Rozdział 15

314 4 15
                                    

Dzisiaj marzę jedynie o tym, aby cały dzień leżeć schowana pod kołdrą i nie wyściubiać spod niej nosa. Nie mam ochoty na kolejne sprzeczki z Blair ani na tłumaczenia się Catii... Mogę się założyć, że pani Allen już wie o tym, w jakim stanie wczoraj wróciłam. Cała noc zeszła mi na obmyślaniu historyjki, żeby miała ręce i nogi. Trochę ulepszyłam wersję, którą przedstawiłam Catii o więcej szczegółów, aby brzmiała bardziej prawdziwie.

To nie mój jedyny problem. Ci kolesie... Ten tajemniczy informator, który mi pomaga... Ci degeneraci, którzy napadli na mnie w szkole... Informacje, których udzielił mi Andrew, zanim postanowił uciec... Wszystko zaczyna mi do siebie pasować. Pozostaje jeden szczegół — po co to wszystko? Co ja im zrobiłam? Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek wcześniej ich spotkała, więc dlaczego? Może po prostu mnie z kimś mylą? Nie jest to całkiem niemożliwe, choć po tym, co wie o mnie informator, raczej marna szansa o pomyłce...

Podnoszę się z łóżka i podchodzę do stolika, na którym leży mój telefon. Spoglądam na wyświetlacz, aby zobaczyć, która jest godzina. Szósta dwadzieścia trzy. Przesuwam wzrok ze smartfonu na pogrążoną w śnie przyjaciółkę.

Rude włosy opadają w nieładzie na poduszkę, a pojedyncze kosmyki okalają twarz dziewczyny. Piwne oczy ukryte są za powiekami. Na jej ustach maluje się nieznaczny uśmiech — być może to sprawka pięknego snu? Oczywiście, jak to Catia, śpi w połowie odkryta. Gęsia skórka, która widnieje na jej delikatnej skórze sugeruje, że dziewczynie jest zimno.

Podchodzę do łóżka przyjaciółki i zakrywam ją kołdrą aż po samą szyję. Wzdycham ciężko i oddalam się w stronę szafy, z której wyjmuję najpotrzebniejsze rzeczy, żeby się przebrać po prysznicu. Gdy już mam wychodzić, dobiega mnie głos:

— Jak ty o mnie dbasz, mamusiu.

Odwracam się w stronę Catii, która nadal wyleguje się na łóżku z zamkniętymi oczami, jednak uśmiecha się tym razem szeroko.

— Śmiej się, śmiej.

— Gdzieżbym śmiała! — Tej wypowiedzi towarzyszy lekki chichot.

Przewracam teatralnie oczami i pozostawiam to bez komentarza.

***

O dziwo, dzisiejszy dzień przebiega spokojnie. Żadnych niepotrzebnych kłótni, czy przesłuchań. Czuję się, jakbym powróciła do nudnej, szarej rzeczywistości, co niezwykle mnie satysfakcjonuje. Ostatnie wydarzenia w stanowczości mi wystarczą, choć zdaję sobie sprawę, że to cisza przed burzą. Nikt tak łatwo nie odpuszcza, a mnie pozostaje jedynie czekać na jakiś ruch.

— Co o tym sądzisz? — To pytanie wyrywa mnie z zamyślenia.

— O czym? — Robię zakłopotaną minę.

— Jak zawsze w swoim świecie. — Moja rozmówczyni kręci głową z dezaprobatą. — Jutro jest wielkie otwarcie nowego centrum handlowego. Chcemy iść razem z Jordanem i Christianem, żeby pooglądać sobie wystawy, ponabijać się i spędzić ze sobą trochę czasu. No wiesz, tak jak dawniej.

Propozycja Catii wydaje się być naprawdę kusząca. Potrzebuję przynajmniej na chwilę odciąć się od sprawy "Mroku". Mimo wszystko boję się, że mogę spotkać tam tych zwyrodnialców... Przecież nie będę sama... Na pewno zleci się wielu ludzi, więc nie będą próbowali wywinąć żadnego numeru, a przynajmniej mam taką nadzieję... Zaszycie się tutaj to rozsądne wyjście, ale nie chcę zawieść przyjaciół. W miejscu publicznym powinnam mieć większą szansę, żeby wmieszać się w tłum.

— Myślę, że to dobry pomysł! Już dawno nie widzieliśmy się całą paczką. — Staram się udawać entuzjazm, aby ukryć wszystkie towarzyszące wątpliwości.

Mrok [Poranione dusze. Tom I] ✔Where stories live. Discover now