Rozdział 6

543 11 4
                                    

Droga, którą prowadzi mnie ruda dłuży się niemiłosiernie. Chcę jak najszybciej dowiedzieć się kim są "Mrok" i "Cross". Ta myśl nie daje mi spokoju i sprawia, że jestem jeszcze bardziej niecierpliwa. Przez to wydaje mi się, iż idziemy cały dzień do osoby, która jako jedyna może pomóc mi i wskazać odpowiedzialnego za śmierć moich rodziców.

— Daleko jeszcze? — Pytam, jak zniecierpliwiony bachor.

— Sama powinnaś wiedzieć. — Wzdycha. — Nie pamiętasz tej drogi?

Przez ułamek sekundy nie mam zielonego pojęcia, o co może jej chodzić. Rozglądam się dookoła zdezorientowana.

— Droga jak droga, co w niej nadzwyczajnego?

— Nie załamuj mnie, kobieto. — Przewraca teatralnie oczami. — A którędy zawsze chodzimy do Jordana i Christiana?

Zatrzymuję się patrząc na nią pytająco.

— Po co do nich idziemy? Miałaś zaprowadzić mnie do kogoś, kto potrafi wyszukać informacje na temat tych dwóch przestępców. — Krzywię się.

Dziewczyna przystaje kilka kroków dalej. Spogląda na mnie z żalem, ale także z nutką irytacji. Nie dziwię się jej. Jestem teraz w stanie rozpaczy, której nie pokazuję. Wygląda ona zupełnie inaczej niż ostatnio. Nie wybucham teraz płaczem, lecz złością. Jednak nie wiem, czym jest spowodowana irytacja mojej przyjaciółki.

— Christian jest informatykiem i pracuje w dużej firmie z branży IT. Właśnie skończył dzisiejszą zmianę i jestem pewna, że z chęcią ci pomoże. Jak zawsze zapominasz o teraźniejszości i tylko żyjesz przeszłością oraz tragedią, jaka cię spotkała.

Dopiero w tej chwili zdaję sobie sprawę, iż ona ma rację. Zajmuję się wydarzeniami minionych lat całkowicie zapominając, co się wokół mnie dzieje. Nasz przyjaciel dostał się do wymarzonej dla niego pracy. Jest świetny z informatyki, zawsze mi pomagał, kiedy nie radziłam sobie z tym przedmiotem w szkole. Robi mi się trochę głupio, że nie pamiętam tak istotnej rzeczy.

Nic nie mówiąc ruszam przed siebie, a Catia zaraz za mną. Całą drogę nie odzywam się ani razu do przyjaciółki. Idę pewnie przed siebie, przypominając sobie całą długość trasy, jaką muszę pokonać, by znaleźć się u Christiana. W sumie przechadzka tam zajmuje nam dość dużo czasu. Z pośpiechu i zamyślenia mijam nawet jeden z zakrętów, w który powinnam skręcić, ale to mała strata, gdyż jest jeszcze jeden, którym można się dostać do kamienicy kolegów. Gdy docieramy na miejsce, dzwonię domofonem do przyjaciela.

— Tak? — Odzywa się głos z urządzenia.

— Marisa i Catia. Wpuścisz nas? — Pytam.

Bez dalszej, zbędnej wymiany słów, zostajemy wpuszczone do środka. Chłopcy mieszkają na trzecim piętrze, więc namęczymy się, wchodząc po schodach. Akurat windy nie działają, ponieważ są remontowane. Już tak niewiele dzieli mnie od mieszkania Christiana. Nie zamierzam odpuścić, nic mnie nie powstrzyma, nawet te cholerne schody, których jest dużo, przed poznaniem tożsamości osób, które mogą być odpowiedzialne za śmierć moich rodziców. Pokonuję dystans, wchodząc po dwa schodki na raz. Czuję się, jak na wspinaczce górskiej. Tutaj ułatwieniem jest to, że nie ma przy nas jakiejś przepaści tylko poręcz. Po dotarciu na trzecie piętro niemalże biegnę pod drzwi z numerem 23.

— Zwolnij, przecież się nie pali! — Krzyczy za mną zdyszana Catia, ale ja nie chcę jej słuchać.

Pędzę, jakbym uczestniczyła w maratonie, a ona jest moją ostatnią przeciwniczką do wyprzedzenia i odebrania jej pewnego zwycięstwa. Muszę dotrzeć jak najszybciej do przyjaciela. Nie ważne, ile muszę poświęcić, dowiem się kim są "Mrok" i "Cross". Tyle wycierpiałam przez nich, że nie mogę przejść obojętnie na wieść o tym, iż to oni mogą być sprawcami morderstwa jedynych bardzo bliskich mi osób. Co prawda, nigdy nie wierzyłam pismakom ani reporterom, lecz tamten artykuł został napisany przez najbardziej wiarygodnego redaktora. Może nie wierzę mu na sto procent, ale przynajmniej dostarczył mi jakiś trop. Teraz przynajmniej wiem, kogo mam szukać. Nie odpuszczę, nie mogę, nie po tym wszystkim.

Mrok [Poranione dusze. Tom I] ✔Where stories live. Discover now