Prolog

2.8K 205 116
                                    

Nigdy nie przypuszczałbym, że jeden dzień, jeden obiad mógłby zmienić diametralnie życie nas wszystkich. Zatrząsnąć fundamentami tego, w co tak bardzo wierzyliśmy, ukazując wszystkie błędy i rysy na naszym życiu, udowadniając, że tylko się oszukiwaliśmy, a prawda była okrutna, co boleśnie odkryłem.

To nie stało się nagle, prawda stopniowo ukazywała nam się, lecz my uparcie odwracaliśmy od niej wzrok, nie chcąc spojrzeć jej w oczy i uświadomić sobie, jaka była rzeczywistość. Żyliśmy, niczym w bańce mydlanej, zwłaszcza my, dzieci własnych rodziców, których uważaliśmy za ideały.

Przez nasz dom przeszło wiele dzieciaków, chociaż mieliśmy ledwo po dziesięć, jedenaście lat. Alice, gdziekolwiek nie pojawiałaby się, poznawała coraz to nowsze osoby, stwierdzając niezaprzeczalnie, że odnalazła nową przyjaciółkę, lecz te przyjaźnie nigdy nie przetrwały dłużej niż kilku tygodni, a moja mała siostrzyczka zawsze wracała do nas, do swoich obrońców, którzy w każdej chwili byli gotowi obić twarz każdemu, kto spróbowałby chociażby krzywo spojrzeć na naszą siostrę. Zwłaszcza ja, jej prawdziwy brat.

Może właśnie dlatego nie zdziwił mnie fakt, iż tamtego popołudnia ktoś nowy towarzyszył przy obiedzie. Prawdę powiedziawszy, nawet nie zwróciłem na to uwagi, przyzwyczajony do krótkotrwałych znajomości swojej siostry i tym, że chociaż ludzie do niej lgnęli, nikt nigdy nie został przy niej dłużej. Nie rozumiałem, dlaczego, bolało mnie to, ale chyba wszyscy już do tego się przyzwyczailiśmy.

Rodzice również przestawali już zwracać na to uwagę, zapominając o tym, że kultura wymagała, by zapamiętać imię nowo przybyłej osoby, bo po co? Tyle dziewczynek przeszło przez ten dom, że byłaby to praca na marne. Nim dobrze zapamiętali którąś z nich, ta znikała, a jakaś inna zastępowała ją kilka dni później, okazując się kolejną, tym razem tą prawdziwą przyjaciółką Alice. Czułem gorycz, gdy dłużej się nad tym zastanawiałem, lecz co mogłem zrobić?

Dziewczyna, którą tego dnia przyprowadziła, wydawała mi się dziwnie znajoma. Może to jej hebanowe włosy, naprawdę, chyba nigdy w życiu nie widziałem tak ciemnych włosów, a jeżeli już, to musiała być ona. W sumie, najpierw zauważyłem te włosy, a dopiero dziewczynę, a jeszcze później zrozumiałem, że nie mogła być z rocznika Alice, ponieważ to ze mną w poprzednim roku miała zajęcia, gdy jeszcze chodziliśmy do tej samej szkoły. Tak, to wprawiło mnie w szczere zaskoczenie, po pierwsze Alice nigdy nie zadawała się ze starszymi dziewczynami, po drugie koleżanek szukała tylko w swojej szkole, dlaczego więc zaprosiła ją.

Przy obiedzie mogłem jej się przyjrzeć, co oczywiście robiłem niechętnie. Z czystej, braterskiej troski, a przede wszystkim ogarniającej moje ciało ciekawości. Trudno było mi wysiedzieć na miejscu i skupić się na jedzeniu, gdy analizowałem, co mogło skłonić Alice do tego.

Przyglądałem się tej dziewczynie, jej dłonią, które drżały tak mocno, iż kilka razy opuściła widelec, za każdym razem dostrzegając to, chciałem się odezwać, poinformować mamę, że nasz gość chyba potrzebuje pomocy, może zadrwić z niej, że była niezdarą, lecz gdy otwierałem usta, ona w tym momencie podnosiła wzrok. Zauważała, że wpatrywałem się w nią, jej oczy sprawiały, że czułem się dziwnie. Poruszyłem się nieznacznie, gdy ona, unosząc brwi, posyłała mi niewerbalne pytanie, zastanawiając się, czego od niej chciałem. Wbijałem wzrok w swój talerz, przesuwając jedzeniem z jednego jego końca na drugi, nie mając w ogóle ochoty jeść, jednak szukając jakiegoś zajęcia. Wolałbym pojechać do Maxa, gdzie nie musiałbym czuć się dziwnie we własnym salonie. Pogralibyśmy w jakieś gry, ponaśmiewali z dziewczyn i niczym nie przejmowalibyśmy się, a tak, musiałem tutaj siedzieć, pod czujnym spojrzeniem tej dziwnej dziewczyny.

