Rozdział siedemnasty

14.1K 363 1.3K
                                    

Dzięki jeszcze raz za korektę Zosia, może tym razem nie będzie błędów typu przegryzać wargi. Jeżeli będzie to jesteś okropną redaktorką. Lub po prostu mną, spoko to nic złego. 

A Wam miłego czytania kochani <3

Pov. Shade

— Wszystko w porządku? — Mama zapytała, przykładając kubek z herbatą do ust. Jej spojrzenie niemal wypalało dziurę w moim ciele.

— No, a czemu nie ma być? — Uniosłem wzrok znad telefonu, biorąc głęboki wdech.

Uczucia i ogółem emocje były naprawdę dziwnym zjawiskiem. Nie wiedziałem, co o nich sądzić, albo dlaczego akurat mnie musiało to spotkać.

— Jest szesnasta, a ty jesteś w domu. Poza tym, nie masz żadnych zadrapań, ani siniaków na twarzy. No i jesteś aż nazbyt spokojny. — Powiedziała, biorąc łyka parującego napoju. — To niemal tak, jakbyś zachowywał się, jak każdy w twoim wieku. Oczywiście cię nie obrażając. Wiem, że czujesz niewyobrażalną odrazę, gdy ktoś porównuje cię do tak niskiego poziomu, ale sam rozumiesz, skarbie.

To prawda. Przez ostatnie tygodnie głównie skupiłem się na treningach, wyjazdach, zawodach, albo drużynie. Ale w głównej mierze na tym, aby zapomnieć i może wrócić do stanu sprzed tego, co się stało. Może to wszystko było błędem. Na pewno nim było. A Evangeline... Nie potrafiłem tego wyjaśnić.

— Wyganiasz mnie z domu?

— Nie. Po prostu jestem zdziwiona. — Wzruszyła ramionami. — Trochę się uspokoiłeś i spoważniałeś. Jest za tym jakiś powód? — Spojrzała dwuznacznie w moją stronę, ale nie do końca potrafiłem określić dlaczego.

— Nie?

— Żadnych osób, które mogłyby być tego powodem? — Zaczynając od kogoś, kogo krew płynęła w moich żyłach, a kończąc na kimś, kogo krew na rękach miałem? Nie myśląc nawet o kimś, o kim nie do końca myśleć chciałem?

— Żadnych. Jest świetnie.

— Czyli mówisz mi, że nagle nie szlajasz się po nocach i wracasz nad ranem bez powodu? — To ona o tym wiedziała? Byłem przecież cicho. — Lub uciekasz do sąsiadki? — Odłożyła kubek na stół między nami. — Wiem, że nastoletnie życie jest pełne trudności i różnego rodzaju roznegliżowania. Ale Evangeline...

— Poczekaj, czy ty myślisz, że ja i Evangeline...

— Mam po prostu nadzieję, że się zabezpieczacie.

Koszmar. Fatalny koszmar.

— Skąd w ogóle pomysł, że mógłbym dotknąć ją w ten sposób? — Mama spojrzała na mnie ze zdezorientowaniem w oczach. Musiałem być naprawdę w złej formie, jeśli nie potrafiła uwierzyć w moje kłamstwa.

— Chcesz usłyszeć prawdę?

— Nie wiem, o czym myślisz, ale zapewniam cię mamo, że nie będzie to nic, o czym już nie wiedziałem.

— Mimowolnie zawsze siedzicie obok siebie. Zawsze na siebie spoglądacie, gdy ten drugi akurat nie patrzy. Pomijam już to, że wąchasz jej włosy dosłownie zawsze, kiedy masz okazję. — Chciałem zaprzeczyć. — Albo inna z miliona sytuacji. Gdy się czegoś przestraszy, doskakuje w twoją stronę, łapiąc cię za ramię, obejmując lub chwytając za dłoń. A ty mimowolnie zawsze zasłaniasz ją ciałem! Nawet w tak skrajnie dziwnej sytuacji, jak atak sarny w lesie.

— Po pierwsze ta sarna była naprawdę groźna. A po drugie, co z tego? Przyjaźnimy się.

— A ona o tym wie?

RestorationWhere stories live. Discover now