11.

47 9 2
                                    

Obudziłem się jeszcze przed budzikiem wypoczęty, wyspany i pełen energii. Wczorajsza rozmowa z rodzicami przebiegła mniej więcej tak jak się tego spodziewałem. Na szczęście ojciec był dla mnie dużym wsparciem i nawet Alex poparła mnie w kwestii przygarnięcia pod dach mojego klienta. Leżałem w łóżku czekając na budzik i słyszałem jak matka tłucze się, bo inaczej nazwać tego nie mogłem w sąsiedniej sypialni zapewne ją sprzątając, jakby nie robiła tego zaledwie kilka dni temu. Nie zamierzałem się jej napatoczyć wcześniej niż to było konieczne, więc gdy miałem pewność, że zajęła się zmianą pościeli wymknąłem się do łazienki na ekspresowy prysznic, a potem cichutko jak mysz zszedłem do kuchni gdzie przy stole zastałem czytającego gazetę ojca.

-Idziesz dziś do przychodni?

-Tak. Alex mnie zawiezie, więc jeśli potrzebujesz auta...

-Dzięki. Jadę po choinkę i nie ukrywam, że by mi się twoje auto przydało.

-Zabierasz ze sobą Adama?

-Myślałem, że jedzie z wami... - no tak, zupełnie zapomniałem o chłopaku kiedy wczoraj umawiałem się z Natanielem.

-Taki był plan, ale jeśli chcesz go zabrać...

-Umówiłem się z Natanielem. Obiecałem, że jeśli ze mną pojedzie podwoję jego wkład w mikołajkową aukcję.

-Szykuje się kolejna randka? - widziałem jak kąciki zadrżały ojcu w uśmiechu.

-Jaka randka? - do kuchni wpadła mama z koszem na pranie, które chciała znieść do piwnicy, gdzie była nasza pralka.

-Charles jedzie po choinkę i zabiera ze sobą Nataniela - wyręczył mnie ojciec.

-W końcu. Ile można cię prosić byś pojechał po drzewko...

-Mamo, wiesz, że muszę pracować. Nie mogę sobie pozwolić...

-Na co? Na spędzenie czasu z rodziną? - zakpiła, a we mnie się zagotowało. Ok, miała prawo być na mnie zła za to, że w ostatniej chwili ściągam jej na głowę obcego typa, ale litości. -Zabierasz ze sobą Adama?

-Adam jedzie z tatą do przychodni.

-Jak wygodnie. Sprowadzasz go do nas do domu, a potem podrzucasz jak kukułka byśmy musieli się nim zajmować...

Teraz przegięła... Nie musiała godzić się na to by Adam tu zamieszkał, ale skoro to zrobiła nie powinna teraz mi tego wypominać. Jeśli to dla niej tak wielki kłopot zabiorę chłopaka ze sobą do stolicy jak tylko skończą się święta i miałem ogromną nadzieję, że chłopak nie słyszał naszej wymiany zdań. Nawet nie wiedziałem jak bardzo się pomyliłem póki nie usłyszałem jego ściśniętego głosu.

-Proszę się nie kłopotać. Wyprowadzę się jeszcze dzisiaj i nie będę więcej sprawiał problemów...

Chłopak chciał wyjść, ale złapałem go za nadgarstek i przyciągnąłem w swoje ramiona.

-Nigdzie nie pójdziesz. Przynajmniej póki ja tu jestem. Po świętach wyjedziemy i zabiorę cię do siebie.

-Charles, nie musisz się mną zajmować. Byliśmy raptem na jednej randce, potem było ci mnie żal i zabrałeś mnie do domu po tym jak widziałeś w jakich warunkach mieszkałem, ale... tam... nie było tak źle...

Aż się we mnie zagotowało na te słowa. Nie było tak źle? Brak ogrzewania, pleksa w oknach zamiast szyb, wilgoć, szafki wiszące na słowo honoru i właściciel, któremu wydawało się, że może chłopaka sprzedawać jak rzecz. Jakoś specjalnie tego tematu nie omówiliśmy, ale wiedziałem, że ani trochę nie żyło mu się tam łatwo.

Świąteczne randkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz