Rozdział dziewiąty

22.4K 459 1.3K
                                    

Pov. Shade

Czułem delikatny oddech Pierce na swojej nagiej skórze torsu. Dosłownie kilka chwil potem, jak skończyliśmy ona wtuliła się w bok mojego ciała i zasnęła. U mnie nie nastąpiło to tak szybko. Nie potrafiłem wyjaśnić dlaczego. Co jakiś czas budziłem się sprawdzając czy Evangeline nadal jest w moich ramionach. Zawsze w nich była.

Przełknąłem ślinę, nie przestając drapać jej ledwie wyczuwalnie po nadal, nagich plecach. Piersi dziewczyny stykały się z moimi, a spokojny powiew oddechu blondynki informował, że nadal znajduje się w stanie błogości. Od kilkunastu minut nie spałem, przyglądając się miękkiemu ciele Pierce. Dosłownie robiłem za jej łóżko, bo praktycznie cała na mnie leżała. Nogi splotła z moimi, dłonie położyła na moim torsie, przez sen czasami nimi ruszając. A jej rozpuszczone włosy parę razy miałem prawie w ustach, ale mi to nie przeszkadzało.

Było tak cholernie idealne.

Przez ten czas zdołałem dostrzec mały pieprzyk na barku, którego nigdy wcześniej nie zauważyłem. Albo to jak jej malinowe usta lekko się rozchylają, gdy wypuszcza powietrze podczas snu. Lub marszczy nos, gdy coś się jej śni.

Na samą myśl o jej nagim ciele, po raz kolejny czułem obezwładniający ogień. Nie chciałem jednak, by czuła się na drugi dzień, jakbym ją wykorzystał. To chyba było odpowiednie słowo, które mogłoby się nasunąć przez moją przeszłość oraz reputację jej towarzyszącą. Z drugiej jednak strony, sama wykonała pierwszy ruch, a sądząc po jej zachowaniu i krzykach, raczej tego nie żałowała. Zresztą ja również.

To było cholernie doskonałe. W każdym możliwym tego słowa znaczeniu.

Blondynka zaczęła ruszać się przez sen, jakby powoli budząc. Chcąc jak najdłużej mieć dziewczynę przy sobie, mocniej objąłem ją ramionami. A po chwili ujrzałem zielone oczy, tak duże niczym najszlachetniejsze kamienie szafiru.

— Dzień dobry. — Powiedziałem zachrypniętym głosem widząc, jak dziewczyna bada moją twarz, otwierając szerzej oczy.

— Dzień dobry. — Odpowiedziała niepewnie, a potem spuściła wzrok na mój tors. Widziałem, jak szybki i zdecydowanie czerwony rumieniec pojawił się na jej policzkach i szyi. Uśmiechnąłem się na to zachowanie blondynki.

Nieśmiała diablica.

— Wiesz, gdy się na mnie wczoraj rzuciłaś nie wstydziłaś się.

— Dupek. — Powiedziała odważnie i przewróciła oczami. Jedną dłonią mimowolnie drapałem nadal jej dolną część pleców. To było tak cholernie uzależniające. Nie mógłbym uwierzyć, że kiedykolwiek miałbym czegoś takiego dość. Sięgnąłem po butelkę wody, która znajdowała się przy stoliku obok łóżka i podałem ją Pierce. Dziewczyna w podziękowaniu posłała mi nieśmiały uśmiech, a po chwili wzięła łyka napoju. Gdy podała mi butelkę, nie przerywając kontaktu wzrokowego również się napiłem, czując ciepło na skórze. Nie takie, które było wytwarzane przez nią. Właściwie to było przez nią, jeśli ma to sens.

— Co ci jest? — Jej ruchy wyglądały na dziwnie obolałe?

— No nie wiem. Domyśl się Grey. — Prychnęła, ale nie oderwała się ode mnie.

— Chcę to usłyszeć. — Wymruczałem.

— Nie ma opcji, abym powiedziała na głos, że to dlatego, że...

— Pieprzyliśmy się? — Powiedziałem niby dumnie i z sarkazmem. Teoretycznie nie chciałem, aby cierpiała, ale chyba oboje zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że to nie faktyczny ból. A blondynka nie wyglądała, jakby miała mnie zabić przez to, co się stało. Właściwie odniosłem wrażenie, że jesteśmy na całkiem dobrej drodze.

RestorationWhere stories live. Discover now