29. Jesteś okrutna, Veronico Gryffin.

1.4K 120 389
                                    

Mogę liczyć na spam komentarzy od was? Ostatnio jest tu bardzo pusto

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Mogę liczyć na spam komentarzy od was? Ostatnio jest tu bardzo pusto...

Rozpoczął się maj. Miesiąc, w którym powinno się cieszyć życiem, odliczać dni do końca roku szkolnego i odpoczywać. Tymczasem ja siedziałam w domu, tonęłam w stosie podręczników, jednocześnie pilnując Louisy i próbując się dodzwonić do Thomasa, z którym nie miałam kontaktu już od dwóch tygodni. Wiedziałam, że powinnam do niego pojechać, odwiedzić, ale nie było go nigdzie, gdzie mógłby przebywać – nawet w rodzinnym domu. Pozostali członkowie ekipy informowali mnie o każdym nowym posunięciu, ale niestety ich nie było. Martwiłam się, cholernie się martwiłam, ale musiałam być silna. Dla Lou. Przygotowywałam się też do pierwszego egzaminu, który miałam mieć z wiedzy o społeczeństwie już za tydzień. Potem matematyka, a na koniec angielski. Oczywiście licząc tylko rozszerzenia. Stresowałam się. Bardzo się stresowałam. 

Co do Eveline i Chase'a, przeszczep się udał. Kobieta zadzwoniła do mnie, płacząc. W pierwszej chwili byłam przerażona, że się nie powiodło. Potem jednak wyjaśniła, że to łzy radości, że ona już się wybudziła, a mały jeszcze musiał być utrzymywany w stanie śpiączki farmakologicznej. Oboje trzymali się dobrze. Ostatni telefon od Eveline otrzymał mój tata, dzisiaj rano. Powiedział, że Chase i ona niedługo wyjdą ze szpitala i przeniosą się do ich domu, w Anglii. Tej ostatniej informacji nie mówiliśmy Louisie. Wiedziała, że jej brat żył, tyle jej wystarczało. Sama dziewczynka się rozpłakała ze szczęścia. Te dzieci miały naprawdę piękną więź ze sobą.  

– Vi, ładnie? – Lou wyrwała mnie z czytania o stosunkach międzynarodowych. 

Zerknęłam na jej rysunek, który widziałam do góry nogami, bo siedziała naprzeciw mnie przy stole w kuchni. Obróciłam go w swoją stronę. Przedstawiał mnie, która siedziała z książką przed sobą. Jak na pięciolatkę, ten projekt był naprawdę dobry. Louisa naprawdę umiała rysować. Może w przyszłości okaże się artystką? Wcale by mnie to nie zdziwiło. Idąc linią genetyczną, musiała mieć w sobie jakąś wrażliwość do sztuki. 

– Bardzo, Lou – odpowiedziałam z podziwem i się uśmiechnęłam. – Masz ogromny talent, nie zmarnuj go. – Pochyliłam się i zmierzwiłam jej włosy, a dziewczynka się zaśmiała. 

Wtedy zadzwonił mój telefon. Oddałam Louisie rysunek i wstałam, żeby zlokalizować w porozrzucanych po całej kuchni książkach mojego Iphone'a. Dziwiłam się, że Lou jeszcze nie nauczyła się przez te podręczniki konstytucji na pamięć. Dziewczynka jednak nie była znudzona, gdy ja się kształciłam. Cieszyłam się, że miała dosyć ugodowy charakter.

– Halo? – rzuciłam w ostatniej chwili, gdy znalazłam telefon pod jednym z repetytoriów. 

– Ronnie! Nareszcie! – Usłyszałam głos Rosaline. 

– Cześć, Ross. Co tam? – zapytałam, siadając na krześle. Louisa zaczęła przeglądać jedną z książek o polityce. 

– Wrócił. – Kiedy tylko to jedno słowo dotarło do moich uszu, serce zacisnęło się na moment. Przeczesałam długie włosy, których jednak nie ścięłam i teraz sięgały mi za łopatki. Cholera, wrócił. 

Escape from the darkWhere stories live. Discover now