Rozdział dwudziesty ósmy

10.7K 310 920
                                    

Pov. Evangeline

Matteo odjechał z ciocią, zostawiając nas samych. Ashley mówiła, że zaraz przyjedzie radiowóz i więcej ludzi, którzy mają zrobić coś z krwią i... Wzięłam głęboki wdech, zdając sobie sprawę z tego, co się stało. Jak widać, wszyscy oprócz mnie i Ali, nie przejęli się aż tak bardzo. To było dziwnie przerażające, martwić się o to, czy Shade zaraz nie zostanie postrzelony, a mama zabita. 

Czułam, jak moje serce zaczyna mocniej bić, a nogi się uginają. Nadal chciałam, żeby to okazało się snem, a nie, że trójka osób stojących wokół mnie miała na rękach czyjąś krew. Właściwie, co oznaczało ponowne pochowanie "ciała" przez mamę i Santiago? Moja mama przecież nie była mordercą, prawda?


— Evie... — Shade objął mnie w pasie, gdy na słowa mamy odskoczyłam w jego stronę. — Ja... To nie tak, że...

 — Wy się znacie? Przez cały ten czas? — Mama patrzyła na mnie, jakby miała się załamać. — Zabiłaś kogoś? Z nim? — Wskazałam głową na Santiago, który milczał i jedynie obserwował nasza wymianę zdań. 

— Nie! — Wzięła głęboki wdech. — Nie, nie zabiłam. To dłuższa historia, ale nikt z nas nie był niczemu winien...

— Twój brat zabił mojego ojca. — Syknęłam i ruszyłam w stronę Santiago. Mężczyzna nic nie mówił, kiedy się do niego zbliżyłam i zaczęłam go popychać. W tamtym momencie nie liczyło się dla mnie to, że mógłby mnie zabić, jeśli by chciał. — Przez ciebie mój tata nie żyje! — Odpychałam go coraz mocniej, aż mężczyzna zatrzymał się przy płocie. Zaczęłam bić go pięściami, ale przez brak siły nie byłam w stanie zrobić więcej, niż jedynie go muskać. — Nienawidzę twojego brata i ciebie! Oboje powinniście być martwi! Żałuję, że Ashley ciebie nie zastrzeliła. Na to oboje z nim zasługujecie. 

Wyraz twarzy Santiago zmienił się, ale nie potrafiłam opisać na co. Łzy zasłaniały mi widok, a cały świat wirował. Ostatni raz zamachnęłam się dłońmi w stronę mężczyzny, ale te jedynie opadły w dół. Santiago złapał mnie za ramiona i przytulił. Po prostu wziął mnie w swoje ramiona i objął. Wtedy wybuchnęłam płaczem, czując się za to winna. 


Nie wiedziałam jak długo płakałam, ale obejmował mnie nawet wtedy, kiedy ostatnie łzy wyschły na moich policzkach. 

— Masz rację. Jestem złym człowiekiem, Evangeline. Nie będę udawał, że tak nie jest. Też nienawidzę swojego brata i ciszę się, że zginął. Gdybym mógł cofnąć czas. zrobiłbym wszystko, aby dowiedzieć się jak najwięcej i uratować twojego ojca.

Przez chwilę wpatrywałam się w jego oczy, które były szczere, ale...


— Nie, nie zrobiłbyś tego. — Oznajmiłam bez emocji. — Nienawidziłeś go. Miał mamę, a ty nie mogłeś jej nigdy mieć. Cieszyłeś się, gdy umarł. To, że zabił go Saint, było ci na rękę, prawda? Gdybyś ty to zrobił, mama nigdy by ci nie wybaczyła.

— Evie, proszę... — Czułam, jak mama staje obok mnie, unikając wzroku Santiago. — Wejdźmy do domu, dobrze? — Miała na myśli dom Grey'ów. Do naszego nie chciałam wchodzić. W każdym razie, nie tej nocy.

— Mam rację, prawda? — Zapytałam szeptem. Pomimo tych wszystkich lat, nie byłam pewna, czy kochałam tatę. Nasza relacja była okropnie dziwna, ale samo to, że mógłby być inny albo miał takie momenty bycia ojcem... Mogłam go mieć. Mogłam. 

RestorationWhere stories live. Discover now