19.

49 9 3
                                    

Nie wiem która była godzina kiedy się obudziłem. Grunt, że czułem się połamany i paliły mnie mięśnie jakbym co najmniej przebiegł maraton. Dodatkowo było mi duszno, a wyzwaniem okazało się nawet wyswobodzenie się z kołdry. Niemałym zaskoczeniem było również zobaczenie Adama śpiącego w fotelu, który ewidentnie został tu przytaszczony z pokoju gościnnego. Zastanawiałem się jakim cudem nie usłyszałem jak tłukł się by go tu wprowadzić, ale chwilowo postanowiłem to zignorować. Okrutnie chciało mi się pić, więc postanowiłem pójść do kuchni po wodę. Nie przypuszczałem, że zaplączę się w pościel i runę jak długi tuż pod stopami chłopaka.

-Charles? - odezwał się zaspany i gdybym był w lepszej kondycji uznałbym go za uroczego kiedy przecierał zaspane oczy piąstkami.

-Nic mi nie jest, zaplątałem się.

-Która godzina?

Zerknąłem na telefon i przez chwilę potrzebowałem ustalić czy na pewno widzę na ekranie to co się tam wyświetla. Wróciłem do domu około czternastej... Położyłem się nie przebierając, co potwierdziłem szybkim rzutem oka na moje ubrania, i chwilę przespałem. To trochę niemożliwe by była czwarta trzydzieści nad ranem, prawda?

-Chyba coś szwankuje mi telefon.

-Pokaż - chłopak zabrał mi urządzenie i przelotnie zerknął na wyświetlacz. -Czwarta trzydzieści - oznajmił spokojnie. -Jesteś głodny? Chce ci się pić?

Adam był już całkiem rozbudzony, zdjął z siebie koc i odłożył na oparcie fotela. Miał podkrążone oczy i zmęczone spojrzenie jakby czuwał nade mną od wielu godzin. Popatrzył na mnie jakoś tak zatroskany i nie wiem czemu w tym momencie przypomniała mi się twarz Maksa. Pewnie teraz leżą razem w łóżku, a on go obejmuje by mógł spokojnie spać... Gładzi go po plecach, całuje w czubek głowy, zaciąga się jego zapachem. Wezbrała we mnie złość, ale czułem się zbyt słaby by się ruszyć, więc dalej siedziałem na podłodze. To bolało... I uświadomienie sobie tego dziwnego uczucia sprawiło, że znów zacząłem czuć.

-Chciałem się napić, ale nie mogę się ruszyć - w połowie skłamałem. Mogłem, ale wydawało mi się to niezwykłym wysiłkiem, więc wolałem nie ryzykować. Chciałem być sam.

-Przyniosę ci coś do picia i jedzenia. Wróć do łóżka.

-Wolę pójść się wykąpać. Śmierdzę - uśmiechnąłem się choć po minie Adama mogłem wywnioskować, że ten pomysł mu się nie podoba.

-Obudzę Patricka i poproszę go by ci pomógł...

-Poradzę sobie...

-Charles, jest wtorek, czwarta trzydzieści. Spałeś ponad dobę...

Wmurowało mnie. Byłem pewien, że mój szef się wścieknie z powodu nieobecności, ale z drugiej strony chwilowo moim jedynym klientem był Patrick, więc może ujdzie mi to jakoś na sucho... o ile Stone mnie nie wsypie...

-Patrick wytłumaczył cię przed szefem.

Uśmiechnąłem się, nie wiem czy miałem to pytanie wypisane na twarzy czy zrzucenie maski obojętności i nieczucia odkryło też inne „rzeczy". A może to Adam miał niezwykłą umiejętność czytania ze mnie jak z otwartej księgi.

-Był wściekły...

-Raczej zły i rozczarowany, ale humor mu się poprawił kiedy Patrick powiedział, że chce byś zajmował się wszystkimi sprawami w firmie i dodatkowo jeszcze jego prywatnymi kwestiami.

-Powinienem mu podziękować...

-Zrobisz to jak dojdziesz do siebie, a teraz wróć do łóżka.

Świąteczne randkiNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