Ponownie uniosłem wzrok i chyba z moich ust wydobył się cichy śmiech. Naprawdę? Te dziewczyny nie pasowały do siebie, siedząc przy sobie, wyglądały jak wyciągnięte z dwóch różnych światów i nawet ja to zauważałem. Alice, cały czas coś mówiła, wierciła się na miejscu, nie mogąc usiedzieć w spokoju. Jej włosy potargane były na wszystkie strony, a gdy uśmiechała się, czyli cały czas, widać było jej krzywe dwójki. Na talerzy miała istny chaos, gdy mieszała wszystko ze sobą, zastanawiając się nad połączeniem smaków. Energia ją rozpierała i czekałem tylko na moment, aż odejdzie od stołu i zacznie skakać.

A Naomi? Ona była... dziwna, inna. Alice nigdy nie zadawała się z takimi ludźmi. Siedziała spokojnie, chociaż spokój do niej nie pasował. Te słowo do niej nie pasowało, a jednocześnie ją określało. Jej dłonie drżały, jej włosy tworzyły idealny warkocz, który opadał na jej piersi, a w promienie słońca odbijały się w ich czarnej barwie, nawet na moment nie pozwalając na przebłysk innego koloru. Unosiła głowę i przesuwała wzrokiem po nas wszystkich, uważnie obserwując i dostrzegając poruszenie się. Kiedy za którymś razem zatrzymała na mnie swoje spojrzenie, zauważyłem, że w jej brązowych oczach znajdowały się plamki, które przypominały czyste złoto. Kiedy tak na mnie patrzyła, odchylając na bok głowę, miałem ochotę na nią krzyknąć, żeby tego nie robiła. Denerwowała mnie, sprawiała, że czułem się nieswojo. Jej spojrzenie, jej drżące dłonie i to, że co chwilę przełykała ślinę, jakby myślała, że ktoś mógłby ją tutaj zamordować.

– Nie patrz tak na nią – rozkazała Alice swoim piskliwym głosem. Wystawiła w moją stronę język, za co została zganiona przez mamę. – To moja koleżanka, Ethan. Od dziś będziemy najlepszymi przyjaciółkami na świecie!

Naomi wzdrygnęła się na jej nagły wybuch, jakby z opóźnieniem orientując się, co miała zrobić.

– Nie patrzę – odburknąłem, wbijając widelec w brokuł. Skrzywiłem się na myśl, że miałem zjeść to zielone coś. – Nie obchodzą mnie twoje koleżanki, Al.

Wywróciłem oczami i parsknąłem, kiedy blondynka podrywając się z miejsca, opadła na Naomi i objęła ją mocno. Głośno się zaśmiała, chcąc pokazać, jak bliskie sobie będą od tego dnia. Najlepsze przyjaciółki. Ta, jasne. Mógłbym zacząć odliczać dni do końca ich przyjaźni.

Zerknąłem na rodziców, którzy przerwali rozmowę, widząc ten nagły wybuch czułości. Uśmiechali się szeroko, miałem ochotę zapytać tatę, czy z Maxem także musiałem się tak przytulać. Nie rozumiałem, co dla dziewczyn byłoby w tym takiego fajnego, dla mnie było to zdecydowanie głupie. Zrezygnowałem, nawet gdybym musiał, nie zrobiłbym takiego czegoś. My, chłopcy, nie okazywaliśmy sobie tak przyjaźni. Zastanawiałem się, co było nie tak z dziewczynami, że ona postępowały w taki sposób.

– Nie koleżanki, tylko przyjaciółka, Ethan. – Moja dziesięcioletnia siostra wydawała się być mną zdegustowana. Zacmokała, przypominając tym mamę, gdy coś jej się nie podobało, po czym wrzuciła sobie do ust kawałek brokułu i zaczęła się śmiać.

Zostałem opluty kawałkiem zielonego warzywa, co sprawiło, że całkowicie straciłem energię, na zjedzenie posiłku. Postanowiłem zakończyć obiad, resztki wyrzucając przy tym do śmietnika, kiedy reszta obecnych nadal siedziała przy stole, zapytałem mamy, czy mógłbym pojechać do Maxa. Uzyskawszy pozytywną odpowiedź, czym prędzej wybiegłem z domu, a dobiegając do roweru i wskakując na niego, zacząłem szybko pedałować, aby jak najszybciej znaleźć się w domu swojego przyjaciela. Tak, my z Maxem byliśmy przyjaciółmi, a może raczej braćmi. Miałem zamiar narzekać na nową koleżankę Alice, na to, jak moja siostrzyczka znowu była naiwna. Wywróciłem oczami na myśl o tym, jak przez najbliższy czas będą pałętać mi się pod nogami.

Parsknąłem, dziwna dziewczyna i jej jeszcze dziwniejsze oczy. Miałem nadzieję, że zniknie szybciej niż się pojawiła, była dziwna i nie pasowała do Alice. Tego mogłem być pewien.  

~~~~~~


OBIETNICA ETHANAWhere stories live. Discover now