wpada na mnie jakaś drobna, rudowłosa dziewczyna. Ubrana jest w błękitną kurtkę, spodnie z zielonego jeansu oraz znoszone trampki. Szepcze przeprosimy pod nosem, po czym próbuje odejść. Łapię ją jednak za rękę i przyciągam do siebie. Przygląda mi się piwnymi, zaskoczonymi oczyma.

— To ty... — Najwyraźniej mnie rozpoznaje. — Gdzie Marisa? Chciałam do niej zadzwonić, ale zgubiłam gdzieś telefon...

— Nie ma jej z tobą? Myśleliśmy, że poszła do ciebie! — Nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje.

— Niby czemu? Przecież nic się nie stało, stan naszego kolegi jest stabilny. Chciałam jej o tym powiedzieć, jednak nie mogę znaleźć komórki... Myślałam, że zapodziałam ją gdzieś w szpitalu z tych nerwów, ale nie znalazłam... Chociaż... Nie używałam jej od wyjścia z kamienicy, tam zderzył się ze mną jakiś facet, jednak to niemożliwe, żeby mi go ukradł... — W skupieniu stara się przypomnieć wczorajsze wydarzenia. — Nieważne, co z Marisą, Jordanem i jego dziewczyną?! Trzeba ich znaleźć!

— Wiesz, dokąd mogła pójść? — Walker włącza się do rozmowy.

— Nie mam pojęcia! Miała z wami szukać naszego przyjaciela... Może próbuje to zrobić na własną rękę? Skoro jesteś jej niańką powinieneś lepiej wiedzieć! To ty spędzałeś z nią ostatnie tygodnie. Nie stój tak, trzeba jej pomóc! — Widać, że ma coś wspólnego z Marisą, taka sama z niej panikara.

— Co się dzieje? — Dołącza do nas Aileen z zabandażowaną głową, w towarzystwie znajomego chirurga.

— Mnożą się pytania, a nie mamy żadnych odpowiedzi. — Oznajmia Bruce.

— Wracaj na salę, poradzimy sobie. — Wydaję jej polecenie. — Zostań tu przynajmniej jeszcze jeden dzień, jak zaleca pan Arnold.

— Chcę pomóc! — Reakcja brunetki jest do przewidzenia.

— W tym stanie będziesz nam tylko przeszkadzać. Szybciej i sprawniej pójdzie nam znalezienie Turner, jeśli z tyłu głowy nie pojawi się myśl czy twój stan się nie pogarsza. Tylko tutaj mogą udzielić ci opieki w razie czego. — Pozostaję nieugięty. — Jesteśmy w kontakcie.

— Uciekła, bo nie potrafiłam jej upilnować. To ja powinnam jej szukać...

— To nie twoja wina, tylko moja. Nie powinienem cię z nią zostawiać. Przeliczyłem się myśląc, że wciąż nam ufa i nie zrobi ci krzywdy. Gdybym zgodził się jej pomóc, pewnie nie doszłoby do tego, ale czasu nie cofniemy. — Kładę rękę na jej drobnym ramieniu. — Popełniamy błędy, bo jesteśmy tylko ludźmi, grunt to je naprawiać i to zamierzam zrobić.

— Tylko wróćcie w jednym kawałku...

Tego niestety nie mogę jej obiecać, tylko odwracam się na pięcie, kierując w stronę parkingu. Naprawę swojej decyzji zacznę od teraz, zabierając z nami tę rudowłosą koleżankę Marisy. Po części może posłużyć jako wabik na nią, po części to spełnienie prośby Turner o zajęcie się jej znajomą...

Mrok [Poranione dusze. Tom I] ✔Where stories live. Discover now