18.

44 8 2
                                    

Przeszukując szafki znalazłem płatki owsiane, więc postanowiłem zrobić owsiankę. Będzie lekka i ciepła, a jeśli dodam do niej odrobinę kakao i ociupinę miodu będzie też lekko słodka. Mam nadzieję, że chłopak nie pogniewa się na mnie za buszowanie w jego kuchni, ale robiłem to w imię wyższego dobra. Słyszałem jak w drugim pokoju ktoś się porusza, ale Maks nie wyszedł, więc postanowiłem go zupełnie zignorować. Kilkanaście minut później wchodziłem do sypialni Nataniela z tacą, na której ustawiłem dwie miski z owsianką i kubki z herbatą. Szatyn siedział na łóżku oparty o wezgłowie i przyglądał mi się z zaciekawieniem.

-Mógłbym przywyknąć o tego jak uległy jesteś - ustawiłem tacę na jego kolanach i zauważyłem jak się wzdrygnął na moje słowa. -Co się dzieje?

-Nic, nie jestem głodny - chciał odstawić śniadanie i wstać, ale mu nie pozwoliłem.

-Nataniel... Widzę, że coś się dzieje - chciałem go dotknąć, ale odtrącił moją rękę.

-Wyjdź - zażądał.

-Co? Co ja takiego zrobiłem?

-Powiedziałem wyjdź - nieznacznie podniósł głos.

-Natanielu, co zrobiłem, że jesteś na mnie zły? - pierś chłopaka unosiła się szybko. Byłem zaniepokojony. -Jeśli mi nie powiesz jak mogę to naprawić?

-Najlepiej wcale!

Odstawiłem tacę na stolik, a wtedy Nataniel skorzystał z okazji i wyskoczył z łóżka w kilku krokach dopadając do drzwi. Chwyciłem go w ostatniej chwili i zamknąłem w ramionach. Cały się trząsł i bynajmniej nie z zimna. Kiedy poczuł mój dotyk zaczął się szarpać, ale gdy to nie dało rezultatu zamarł na chwilę.

-Maks! - wrzasnął aż zadzwoniło mi w uszach. -Ma... - nie zdążył już nic więcej powiedzieć, bo zakryłem mu usta dłonią. Próbował mnie ugryźć...

-Nic ci nie zrobię - szepnąłem mu do ucha. -Nie mógłbym... Przecież to wiesz...

Przez chwilę tak staliśmy. Nataniel oddychał szybko i ciężko, a jego ciało było napięte jak do ucieczki. Poluźniłem lekko uchwyt dając mu znać, że może mi zaufać. Po drugiej stronie Maks niespokojnie chodził po salonie, ale nie wszedł. Nie wiem co go powstrzymało, może ta cisza, może coś innego. Grunt, że nam nie przeszkadzał.

-Teraz cię puszczę, a ty obiecasz, że nie będziesz krzyczał. Potem wrócisz do łóżka, zjesz trochę śniadania i wtedy porozmawiamy, dobrze? - odpowiedziało mi tylko skinienie głową. -Dobrze.

Puściłem chłopaka, a ten od razu odskoczył ode mnie i uderzył plecami w drzwi. Kiedy na niego spojrzałem oczy miał pełne łez, a mnie aż ścisnęło serce. Nie wiem co ktoś mu zrobił, ale zabiję drania za to, że go skrzywdził.

-Nataniel? - za drzwiami odezwał się zatroskany głos Maksa. -Wszystko dobrze?

-Ta... - oddech - tak...

-Jesteś pewien?

-Tak... - powiedział nieco pewniej, a ja się odsunąłem by mógł wrócić do łóżka.

Przeszedł obok mnie niepewnie, ale kiedy nie dostrzegł ruchu z mojej strony wspiął się na łóżko i szczelnie okrył kołdrą. Podałem mu tacę z jedzeniem. Swoją miseczkę zabrałem i usiadłem na podłodze pod oknem by dać szatynowi więcej przestrzeni. Maks nadal stał pod drzwiami, ale chyba brak kłótni i krzyków nieznacznie go uspokoił. Jedliśmy w ciszy. Nie wiem czy Nataniel nie był głodny czy nie chciał rozmawiać, bo w nieskończoność memlał swój posiłek. Miałem ochotę na niego warknąć, ale zdusiłem w sobie tą potrzebę widząc jak pod każdym moim baczniejszym spojrzeniem drży z przerażenia. W końcu chyba się na coś zdecydował, bo odstawił tacę obok siebie, na miejsce gdzie wcześniej spałem. Westchnął ciężko i oparł głowę o zagłówek.

Świąteczne randkiWhere stories live. Discover now