Rozdział dwudziesty trzeci

10.8K 339 798
                                    

Jeszcze raz dziękuje Julce za korektę <333 Bo Zofię musiałam wysłać na przymusowy urlop do krainy kebabów. Oby ją sprzedali za wielbłądy.

Pov. Evangeline

Obracałam kubek w dłoniach, mieszając przy tym gorącą czekoladą. Już dawno bita śmietana wtopiła się w ciemnobrązowy napój a pojedyncze pianki, tylko dryfowały na tafli trunku. Wszystkie jagodzianki między nami były nietknięte. Miałam wrażenie, że w kawiarni było mniej ludzi niż zawsze. Albo to po prostu mój natłok myśli zagłuszył wszystko, co działo się gdzieś z boku. Tym razem wybrałyśmy zupełnie inną, aby nie natknąć się przez przypadek na Marcusa. Czy kogokolwiek kogo znaliśmy.

— Więc — odchrząknęła Jade jako pierwsza, co raczej było zaskoczeniem, bo w trudnych sytuacjach to Megan zabierała głos. Jednak każda z nas była pochłonięta własnymi myślami i własnymi problemami, aby zdobyć się na siły i zacząć dość... Ciekawa rozmowę.

Mimowolnie po raz kolejny moje myśli popłynęły do Shade'a. Gdy zobaczyłam pozytywny wynik, nawet jeżeli Jude potem powiedziała, że może być to błąd to... Przeżyłam bardzo duży zawał. To był tak ogromny strach, że nie mogłam się ruszyć przez kilka kolejnych chwil.

Ułożyłam dłoń na brzuchu, oczywiście nie czując nic ani nawet nie mając takiej możliwości. Nie mogłabym sobie wyobrazić, jak to jest zajść w ciążę z kimś kto z tobą nie jest. Lub właściwie z kimś kto nie jest całkowicie twój, ale ty zawsze będziesz jego. Albo jak to jest mieć w sobie cząstkę kogoś z kim teoretycznie nie łączy cię nic, poza platoniczną relacją. Bez żadnych głębszych i mocniejszych więzi.

Zastanawiałam się po prostu jak to jest być kochaną. Tą romantyczną miłością a nie taką jaką mogliby mnie obdarzyć dziadek, brat czy mama. Lub jak robiła to babcia. Wierzyłam, że kiedyś Shade powie mi te dwa słowa, które znaczyły dla mnie więcej niż wszystko inne, ale tego nie widziałam. Nie wtedy, kiedy dopiero zaczynaliśmy być razem. Byłabym głupia myśląc, że może być inaczej.

— Kto mógłby być potencjalnym ojcem? — Dokończyła czarnowłosa Jade i skrzyżowała ramiona na piersiach. — Właściwie bardziej potencjalnym niż ten drugi.

— Właściwie to jak, to się w ogóle stało? — Zapytała Jude, a Rose wzięła głęboki oddech.

— Ty... Jesteś na mnie zła? — Spojrzała na rudą, która nerwowo się uśmiechnęła a potem zszokowała.

— Ja?

— No, bo ty i Edoardo...

— Nie. Tylko znajomi. — Brzmiała szczerze, ale... — Nawet nie wiesz, jak bardzo bym się cieszyła, gdybyście jednak... Coś razem. On od zawsze tego chce. — Posłała jej delikatny uśmiech.

— Marcus to jeden z dalszych kuzynów Edoardo. Tak naprawdę ich rodziny bardziej się teraz ze sobą spotykają przez to, że Accardi wrócili do Starlight City. Więc ich dom stał przez te kilka lat pusty i zatrudnili mojego tatę przy remoncie i innych takich. Czasami pomagam mu przy malowaniu ścian albo wycinaniu czegoś w drewnie, więc... — Wzruszyła ramionami. — Tak, czasami się widzieliśmy z Edoardo. No, jak wiecie... Nikogo nie szukałam a tym bardziej w wakacje. Wolałam po prostu wychodzić z wami albo sama. — Pokiwałyśmy głowami. — Ale przychodziłam z tatą codziennie. Często słuchałam muzyki i coś montowałam albo robiłam dosłownie cokolwiek i byłam zamknięta w swoim świecie. — Rose wyglądała na nerwową, jednak to nie przez miejsce, w którym się znalazłyśmy. — Nie miało być w tym domu nikogo poza mną, tatą i czasami innymi jego pracownikami. Więc, gdy Edoardo przyszedł, aby w czymś pomóc było dziwnie. Właściwie to pewnego dnia zostałam dłużej sama. To nie należało do obowiązków mojego taty, ale widziałam, że więdną tulipany i to było głupie, ale nie miało zająć więcej niż parę minut i... — Rose uderzyła głową o blat stołu. — Edoardo przyszedł i obserwował co robię, potem zarzucił swoim tekstem a ja powiedziałam, że w sumie to przychodzę codziennie i od tamtego czasu nie daje mi spokoju. — Spojrzałyśmy na nią wymownie. — No był pomocy i miły. Czasami nawet miał zabawne żarty.

RestorationOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz