10

908 136 78
                                    

W piątek, kiedy skończyłem zajęcia i wróciłem z siłowni, wpadłem do domu, Will siedział rozwalony na kanapie i oglądał mecz footballu. Uniosłem brwi, nieprzyzwyczajony do jego obecności o tej porze i szybko się z nim witając, przeszedłem do pokoju, skąd zabrałem klucze do domu i kilka innych potrzebnych rzeczy, a później równie szybko opuściłem dom, nim zdążyłbym samego siebie przekonać, że złym pomysłem było pojechanie tam.

Przez cały tydzień szukałem wymówek i jakiegoś wytłumaczenia, które pozwoliłoby mi zostać w Durham, jednak żadne nie było na tyle sensowne, żeby chociaż mnie przekonały. Nie byłem głupi, doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że sam szukałem mało prawdopodobnych wyjaśnień, nie wyobrażając sobie, by nie pojechać i nie spotkać się z Małpką.

Chociaż rozum nakazywał mi zostanie w mieszkaniu, ignorowałem go, za co pewnie będę żałował, ale nie chciałem o tym myśleć, kiedy wsiadałem do samochodu i odpalałem silnik. Myśl, że za kilka godzin będę mógł ją zobaczyć, sprawiała, że mimowolnie dociskałem pedał gazu, przekraczając dozwoloną prędkość i co chwilę wyprzedzając innych kierowców, którym najwyraźniej nie śpieszyło się aż tak bardzo jak mi. W końcu był piątek, początek weekendu i zapewne każdy czuł ulgę na myśl o wolnych dniach od obowiązków.

Podczas jazdy, gdzieś w połowie drogi, kiedy zatrzymałem się na światłach, wystukałem szybko wiadomość do Nory, że właśnie jadę. Chociaż wierzyłem, że spotkam się z nią jeszcze tego dnia, jednocześnie w to wątpiłem, będąc bardziej skłonny uwierzyć w spotkanie następnego dnia. Utwierdzał mnie w tym przekonaniu fakt, iż jeszcze wczoraj Małpka wspominała, że pierwszy raz od kilku tygodni pojawią się na obiedzie Boutragerów. Nie zamierzałem tam pojechać, więc wniosek nasuwał się sam, będę musiał jeszcze trochę poczekać, by zobaczyć blondynkę.

Może właśnie to przypomnienie, a może rozum w końcu przejął nade mną kontrolę, ale ruszając ze świateł, nie jechałem już tak szybko. Nie oznaczało to, że zmieniłem się w niedzielnego kierowcę, który jeździ dużo wolniej, niż pozwalają przepisy, jednak było to dużo wolniej niż przez ostatnie półtorej godziny.

Po piętnastu minutach zobaczyłem zwężenie dróg i zaskoczony, musiałem zamrugać kilkakrotnie powiekami, by upewnić się, że nie miałem omamów. Jednak tak właśnie było, nieprzyjemny dreszcz przebiegł po moich plecach, a w ustach mi zaschło, kiedy zorientowałem się, że gdybym nie zwolnił, mógłbym nie zauważyć tego na czas, a wtedy nie wiadomo byłoby, jak by się to dla mnie skończyło.

Wyminąłem zderzone ze sobą samochody i po kilku minutach już nawet o tym nie myślałem. Patrzyłem tylko na tablice, które co jakiś czas pokazywały mi, ile zostało drogi do celu. W tym momencie nie było nic lepszego od tego, że odległość z każdą sekundą zmniejszała się, a ja byłem coraz bliżej Małpki.

Wjeżdżając na podjazd otworzyłem szerzej oczy, ponownie nie dowierzając własnym oczom. Kiedy zaparkowałem, siedziałem przez chwilę w samochodzie patrząc w stronę drzwi i widząc stojącą przed nimi postać, która równie uważnie, zapewne z mniejszym szokiem, wpatrywała się we mnie.

Tuż obok jej stóp leżała torba z zakupami, a jej dłonie skrzyżowane były na piersi. Przełknąłem ślinę i oblizałem usta, gdy zrobiło mi się gorąco. Sam jej widok doprowadzał mnie do szaleństwa i przez moment zastanowiłem się, jakim cudem udawało mi się mieszkać z nią przez tyle miesięcy i nie oszaleć. A może właśnie oszalałem, może byłem chorym psychicznie człowiekiem, który potrzebował jej obecności, jak narkoman heroiny.

Widząc jej zniecierpliwienie, po raz kolejny przełknąłem ślinę i pociągając za klamkę, otworzyłem drzwi, a później nieśpiesznie wysiadłem z samochodu. Obserwowałem ją, jednocześnie próbując panować nad sobą i cały czas przypominając sobie, że byłem tylko jej przyjacielem. Przyjacielowi nie powinien stawać na widok przyjaciółki.

OBIETNICA ETHANAWhere stories live. Discover now