4.

71 11 4
                                    

Kiedy zszedłem na dół i zajrzałem do kuchni widziałem jak Adam niechętnie skubie swoją jajecznicę. Od razu chwyciłem za kubek i nalałem sobie kawę. Zerknąłem do lodówki po czym warknąłem na brak mleka.

-Oho, widzę, że ktoś wstał lewą nogą - zaśmiał się ojciec.

-Wcale nie wstałem lewą nogą, szukam mleka.

-Jest na stole. Zrobiłam za mocne kakao i Adam poprosił o odrobinę mleka.

Rzeczony chłopak nawet na mnie nie spojrzał, ale ja nie dawałem za wygraną. Zająłem miejsce obok niego i sięgnąłem po butelkę z niezbędnym dodatkiem do życiodajnego płynu.

-Smakuje? - zapytałem.

-Tak, dziękuję.

-Prawie nic nie zjadłeś.

Adam popatrzył na mnie zbolałym wzrokiem, ale zabrał się za jedzenie i choć szło mu to dość opornie to jednak coś tam skubał. Mama chyba od razu zrozumiała, że chciałbym ją o coś prosić, więc po chwili jakby nigdy nic wyszła z propozycją:

-Chłopcy pomoglibyście mi dzisiaj z przygotowaniami do mikołajkowej kolacji?

-Muszę popołudniu pójść do księgarni. Mam swoją zmianę.

-To się doskonale składa. Pomożecie mi, zjemy obiad, a potem Charles odwiezie cię do pracy. Może dzięki tobie nie będzie siedział cały dzień przy komputerze.

-Dobrze wiesz, że nie siedzę dlatego, że lubię. Ja pracuję i umowa była taka, że przyjeżdżam na początku grudnia, ale zajmuję swoimi sprawami.

-Tak wiem, ale skoro jest Adam... - tak... moja rodzicielka potrafiła zawsze zniweczyć każdy mój plan, bo jak miałem teraz wybrnąć z tej sytuacji?

-Mamo, my się dopiero poznajemy. Chociaż w sumie to dobry pomysł trochę ci pomóc w przygotowaniach. Nie wiem co na to Adam - spojrzałem na chłopaka wiedząc już, że jest dość uległym typem i wiedziałem, że nie będzie umiał jej odmówić, a ja obrałem sobie za cel by go trochę dokarmić.

-Z przyjemnością pomogę.

I już wiedziałem, że wygrałem.

Po śniadaniu pojechaliśmy wybrać choinkę, która miała stanąć i budynku straży pożarnej. Odebraliśmy też obrusy, zastawę, sztućce i kilka kartonów świątecznych ozdób. Mama doglądała wszystkiego, ale kiedy trzeba było gdzieś pojechać bez wahania wysyłała naszą dwójkę. Doskonale wiedziałem co robiła, ale dzisiaj jakoś nie miałem siły z nią walczyć. O 10:00 byliśmy już w połowie świątecznej listy mamy. To co zostało jeszcze na dziś to zawieźć składniki do poszczególnych osób, które obiecały zająć się niektórymi potrawami. Korzystając z chwili podjechałem do Słodkich Magnolii by uzupełnić w organizmie kofeinę.

-Chcesz coś do picia?

-Nie, dziękuję...

-Będziesz taki milczący? A może wolisz rozmawiać z moją mamą, bo ona nie wie o niczym co cię spotkało?

-Charles to nie tak...

-Zaraz wracam.

Wysiadłem z auta nie chcąc słuchać tego co miał do powiedzenia Adam. Właściwie to chyba bałem się tego co mógł powiedzieć. Kiedy wszedłem do kawiarni w moją twarz uderzyło przyjemne ciepło i zapach życiodajnego płynu. Rozejrzałem się po zebranych. Było tu sporo osób, które znałem przynajmniej z widzenia i kilka nowych osób, które prawdopodobnie przyjechały by spędzić święta w naszym miasteczku. Sam chętnie tu wracałem kiedy potrzebowałem wytchnienia od wielkiego miasta.

Świąteczne randkiWhere stories live. Discover now