Rozdział 4.

16 1 0
                                    

Król siedział razem z małżonką w salonie. Był zły i sfrustrowany bo od kilku miesięcy oczekiwał pewnego przedmiotu. Właśnie dostał informację, że owa rzecz jest już gotowa i ma ją otrzymać dziś. Nerwowo walił palcami w stół. Królowa zdenerwowana, spojrzała na swojego męża.

- Uspokój się, przecież dziś ma ci to przynieść.

- Wiem. Mam nadzieję, że będzie taki jak oryginał. Biada mu jeśli mnie oszuka.

- Spokojnie, wie jakie są konsekwencje jeśli zawiedzie. Bardziej martwi mnie czy aby na pewno dobrze robimy. Co jeśli los nas ukarze? W końcu igramy z tajemniczą siłą.

- Mam to gdzieś. Los nie będzie mi dyktował co mogę a co nie. Ja tu jestem królem! Zależy ci na jego szczęściu czy bardziej na głupim losie?

- Przecież znasz odpowiedź.

- To koniec dyskusji. - Król spojrzał na drzwi, w które ktoś nieśmiało pukał. - Wejść!- Drzwi się otworzyły a razem ze strażnikami do pomieszczenia wszedł starszy człowiek.Trzymał w rękach drewnianą szkatułkę.

- Witam Wasza Wysokość. - Mężczyzna ukłonił się. - Mam to o co prosiłeś.

- Pokaż mi.- Na słowa króla mężczyzna wyjął szkatułkę i otworzył ją. Król zajrzał do środka i od razu się uśmiechnął. Wyjął niepewnie przedmiot oglądając go w dłoniach. - Wspaniały! Należą ci się słowa uznania! Jednak czy będzie się zachowywał tak jak prosiłem?

- Oczywiście, Wasza Wysokość. Sprawdzałem kilka razy. Żadnej pomyłki.- Mężczyzna cieszył się, że król uznał jego dzieło. Pracował kilka miesięcy aby otrzymać jak najlepszy efekt. Kilkadziesiąt godzin ciężkiej pracy ale było warto. Król i królowa z podziwiłem obserwowali przedmiot.  W końcu król odłożył go z powrotem do szkatuły.

- Tak jak rozmawialiśmy, zostaniesz hojnie wynagrodzony! Pamiętaj jednak, że to zostaje między nami. Nigdy nie wolno ci powiedzieć co robiłeś ani dla kogo rozumiesz?

- Oczywiście Wasza Wysokość.

- Dobrze, straż zabrać tego człowieka. Dajcie mu jego zapłatę. Taką na jaką zasługuje.- Król uśmiechnął się do wchodzącej straży. Gdy mężczyźni zabrali starszego z salonu, w zamku momentalnie rozległ się krzyk. Władca usiadł  zadowolony przy stole, patrząc cały czas na szkatułkę. Nikt się nie dowie. Los nie wygra tym razem. Teraz to on rozdaje karty.

*

Alfred całą noc nie spał. Nie mógł wyrzucić z pamięci służby stojącej pod ścianą. Czuł się okropnie. Wszystko to było przez niego. Siedział na łóżku, cały czas opierając głowę na rękach. Stwierdził, że nawet spotkanie ponownie Arthura, nie było warte tego co przeszła służba. Po wczorajszej rozmowie z bratem, postanowił na razie nie wychodzić z zamku. Mimo to wciąż chciał się widywać z Arthurem. Siedział i myślał jak to wszystko pogodzić gdy usłyszał pukanie.

- Proszę...

- Alfred wszystko w porządku?- Walet wszedł do środka i ujrzał załamanego blondyna. Podszedł i siadł koło niego. Zastanawiał się co powiedzieć. Blondyn wyglądał strasznie. - Słuchaj, co się stało, to się nie odstanie. Nie możesz się załamywać. My jesteśmy przyzwyczajeni do dziwnych zachowań króla.

- Mój ojciec jest okropnym człowiekiem prawda? Arthur miał rację...

- Arthur? Co za Arthur? To ten twój zmyślony przyjaciel?

- On nie jest zmyślony!- Alfred aż wstał z łóżka.- Nikt mnie nie rozumie i mi nie wierzy jak zwykle.

- To wczoraj u niego byłeś?

Królestwo Przeznaczenia [USUK]Where stories live. Discover now