12.

49 7 13
                                    

Stone przyjechał chwilę po 10:00. Zatrzymał się swoim eleganckim, czarnym, sportowym autem tuż przed naszym podjazdem. Siedziałem wyjątkowo pracując w salonie chcąc być przygotowanym właśnie na taką ewentualność, więc kiedy dostrzegłem obce auto wyszedłem przed dom narzucając na siebie uprzednio kurtkę.

-Jak mniemam Pan Patrick Stone?

-We własnej osobie - wysoki, młody mężczyzna wyciągnął do mnie z uśmiechem rękę by się przywitać.

-Charles Bloom. Miło mi pana poznać - odwzajemniłem się tym samym. Miał mocny uścisk człowieka, który zdecydowanie wie czego chce.

-Mi również. Wcześniej miał Pan do czynienia wyłącznie z moim wspólnikiem, prawda?

-Tak. Poznałem Pana Smith'a podczas jednego ze spotkań. Zapraszam do środka. Chwilowo jesteśmy sami, więc będziemy mogli spokojnie porozmawiać.

-Doskonale - rozejrzał się po domu dyskretnie jakby wnętrze mogło mu powiedzieć z kim ma do czynienia.

-Pana walizki są w samochodzie? - odebrałem od niego płaszcz i szukałem bagażu by zanieść go na górę przy okazji pokazując mu pokój.

-Wolałbym byśmy byli po imieniu. Jak mniemam jesteśmy mniej więcej w tym samym wieku, więc nie widzę sensu byśmy byli tak formalni - uśmiechnął się. -Patrick.

-Charles.

-Tak, Charles. Moje walizki są w samochodzie. Pomyślałem, że jeśli skończymy dzisiaj to wrócę do siebie, więc nie będzie sensu zanosić ich do pokoju.

-Moja matka nie darowałaby ci jeśli byś nie został. Wczoraj niemal przewróciła pokój do góry nogami by go dla ciebie przygotować - zaśmiałem się.

-Skoro tak stawiasz sprawę - rzucił kluczyki w moją stronę.

-Pójdę po bagaże. Zapraszam do salonu.

-Poczekam tutaj. Pokażesz mi pokój.

No cóż. Carlos chciał bym się nim dobrze zajął, bo dzięki temu mogliby nam powierzyć pełną obsługę swojej firmy, a nie jedynie pojedyncze sprawy. Wiedzieliśmy, że kończyła im się umowa z obecną kancelarią i rozglądają się za kimś innym, więc mieliśmy szansę... ja miałem szansę złowić całkiem niezłą rybę. Musiał być zadowolony zarówno z kontraktu, sprawy sądowej, jak i z pobytu w moim rodzinnym domu. Co prawda nie planowałem rozkładać przed nim nóg, jak sugerował mój szef, ale spróbuję mu zapewnić inne atrakcje.

Po chwili wróciłem do domu. Patrick nadal stał w hallu, za to ja dzierżyłem jego walizkę i torbę na laptopa. Zaprosiłem go na górę i wskazałem na pokój na końcu korytarza po prawej stronie, tuż obok mojego.

-Łazienka jest tuż przy schodach, wspólna na piętrze, więc mam nadzieję, że ci to nie będzie przeszkadzało. Mój pokój jest zaraz obok twojego. Po przeciwnej stronie są pokoje moich rodziców, siostry i przejście do mieszkania nad garażem gdzie mieszka mój przyjaciel.

-To twój kochanek?

-Słucham? - niemal zakrztusiłem się własną śliną otwierając drzwi pokoju gościnnego.

-Poszukałem trochę informacji o tobie. Lubię wiedzieć z kim robię interesy - wszedł do środka i rozejrzał się po wnętrzu. -Całkiem tu przytulnie.

-Dzięki. Mama się ucieszy, że ci się tu podoba.

-Nadal nie wiem czy masz kochanka.

Podszedł do mnie i spojrzał głęboko w oczy. Nie musiał podnosić na mnie wzroku, nie patrzył też na mnie z góry, był mniej więcej mojego wzrostu. Blond włosy opadały mu miękko na czoło, a mięśnie odznaczały się pod dobrze dopasowaną koszulą.

Świąteczne randkiWhere stories live. Discover now