Rozdział 13.

11 1 6
                                    

Alfred wrócił do swojego pokoju. Położył się na łóżko, tępo patrząc w baldachim. To wszystko go przerastało. Ilość pytań bez odpowiedzi ciągle wzrastała. O co w tym wszystkim chodzi?! Czemu to właśnie los, ma do mnie pretensje a nie do ojca?!- Alfred naprawdę rozumiał coraz mniej. Usiadł i ciężko westchnął. Nadal nie wiedział kim był mężczyzna z jego snu. Mimo to ,miał nieodparte wrażenie, że gdzieś już go widział. Pytanie brzmiało tylko gdzie ?

Poranek nadszedł szybciej niż Alfred się spodziewał. Na szczęście nie miał koszmarów i mógł na spokojnie się wyspać. Wyciągnął rękę w stronę krzesła, gdzie leżała jego kamizelka. Z niej wyjął swój zegarek. Spojrzał na czas. Była siódma. Chcąc nie chcąc wstał aby rozprostować kości. Podszedł do okna, wyglądając na dziedziniec, który już tętnił życiem. Na niebie powoli wstawało listopadowe słońce, zapowiadając ładny dzień. Do jego uszu doszło ciche pukanie, spojrzał w kierunku drzwi. Po chwili do pomieszczenia wkroczyła pokojówka.

- Wasza wysokość, Król zaprasza na śniadanie.

- Oczywiście, już idę.

*

Arthur tymczasem dalej spał jak zabity. Nie rozebrany i nie umyty, wciąż leżał w łóżku. Nie słyszał ani pukania, ani nawoływania służby. Po prostu spał. Miał dziwny sen, bo śniła mu się jego matka. W tym śnie przytulała go do siebie, śpiewając kołysanki. Ciągle powtarzała, że czeka go dobra przyszłość, tylko musi czekać. Blondyn siedział w nią wtulony. Słuchał jej pieśni co jakiś czas ocierając łzy. Aż spokojny i kojący głos kobiety uśpił go również we śnie.


Gdy otworzył oczy, zamiast matki ujrzał nad sobą kawał materiału. Usiadł opierając swoją głowę na ręku. Z jego oczu popłynęło kilka łez.- Mamo...- cicho jęknął sam do siebie. Poczuł przeogromny smutek. Naprawdę w głębi duszy tęsknił za matką, ojcem i braćmi. Mimo, że miał już dwadzieścia kilka lat na karku. Nie było także dnia aby nie myślał o swoich braciach. Dlaczego odeszli i go zostawili, czy w ogóle jeszcze żyją? Nie wiedział nic. Był sam i to go najbardziej bolało.

Otarł łzy i spojrzał na siebie.

- Cholera....nawet się nie rozebrałem...- wstał, i zaczął zdejmować powoli ubrania. Nagle drzwi do pokoju zostały wyważone. Arthur podskoczył z szoku i spojrzał na wejście. W nich stał walet, z kilkoma osobami ze służby. Blondyn zamrugał z niedowierzaniem, a brunet na jego widok, uśmiech zagościł mu na twarzy.

- O moja kochana pasto, wreszcie wstałeś! Byliśmy zmartwieni, że jeszcze śpisz i nie reagujesz na nasze wołanie. Wszystko w porządku?- Feliciano stanął przed nim, ze zmartwioną twarzą. Arthur był całkowicie skołowany. Sięgnął po zegarek stojący przy łóżku.

- O jasna cholera już jest 14?!- Arthur wprost nie dowierzał. Spał ponad 18 godzin! Nigdy nie zdarzało mu się tak długo spać. Blondyn spojrzał lekko czerwony na przybysza, który wydawał się już z ulgą uśmiechać do niego.- Przepraszam. widocznie byłem tym wszystkim zmęczony.- Arthur cicho bąknął a walet poklepał go pocieszająco po ramieniu.

- Nic się nie stało. Tylko Książę Alfred kilkakrotnie dobijał się do ciebie. Gdy za którymś razem nie odpowiedziałeś, zaczęliśmy się martwić! Na szczęście jesteś cały i zdrów. Nasze królestwo służy ci na sen, co mnie cieszy. Musisz być głodny. Poproszę służbę aby przygotowała ci jakiś posiłek. No i powiem księciu ,że z tobą wszystko okej! Drzwiami się nie przejmuj, ktoś je zaraz naprawi.

- Dziękuje i przepraszam za kłopot. – Walet tylko pomachał i wyszedł z pokoju. A Arthur szybko udał się do łazienki. Gdy wyszedł, w pokoju czekała na niego taca z jedzeniem. Zaburczało mu w brzuchu na widok tych wszystkich pyszności. Miał na niej wiele różnych rodzajów wędlin, serów, chleba oraz owoce. Służba przygotowała także herbatę jaśminową, która była tutejszym rarytasem. Blondyn przysiadł do stołu, z zamiarem jedzenia gdy do pokoju wpadł kolejny gość: książę.

Królestwo Przeznaczenia [USUK]Where stories live. Discover now