Rozdział dziewiętnasty

11.6K 383 1K
                                    

Pov. Shade

Nigdzie nie widziałem Evangeline.

Chciałem pochwalić się tym, jak dobrze nam poszło, pomimo tego, że i tak to widziała. Chłopcy opuścili mnie ze swoich barków i całą drużyna, ponownie zaczęliśmy wiwatować i poklepywać się po plecach.

— Widziałeś to, jak idealnie wleciała!? — Krzyknął Zack obok mojego ucha, a po chwili uderzyli się z Maxem torsami. Wierzyłem w nas do samego końca, ale gdy Shallowdown zdobywali punkt, strach o to, że przegramy opanowywał mnie jeszcze bardziej niż zawsze. Czekał nas jeszcze jeden mecz na wiosnę, który miał być zakończeniem naszej "współpracy" przez te cztery lata oraz podziękowaniem. Podobno obie nasze szkoły nie widziały lepszych zawodników od ponad dziesięciu lat.

— Jude mówiła coś dzisiaj o imprezie albo wyjściu na pizzę. — Zaczął Edoardo, podchodząc w naszą stronę. Podrapał się po karku, patrząc na naszą trójkę. Został atakującym niedawno, a radził sobie lepiej niż wiele osób, które są w naszej drużynie od początku. — Miałem zapytać na co macie ochotę.

— Impreza. — Odparł Zack z wielkim uśmiechem na twarzy i zaczął rozglądać się za rudą.

— Pizza. — Odpowiedziałem, a dwójka moich przyjaciół z Edoardo spojrzała w moją stronę z niepewnością.

— Co?

— Co, co? — Wzruszyłem ramionami, strzykając przy tym palcami.

— Czemu nie impreza? Wszyscy są podekscytowani i chyba każdemu należy się mocny drink i tańczenie do rana.

— I oglądanie twojego tyłka, tańczącego na stole. — Dodał Max, uderzając ciemnowłosego w ramię.

— To miły i jakże uroczy dodatek. — Wszyscy trzej spojrzeli na mnie. — No te twoje argumenty zdecydowanie mnie nie przekonały.

— Nie było jeszcze żadnych. — Powiedział Max na słowa Zacka.

— Tak? No to patrz, zaraz się zacznie i nie zmienię zdania. — Przewróciłem oczami.

— Evangeline wolałaby pewnie spędzić czas bardziej spokojnie, a jeżeli ona to ja też. — Wzruszyłem ramionami. Zack wymienił wzrok z Maxem. Edoardo chciał coś powiedzieć, ale zamknął usta. — No, co?

— Mówiłem. Trzepnięty. — Zack poklepał się po czole. — Ci się tam styka czy nie styka? — Spojrzał na Edoardo i dodał szeptem. — No nie styka mu się, co?

— Nie styka. — Odpowiedział, a mi krew zaczęła ponownie szybciej płynąć w żyłach. — A mogłaby stykać.

— No też myślę, że szkoda, że nie styka. Ale jakby raz styknęło to byłby szok. — Oboje pokiwali głowami, jakby zgadzali się z czymś wagi państwowej.

Byłem ważny tak samo, jak moje słowa oraz niesamowita osobowość, ale wolałem nie być porównywany do państwa. Zdecydowanie też nie lubiłem, gdy mówili tymi półsłówkami i się mnie o coś czepiali.

— Jeżeli nie macie nic choć trochę inteligentnego do powiedzenia, będę musiał was opuścić. Z jakże ogromną chęcią. — Przetarłem twarz dłonią i ruszyłem w poszukiwaniu blondynki z moim numerem.

Mówiła, że nienawidziła stroić się w ten sposób na mecze Jacksona, ale na mój przyszła. Pomyślałem, że jest to kolejny krok w naszej... Relacji? Czymkolwiek właściwie była, ale nie do końca ją o to prosiłem. Miałem nadzieję, że przyjdzie, ale nie że zrobi aż takie show. Właściwie każda z dziewczyn tak postąpiła. Biegnąc cały czas słyszałem ich krzyki z wrzaskami w niektórych momentach mnie rozbawiał, a w innych dodawały motywacji. Szczególnie blondi.

RestorationWhere stories live. Discover now