16.

43 8 6
                                    

Przyznam, że nie tego się spodziewałem... Przez chwilę zacząłem się zastanawiać czy nie pomyliłem adresu albo czy dziewczyna z kawiarni nie zażartowała sobie ze mnie. W drzwiach stał barczysty mężczyzna około czterdziestki i mierzył mnie uważnym spojrzeniem. Moje serce znów zamarło... Czyli wszystko stracone... Może to jego były i jednak postanowili do siebie wrócić dlatego Nataniel nie pozwalał mi się do siebie zbliżyć, bo wiedział, że jeszcze coś do niego czuje i właściwie są na drodze do tego by się zejść. Nagle tysiące myśli zaczęło przebiegać przez moją głowę i nie mogłem ich poukładać.

-Zawsze masz w zwyczaju wydzierać się w środku nocy ludziom pod oknami? - warknął, a ja się wzdrygnąłem, tylko nie wiem czy bardziej z powodu tonu jakim się odezwał czy dlatego, że zaczęło do mnie docierać jak jest zimno. -Teraz języka w gębie zapomniałeś? - zakpił. Odruchowo zacisnąłem szczękę i pięści.

Wstałem i otrzepałem przemoczone spodnie ze śniegu, który do nich przylgnął. Uśmiechnąłem się słabo, ale nie odszedłem.

-Szukam Nataniela...

-To akurat wie już cała okolica. Cud, że nikt nie zadzwonił po policję.

-Chciałem z nim porozmawiać...

-Tak, to też już wiem. Darłeś się jak zarzynany cielak.

-Zastałem go?

-Nie chce z tobą rozmawiać - czyli jednak jest w domu.

-Zajmę mu tylko kilka minut - spojrzałem odważnie w oczy mężczyzny. Patrzył na mnie twardo, nieustępliwie i coś czułem, że bez mocnych „argumentów" może się nie obejść.

-Mam rozumieć, że potrzebujesz tłumacza? - strzyknął palcami, aż przeszły mnie dreszcze.

-Nie. Chcę go tylko przeprosić...

Dłuższą chwilę mierzyliśmy się na spojrzenia. Wiedziałem, że z nim przegram. Jestem mniejszy, zziębnięty, skostniały i przemoczony. Nie mam z nim szans, ale nie zamierzam się również poddać. Przynajmniej niech pozwoli mi przeprosić Nataniela. O nic więcej nie proszę.

-Charles?

Po schodach zszedł Nataniel. Ledwie było go widać zza tego postawnego mężczyzny. Chciałem go zobaczyć, ale typ zasłaniał mi cały widok próbując go zasłonić. Do jasnej cholery! Przecież nie zrobiłem mu nic złego! Ja go nawet nie pocałowałem! Ok, nie zachowałem się dobrze... Właściwie powinienem być bardziej powściągliwy, ale w tamtym momencie nie potrafiłem się powstrzymać. I naprawdę teraz tego bardzo żałowałem. Nie samej chwili, tego ulotnego kontaktu, ale tego, że nie zapytałem o pozwolenie.

-Nataniel... - szepnąłem i sam siebie zaskoczyłem jak miękko jego imię ułożyło się na moim języku.

-Charles... Co ty tu...

Chłopak, pomimo protestu osiłka, stanął przed nim i przyjrzał mi się uważnie po czym zamilkł. Sam również zlustrowałem go od góry do dołu wzrokiem. Miał ładne, szczupłe nogi, odrobinę zaokrąglone biodra, na stopy zamiast kapci założył ciepłe, puszyste, kremowe skarpety. Jednak nie to przykuło moją uwagę. Miał na sobie o wiele za dużą bluzę i śmiem twierdzić, że mniej więcej była w rozmiarze Pana-Idź-Stąd-i-Najlepiej-Nie-Wracaj-Nigdy.

-Jesteś cały przemoczony! - chciał do mnie pobiec, ale typ złapał go w talii i przyciągnął do siebie. Zawrzało we mnie kiedy chłopak nawet nie wzdrygnął się na ten gest.

-To nic... - zrobiłem krok w tył. -Przyszedłem tylko przeprosić i zaraz sobie pójdę.

-Charles...

Świąteczne randkiWhere stories live. Discover now