Epilog

547 23 25
                                    

Byłam osobą, która słynęła ze słabej pamięci. Potrafiłam trzy razy zapytać o to samo i to w przeciągu pół godziny. Wiele chwil już dawno rozmyło się w mojej głowie tylko po to, by zaraz pojawiły się w niej nowe, które odchodziły, uznawane za nieistotne. Ludzie z natury pamiętają o rzeczach, które wywołują w nich skrajne emocje. Euforia i ekscytacja. Smutek i strach.

Tego jednego dnia nie potrafiłam zapomnieć nigdy.

Wiedziałam, że działo się coś złego od chwili, gdy otworzyłam oczy. I nie wierzyłam, że nagle magicznie wszystkie problemy znikną. Dlatego byłam przygotowana na to, co mogło nadejść. Ale tego, że mój tata znajdzie się w szpitalu, w życiu nie przewidziałam. W ani jednym scenariuszu.

Pojechałam do szpitala z Jackiem. Zamówił ubera, kiedy ja z nerwów cała się trzęsłam. Próbowałam oddzwonić do Caroline, ale jej komórka nie odpowiadała. Podobnie jak za następnymi czterema razami. Williams obejmował mnie i mówił coś, co do mnie w ogóle nie docierało. W zasadzie, mógłby mnie nawet wypytać o każdą tajemnicę, a ja pewnie bym mu śpiewająco odpowiedziała. Pod warunkiem, że bym go słuchała. Chciało mi się wymiotować, walczyłam z kolejnym atakiem nerwowym. Skupiałam się na swoim oddechu. Moja była psycholog, Ruth Howard, poleciła mi to ćwiczenie w takich właśnie wypadkach. Niestety, nie działało.

A kiedy wbiegłam na oddział, gdzie leżał mój tata, czas zwolnił.

Zwolnił, bo zobaczyłam zapłakaną Caroline.

Zwolnił, bo nie dotarłam na czas.

W pierwszej chwili miałam wrażenie, że stanęłam w miejscu. Tak po prostu, wszystko się zatrzymało. W uszach dudniło mi serce i własny oddech wydawał się wrzaskiem. Tak rozdzierającego bólu nigdy nie czułam. W następnej chwili zakręciło mi się w głowie. Jack coś mówił, Caroline patrzyła na mnie i płakała, kiwając głową na moje przypuszczenia. Trzęsły mi się ręce, ale ta irracjonalna część mnie dalej nie wierzyła, że to prawda. Pokręciłam głową i zacisnęłam usta. To przecież niemożliwe, jeszcze dziś wieczorem normalnie rozmawialiśmy.

– Nie – wymamrotałam i zrobiłam krok w przód. – Nie – powtórzyłam, znów kręcąc głową.

– Ronnie, tak mi przykro – wyszeptała Davis, nim mnie objęła. Nie odwzajemniłam uścisku. Nie potrafiłam.

– Nie, to niemożliwe. – Przełknęłam ślinę. Caroline spojrzała mi w oczy i uśmiechnęła się przez łzy.

– Veronica. – Odwróciłam się, kiedy Jack się odezwał. Jego smutny wzrok potwierdzał to, w co nie mogłam uwierzyć. Moim ciałem wstrząsnął szloch, dłonią dotknęłam ust. Rudowłosa znów mnie objęła, a ja ten gest odwzajemniłam.

– Chcę... muszę go zobaczyć – wydusiłam z siebie, zaciskając szczękę. W tamtej chwili nie interesowało mnie to, że wszyscy widzieli mój ból.

– Kochanie, to nie jest dobry pomysł.

– Muszę go zobaczyć – powtórzyłam i odsunęłam się od niej. Usłyszałam zgrzyt drzwi i moment później na korytarzu pojawił się mężczyzna w fartuchu. – Proszę pana, co z moim tatą – zaczepiłam go. Spojrzał na mnie z roztargnieniem. Caroline dotknęła mojego ramienia.

– Pani nazwisko? – spytał zmęczonym głosem. Dla niego ta praca była rutyną, miał obycie z cierpieniem. Ale ja nie. Ja czułam się jak ktoś, komu wyrwano serce.

– Gryffin. Veronica Gryffin. Przywieźli tu mojego tatę, Simona Gryffina. – Lekarz zajrzał w teczkę i potarł nos pod okularami, ciężko wzdychając.

– Przykro mi, robiliśmy wszystko, co w naszej mocy – powiedział i spojrzał mi w oczy. Przełknęłam ślinę. – Pani tata odszedł, dostał ataku serca. Jego resuscytacja trwała czterdzieści osiem minut, ale nie przywróciła ona czynności życiowych.

Escape from the darkМесто, где живут истории. Откройте их для себя