15

243 27 11
                                    

Ostatnio staję się wszystkim, czego nienawidzę

Chciałbym, żebyś wciąż tu była, ale teraz jest za późno

Mój umysł jest miejscem, z którego nie mogę uciec od twojego ducha

Czasami żałuję, że nie mogę sobie życzyć, by to wszystko zniknęło

Jeszcze jeden deszczowy dzień bez ciebie

Czasami chciałbym zobaczyć cię przez jeszcze jeden dzień

Jeszcze jeden deszczowy dzień



Westchnąłem, gdy zamknąwszy drzwi, wrzuciłem klucze do przedniej kieszeni spodni. Poprawiłem torbę na ramieniu, a pierwsze krople potu spłynęły mi po karku. Parzące promienie słońce uderzały w moje plecy, a gorące powietrze utrudniało oddychanie.

Miałem ochotę wrócić do chłodnego wnętrza domu i wyjść dopiero, gdy pogoda sama zrozumie, że coś tu było bardzo nie tak.

Przejechałem dłonią po włosach i pociągnąłem za końcówki, sprawiając sobie odrobinę uspokajającego bólu. Zacisnąłem zęby, ból pomógł na chwilę. Jednak to wystarczało, żebym nie wyciągnął kluczy i nie zatrzasnął za sobą drzwi. Z drugiej strony.

– Mam kogoś poszukać, kto będzie chciał go wynająć? – Usłyszałem za sobą znajomy, wyraźnie zmęczony i zaspany, głos.

Uniosłem głowę i wbiłem spojrzenie w budynek przed sobą. Zmarszczyłem brwi i pokręciłem głową w geście niewerbalnego zaprzeczenia. Spędziłem w tym domu całe życie i nadal nie mogłem znieść tego, że miałby zamieszkać tu ktoś obcy.

Odwróciłem się w stronę Mike'a, a promienie słońca uderzyły mnie prosto w twarz. Dopiero piłem, a czułem, jakbym nie robił tego od tygodnia. Zmrużyłem oczy i spojrzałem na chłopaka, który spoglądał na mnie spod daszka czapki.

– Nie wiem – odparłem, trochę go zbywając. – Zadzwonię do ciebie, jak się zastanowię.

Nie zamierzałem tego robić, ale skacowany Mike nie musiał o tym wiedzieć.

Wyglądał tak, jakby przejechał po nim walec drogowy. Miał sińce pod oczami i poszarzałą skórę. W sumie to ledwo patrzył, bo jego powieki były otwarte w minimalnym stopniu, a czapka nie chroniła go wystarczająco od słońca. Gdyby nie ja, pewnie nadal gniłby na kanapie, ale wyszło, jak wyszło.

Małpka pewnie przechodziła teraz większe katusze. Miała słabą głowę, a po tym jak zachowywały się z Lisą, mogłem stwierdzić, że nie próżnowały. Przejechałem dłonią po twarzy, pociągając mocno za dolne powieki, lecz to nie pomogło mi zapomnieć o wczorajszej nocy, która przeważyła na moim wcześniejszym wyjeździe. Miałem ochotę rzucić czymś, na wspomnienie tego, co się wydarzyło. Chciałem, aby wszystko zniknęło, z Norą na czele.

******

Chichot Lisy widocznie rozluźnił Norę, po ustach błąkał się jej uśmiech, jakby nie przejmowała się obecnością Maxa. Wyglądała, jakby miała zaraz zawtórować rudowłosej.

– Bawimy się w jakieś pierdolone wyścigi po mieście? – wysyczał przez zaciśnięte zęby Max, gdy tylko się do nas zbliżył.

Zmierzył mnie wzrokiem, a później tę małą odległość, jaka dzieliła mnie z Norą. Pociągnął ją do tyłu, a ta prawie się potykając, zrobiła kilka kroków w tył. Wyprostowałem się i już miałem zainterweniować, kiedy Małpka uniosła dłoń i potrząsnęła głową, strzepując z siebie dłoń Maxa.

OBIETNICA ETHANAWhere stories live. Discover now